Jesteśmy Polakami!
Wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci!
Polak Polakowi bratem!
Co dzień Polak narodowi służy!
Polska Matką naszą - nie wolno mówić o Matce źle!
Te 5 słynnych Prawd Polaków zostało wypowiedzianych przez dr Jana Kaczmarka podczas I Kongresu Polaków w Niemczech w Berlinie w 1938 roku. Wówczas słowa te skierowane były do Polaków w Niemczech, którzy dostrzegli palącą potrzebę zjednoczenia, szczególnie wobec zła, które przybierało coraz bardziej potworne rozmiary w kraju, w którym mieszkali. Gdy dziś do tych słów wracamy, do przemówień wówczas wygłaszanych, to nasuwa się nieodparte wrażenie, że myśli tam sformułowane zachowują wiele aktualności, a co więcej, dotyczą nie tylko Polaków w Niemczech, ale również w Polsce i w innych krajach. 5 Prawd Polaków to ciągle aktualne wyzwanie dla wszystkich Polaków - na całym świecie.
JESTEŚMY POLAKAMI!
Zagrożenia dla nas jako Polaków mogą być rasowe, narodowe i obywatelskie.
W okresie panowania niemieckiej ideologii narodowosocjalistycznej na pierwszy plan wysuwało się zagrożenie rasowe. Polacy zaliczani byli do rasy podludzi z tytułu przynależności do Słowian. Reszta była konsekwencją tej rasowej niższości. Polacy byli podludźmi. Żydzi - zwierzętami.1 Prawa obywatelskie Polaków na terenach opanowanych przez Niemców nie były prawami dla ludzi. A więc zagrożenie dla praw ludzkich i obywatelskich wynikało z tzw. rasizmu, sytuującego Polaków jako Słowian na poziomie podludzi.
Dziś tzw. rasizm dotyczący Słowian nie jest przedmiotem jakiejś promowanej ideologii. Nie cierpimy jako Polacy z tego tytułu, że jesteśmy Słowianami. Ale jest odpowiednik tamtego zagrożenia. Słowiańszczyzna po II Wojnie światowej została wchłonięta przez Związek Radziecki z jego obliczem azjatycko-komunistycznym. Szereg narodów, w tym Polacy, zostało poddanych procesowi degradacji cywilizacyjnej. W efekcie narody te zaczęły być postrzegane przez Zachód jako druga kategoria ludzi, ale nie z tytułu przynależności do Słowian, lecz do Bloku Sowieckiego. Polacy - to naród z bloku sowieckiego, z jakby z nowej rasy, o określonych cechach: niechlujstwo, dziadostwo, brak godności, niska jakość produkcji, etc. Polacy biorą jakiekolwiek prace na Zachodzie i ściągają samochodowe wraki do Polski.
Kiedy mówimy na Zachodzie, że jesteśmy Polakami, to patrzą na nas z lekką pogardą, a przynajmniej nieco z góry. To prawda, nie jak na Murzynów czy kolorowych, którzy należą do Trzeciego świata, ale jednak ciągle jesteśmy nie z Pierwszego świata. To się odczuwa przebywając na Zachodzie. Również przebywający w Polsce cudzoziemcy z Zachodu czy to w charakterze turystów czy też przedsiębiorców traktują nas jako kraj i ludzi ciągle egzotycznych. Ciągle istnieje ta druga kategoria jako pozostałość przynależności do Bloku Sowieckiego. Ta przynależność jest odpowiednikiem dawnej przynależności rasowej - słowiańskiej. Z tytułu tej przynależności jesteśmy dyskryminowani w świecie zachodnim: Polak? A to znaczy, że z Europy Wschodniej, być może dawnej republiki sowieckiej. Gdy mowa o Polsce, to pojęcie Europy Środkowej jest ciągle wypierane przez pojęcie Europy Wschodniej, tak jakby pojęcie „Mittel-Europa" było zarezerwowane dla Niemców.
Przyznanie się na Zachodzie do tego, że Jestem Polakiem!" wymaga odwagi. Spychani jesteśmy już w punkcie wyjścia na gorszą pozycję społeczną. I to jest ten dzisiejszy odpowiednik dawnego rasizmu związanego z przynależnością do Słowian. Tyle że najpierw nas Zachód wskutek różnych układów wepchnął w objęcia Wschodu, a teraz pogardza, ponieważ jesteśmy ze Wschodu.
Ale obok dyskwalifikacji postkomunistycznej, nieustannie obecne jest zagrożenie dla nas jako dla narodu. W okresie nazistowskim znajdowało to swój jednoznaczny wyraz. Sprowadzenie do rzędu podludzi łączyło się z odmówieniem prawa do własnej kultury. Goebbels pisał: musimy wykorzenić polską kulturę, aby nie odrosła, bo wraz z nią odrośnie polski nacjonalizm.2 Dla Goebbelsa polski nacjonalizm wynikał z polskiej kultury, a podludzie nie mają prawa do kultury i do narodowości. Bez kultury nie ma narodowości. W prasie krajowej i zagranicznej spotykamy artykuły o polskim nacjonalizmie, szydzi się z polskiej kultury, z polskich wieszczów. Czy ci, którzy tak piszą, zdają sobie sprawę, że podążają śladami Goebbelsa?
A jakie są dzisiejsze oficjalne tendencje europejskie i światowe? Dąży się do eliminowania pojęcia narodu. Zamazuje się różnicę między nacjonalizmem a patriotyzmem, redukuje wszelkie przejawy miłości Ojczyzny do nacjonalizmu. Dokonuje się to przy hałaśliwym wtórze mediów i konkretnych redukcji programów nauczania do przedmiotów zawodowych z wyłączeniem dziedzictwa humanistycznego. Najbardziej cierpią trzy przedmioty: historia, geografia i... język ojczysty. Współcześni zaborcy lepiej znają język polski od Polaków! Tendencje sterylizowania narodów wynikają z historiozoficznego założenia, że źródłem nieszczęść nowożytnej i współczesnej historii Europy były waśnie narodowe. W związku z tym mamy taki paradoks, że pojęcie narodu funkcjonuje w kategoriach mniejszości narodowych mieszkających poza Ojczyzną, natomiast milczy się o prawach narodów w ich własnych ojczyznach. Podkreśla się różnorodność, a milczy o tożsamości.
Jest tu kilka błędów, ale dwa są szczególnie istotne. Trzeba odróżnić nacjonalizm od patriotyzmu, trzeba odróżnić sytuację narodu polskiego od wielu narodów zachodnioeuropejskich. Przede wszystkim patriotyzm jest jak najbardziej pożądaną cnotą miłości do własnej ojczyzny, nacjonalizm natomiast jest formą zwyrodniałą. Tak jak winniśmy kochać Boga i rodziców, tak też naszym obowiązkiem jest miłość do Ojczyzny. Miłość do własnej ojczyzny nie wyklucza szacunku, a nawet miłości do innych narodów (ksenofobia). Ale, jak zauważył Arystoteles, aby być czyimś przyjacielem, trzeba najpierw umieć być przyjacielem samego siebie. Nie ma miłości do innych narodów, jeśli ktoś nie kocha narodu własnego.
Miłość do ojczyzny biegnie poprzez miłość do rodzimej kultury, którą trzeba znać. Poprzez kulturę rodzimą człowiek buduje własne człowieczeństwo, albowiem kultura narodowa jako najbliższa może być najłatwiej i najszerzej asymilowana. Kultura jest przecież sposobem życia osobowego człowieka, poprzez kulturę człowiek żyje na sposób ludzki. Ale nie ma kultury w ogóle, tak jak nie ma zwierzęcia w ogóle, są natomiast poszczególne gatunki zwierząt i są rozmaite kultury, tworzone i asymilowane przez poszczególne narody. Obok więc zdrowej miłości do Ojczyzny jest też budowanie własnego człowieczeństwa w kulturze narodowej. Odebrać człowiekowi jego Ojczyznę i jego kulturę, to go zubożyć i zdegradować nie tylko jako przedstawiciela danej narodowości, ale również jako człowieka. Czy ci, którzy dążą do wyniszczenia kultur narodowych w ramach unifikacji i globalizacji zdają sobie z tego sprawę? Przecież w tym tzw. „Nowym światowym ładzie" miejsce Goebbelsowskich podludzi zajmują ludzie-maszyny. Jeden i drugi twór nie potrzebuje tożsamości narodowej, albowiem jeden i drugi nie jest już człowiekiem-osobą. Jest to twór, który można włączać, wyłączać i przy nim majstrować (inżynieria genetyczna, aborcja, eutanazja).
A wreszcie nacjonalizmy jako źródło konfliktów europejskich nie dotyczą Polski. Albowiem problem nabrzmiał w okresie postreformacyjnym, gdy kolejne narody zaczęły przypisywać sobie - wzorem Judejczyków - wybraństwo. Dotyczy to Anglików, Niemców, Francuzów i Rosjan. Narody te uważając się za narody wybrane usiłowały wywalczyć dla siebie dominację w Europie. To był ten ideologiczno-religijny podkład konfliktów i wojen. Ale trzeba odróżnić patriotyzm od nacjonalizmu. Polska w okresie największych przesileń stała się przedmiotem ataków ze wszystkich stron aż doszło do tego, że straciliśmy własną państwowość. I wówczas tym co pozwala narodowi przetrwać jest jego kultura. Patriotyzm polski wynikający z kultury narodowej pełnił w naszych dziejach wyjątkową rolę, nie nacjonalistycznego agresora, ale tarczę dla zaatakowanej ofiary. Jaki jest więc sens do jednego kotła wrzucać patriotyzm i nacjonalizm w sytuacji narodu polskiego?
Dziś może dojść do tego, że Polakom łatwiej będzie zachować swoją tożsamość narodową nie w Polsce, ale jako mniejszość narodowa w obcym kraju. Można to zaobserwować analizując profil podręczników do polskiego czy historii, tych, które obowiązują w Polsce, i tych, które są z Polski promowane za granicą dla Polonii; bardziej polskie i bardziej patriotyczne są wydawnictwa polskie dla Polonii.
A więc chodzi o to, że jest jakieś zagrożenie narodowości polskiej, która podtrzymywana jest poprzez kulturę. To zagrożenie poprzednio wynikało z rozbiorów i antypolskiej polityki zaborców (np. Kulturkampfu czy anty-polonizmu rosyjskiego po Powstaniu Styczniowym), w okresie międzywojennym natomiast Polacy jako emigranci mogli się bać przyznawania do własnej narodowości. Po wojnie ponieważ zło wyrządzone Polsce było olbrzymie, a dostaliśmy się pod wpływy Sowietów, realizowano ideologię zrzucenia całej winy za nieszczęścia Polski na Niemców. Uderzano w nutę patriotyczną jako antyniemieckość, choć docelowo ideał socjalizmu był taki: robotnik nie ma Ojczyzny. W momencie gdy tak pojęty patriotyzm spełnił swoją rolę, przystąpiono do osuszania nas z uczuć patriotycznych, które płytko i jednostronnie osadzone, łatwo się tej operacji poddały. Jest wreszcie aspekt obywatelski. Jesteśmy Polakami, to znaczy jesteśmy obywatelami polskimi. Dla wielu osób pozostających za granicą ponętna była propozycja zrzeczenia się obywatelstwa polskiego, a wygodna dla władz w Polsce, ponieważ chodziło o eliminację elementu inteligentnego i aktywnego. Była to forma banicji. Z punktu widzenia państwa Polskiego osoby bez obywatelstwa Polskiego były zneutralizowane, bo już nie miały prawa do państwa Polskiego. Przy polityce kolonizacyjnej było to obcym jak najbardziej na rękę: zdolnych i aktywnych tubylców przechwycić dla kolonizatorów, a tych, którzy się opierają zamknąć, wyizolować, albo zachęcić do banicji. Polacy-emigranci zapominali, że pozbawieni obywatelstwa polskiego tracą prawo do państwowości polskiej, a rym samym prawo do Polski. To był istotny element planu kolonizacji Polski. Strzeżmy więc naszego obywatelstwa, bo potrzebuje go Polska i naród Polski.
WIARA OJCÓW NASZYCH JEST WIARĄ NASZYCH DZIECI!
Polacy przyjmując chrześcijaństwo, za pośrednictwem Czechów, z Rzymu, oparli też swą tożsamość narodową, a więc kulturową i cywilizacyjną, najpierw na chrześcijaństwie zachodnim, a później w obliczu Reformacji - na katolicyzmie. Szczególnie po Reformacji tak się stało, że typ wiary był częścią uprawnień politycznych władzy państwowej, a także stał się elementem polityki międzynarodowej sąsiadujących z nami państw, które w końcu stały się naszymi zaborcami. Zaborcy odbierając nam państwowość równocześnie narzucali siłą swoją wiarę: Rosjanie - prawosławie, Niemcy - protestantyzm; natomiast Austriacy reprezentowali katolicyzm, ale pojęty na sposób protestancki (tzw. józefinizm). A więc nie tylko po linii kultury i języka, ale również po linii wiary nasza tożsamość narodowa od 1000 lat związana jest z katolicyzmem. Tym samym hasło: „wiara ojców naszych jest wiarą naszych dzieci", jest uzupełnieniem hasła pierwszego.
Na ten problem religii i wiary trzeba patrzeć nie tylko przez pryzmat sumienia, ale również polityki. W tradycji polskiej obowiązywała zasada wolności sumienia w sprawach wiary, a więc nieingerencji państwa w sprawy religii (Paweł Włodkowic, Zygmunt August), a to odróżnia katolicyzm od protestantyzmu i prawosławia. Natomiast z punktu widzenia politycznego wrogowie nasi próbowali posługiwać się religią, żeby nas niszczyć politycznie. Gdy mowa o religii, to trzeba wyraźnie te dwa aspekty poodróżniać: aspekt polityczny i aspekt sumienia. W sumieniu każdy ma prawo do wiary, jaką chce wyznawać, ale nie można zapominać, że cezaropapizm w różnych odmianach podporządkowuje sobie religię, natomiast współczesny liberalizm religię instrumentalizuje dla własnych celów.
W Polsce po II Wojnie Światowej zaprowadzono nową religię w postaci urzędowego ateizmu. W tym momencie nasza racja tożsamości przesunęła się w kierunku opozycji: wierzący- niewierzący. Ponieważ jednak zdecydowanie dominującą religią był katolicyzm, (wschodnie tereny Rzeczpospolitej, gdzie mieszkali prawosławni i unici zostały zagrabione przez ZSRR), to z punktu widzenia politycznego racją tożsamości polskiej stała się przynależność do Kościoła Katolickiego. Wierność wierze ojców i wychowanie dzieci w duchu katolickim stało się obowiązkiem nie tylko religijnym, ale i patriotycznym.
Dziś w tzw. świecie zachodnim dominuje ateizm, sekularyzacja, a nadciąga New Age. Jest to cywilizacja postchrześcijańska, silna pieniądzem, mediami, administracją i techniką. Polska przy tych parametrach jawi się jako naród osłabiony: kraj zadłużony, zubożony, media w 80% niepolskie, administracja przekwalifikowywane dla obcych struktur, zacofany przemysł. Naszą unikalną siłą jest przywiązanie do najwyższej kultury, jaką reprezentuje katolicyzm, ciągle żywy, choć w tak osłabionym narodzie. Trzeba realnie widzieć słabość i siłę naszego narodu. Tu nie chodzi o winę czy tego rodzaju rzeczy, tu chodzi o siłę, jaką dziś sobą reprezentuje. Ta siła jest bardzo mała. W tych sprawach trzeba być realistą, nie można uciekać ani we wspomnienia, ani w marzenia. Otóż, naszą wyjątkowością i siłą jest żywy katolicyzm; gdy to stracimy, będziemy tylko sprzątaczką i tylko ściennym malarzem. Dlatego naród i ludzie niezwykli do tego instynktownie wracają, gdy jest zagrożenie. Tylko poprzez katolicyzm jako naród polski możemy odzyskać sile i znaczenie w przyszłości. Katolicyzm pojęty jako typ cywilizacji, a nie tylko jako zespół wierzeń. Bo Zachód idzie w kierunku samobójczym: rozbicie rodziny, narodów, religii, człowieka. Legalizacja aborcji, eutanazji, homoseksualizmu i pedofilii - oto ideały cywilizacyjne dzisiejszego Zachodu.
W perspektywie przyszłych pokoleń Polska wierna katolicyzmowi ma szansę przetrwania, a nawet wzmocnienia się. Zachód to będą kolorowi i islam, oni szanują swoją religię i swoje rodziny. Katolicyzm pomoże nam przetrwać upadek cywilizacji Zachodu.
POLAK POLAKOWI BRATEM!
Tu dotykamy kwestii dość drażliwej, ponieważ związanej z tzw. wadami narodowymi, które dodatkowo później były podsycane i wyolbrzymiane przez naszych wrogów. Ale każdy naród jak i człowiek ma jakieś tam wady, więc nic w tym niezwyczajnego. Już Jan Długosz pisał, że Polaków cechuje bezinteresowna zawiść. Cóż innego może robić zaborca lub kolonizator, jeśli nie korzystać z narodowych wad opanowanego kraju, a nawet utwierdzać je i powiększać? Mniejszość w danym kraju rządzi wielkością przez podział: divide et impera. Sto osób będzie rządziło milionem, jeśli ten milion podzieli na 10-osobowe grupki, a może nawet uda się podzielić na pojedyncze „sztuki"? To dopiero byłby wyczyn, po prostu magiczna łatwość rządzenia. Dziesięć osób będzie rządziło milionem, jeśli ten milion podzieli się na pojedyncze osoby.
Ile nas jest? W kraju prawie 40 milionów, za granicą do 20 milionów, a więc ok. 60 milionów Polaków na świecie. Jakże niewiele narodów europejskich jest liczniejszych od nas. Jeżeli jednak przełożymy to na siłę wynikającą z solidarności ogólnonarodowej, to okaże się, że niewiele jej jest. Czy sto milionów Polaków na świecie, czy 50 milionów, czy milion, czy dziesięć osób, to na to samo wychodzi. W takim układzie ilość nie przekłada się na siłę. A są narody, które z niewielkiej grupki umieją wyczarować niesamowitą siłę. Ręce, nogi, tułów, to wszystko jest większe od oczu, a jednak to oczy pokazują kierunek. Bez oczu siła mięśni może być skierowana na samounicestwienie. Podobnie jest w społecznościach, jeśli nie ma tej zasady integrującej ku solidarności i sile, społeczność słabnie, a nawet zaczyna ginąć.
Hasło: „Polak Polakowi bratem" jest niesłychanie aktualne, ponieważ z różnych stron i na różne sposoby jesteśmy dzieleni, a do tego wykorzystywane są nasze różne narodowe czy słowiańskie cechy, jak zawiść, brak roztropności, naiwność, sentymentalizm. Jesteśmy dzieleni i dzielimy się sami, nie szukamy w sobie metod na zjednoczenie, które w efekcie powiększy naszą siłę, lecz czekamy na politycznego zbawcę, który nam zapewni dobrobyt, willę i samochód.
Musimy w nas samych jako naród odnaleźć źródło jedności. Pierwszym krokiem ku temu jest dostrzeganie w każdym rodaku brata. Ten brat nie powinien być wyidealizowany ani traktowany zbyt sentymentalnie. Idealizacja załamie się w zderzeniu z realnymi wadami, sentymentalizm oparty na uczuciach szybko minie. Trzeba realnie widzieć w Polaku brata. Polak, nasz brat, jest osłabiony i posiada tysiące wad, ale z niego można jeszcze odbudować naród i musimy naród odbudować.
CO DZIEŃ POLAK NARODOWI SŁUŻY!
Służba narodowi może być uniemożliwiana, zapomniana, pogardzana lub nieznana. Służba narodowi zasadza się na działalności, która niekoniecznie bezpośrednio, ale zawsze pośrednio skierowana jest dla obrony lub rozwoju dobra wspólnego (naród i niepodległe państwo). Zaborca czy kolonizator przejmuje struktury państwa (ogień), by para (praca narodu) poruszała cudzą lokomotywę zmierzającą do obcych państw. Praca dla kraju w strukturach państwa staje się niemożliwa lub tylko znikoma jej część przyczynia się dla wzrostu dobra wspólnego. Naród pozbawiony zbyt długo państwowości i suwerenności może coraz bardziej zapominać o sobie, że jest narodem, a pojęcie służby narodowi staje się pustym dźwiękiem. Może być też w państwie ideologia, która dezawuuje pojęcie narodu, a tym samym służby narodowi. Komunizm w Polsce odwoływał się do narodu, ale nie do suwerenności państwowej. Dzisiejszy liberalizm mówi o państwie, ale naród uważa za przeżytek, a nawet coś złego. Wreszcie brak kultury (wychowania i wiedzy) sprawia, że pojęcie narodu, a tym samym narodowej służby dla kogoś nic nie znaczy, bo tego nie rozumie.
A tymczasem Służba narodowi, jeśli naród jest ciągłością pokoleń, które były i które będą - to praca około optymalnej niszy osobowego rozwoju człowieka. Gotowość i rozumienie sensu służby narodowi jest znakiem, że człowiek ma właściwie ustawioną hierarchię istotną w ludzkim życiu, że nie jest ograniczony do miedzy, lub że ma poprzestawiane środki z celami. Kto jest ślepy na naród, ten jest jeszcze psychicznie niedojrzały, albo jest obcy. Polak, jeśli jest człowiekiem dojrzałym, musi dostrzegać rangę swej gotowości służby narodowi, codziennie. To jest istotne dla rozwoju w nas naszego człowieczeństwa.
POLSKA MATKĄ NASZĄ - NIE WOLNO MÓWIĆ O MATCE ŹLE!
Utrata niepodległości w okresie zaborów, dominacja sowiecko-komunistyczna w okresie powojennym wiązały się z brakiem suwerenności narodu, ale również z utratą autentycznej niepodległości państwa. Struktura państwa nie jest wówczas nastawiona na dobro narodu, a naród coraz boleśniej odczuwa ten brak niepodległości. Początkowo każdy rozumie, że państwo nie jest niepodległe, i że ktoś obcy przy pomocy państwa krzywdzi naród. Jednak gdy stan taki się przedłuża i kolejne pokolenia nie rodzą się już w niepodległym państwie, to nie mając porównania, państwo, w którym żyją, traktują jako państwo właściwe. I wówczas pojawiają się sformułowania, w których głównym wyrażeniem jest powiedzenie: „w tym kraju". „W tym kraju wszystko jest złe, w tym kraju nie da się żyć, z tego kraju trzeba uciekać" etc. Następuje utożsamienie ojczyzny (która jest dziedzictwem pokoleń) z państwem (które jest płynną strukturą administracyjną). Miejsce ojczyzny zajmuje „ten kraj". A ponieważ „ten kraj" posiada wiele złych stron, to do tego kraju można mieć zły stosunek i o tym kraju można źle mówić. Nie dość, że ten kraj niewiele mi dał, to jeszcze jest mi w nim źle, to po co mi taki kraj? Najlepiej zeń wyjechać albo się urządzić, nie bacząc na żadne względy moralne.
Polacy na obczyźnie często odreagowują warunki polskie i jakby ciągle szukaj ą usprawiedliwienia dla swego wyjazdu. Kupując coś podkreślają, że czegoś tak dobrego, albo tak taniego to w Polsce nie ma, że w Polsce tyle się nie zarabia, że nie ma takich dobrych dróg, a co bym w Polsce osiągnął, etc. Jest to ciągłe jakby usprawiedliwianie wyjazdu, czyli znak, że coś z rym wyjazdem jest nie w porządku, chociaż trudno powiedzieć co. Istotne jest natomiast, że dla usprawiedliwiania wyjazdu zaczyna się mówić o Polsce źle. I właśnie hasło: „Polska Matką naszą- nie wolno mówić o Matce źle" jest hasłem trafionym w mentalność emigrantów. Jest to hasło trafione również z tego powodu, że ono wcale nie ma za zadanie bagatelizowania zła w kraju, czy idealizowania kraju, hasło nie mówi, że w Polsce nie jest źle, ale że o Polsce nie wolno źle MÓWIĆ. To jest kluczowa sprawa a zatem przyjrzyjmy się jej bliżej.
Na czym polega zło mówienia źle o ojczyźnie? Porównanie do matki powinno nas naprowadzić na właściwy trop. Matka może być zła, a jednak o matce dziecko instynktownie źle nie mówi. Matka jest ta konkretna, jedyna, która dała życie dziecku. Dla dziecka jest to największy dar, nieporównywalny do niczego więcej. W związku z tym wszelkie zło pochodzące od matki jest nieproporcjonalnie od tego właśnie dobra. Mówienie o matce źle narusza te proporcje, zło wybija się na plan pierwszy, przyćmiewa to podstawowe dobro matki, która dała życie. Wobec tego dobra wszelkie zło staje się nieistotne: ta jedyna kobieta-matka, która dała mi życie. Jest w tym coś tak świętego i tajemniczego zarazem, że przed czymś takim człowiek klęka. Nie śmie powiedzieć czegokolwiek złego o matce, zniesie cierpliwie jakieś zło, ale nie waży się cokolwiek złego powiedzieć. Mowa bowiem, to nie tylko dźwięk, to coś więcej. Tu coś jest takiego, choć nie wiem jeszcze dokładnie co... Muszę pomyśleć...
Co ma wspólnego matka z Ojczyzną? Jak matka daje życie, tak ojczyzna daje człowiekowi jego ludzkie ukorzenienie poprzez pokolenia, kulturę i przyrodę. Matka jest z rodziców, a ci z innych rodziców i tak powstaje szeroki krąg rodzinny, który im dalej sięgamy, tym bardziej rozpływa się ostatecznie w narodzie. Ojczyzna jest skarbcem kultury umożliwiającym człowiekowi jego osobowy rozwoju z pułapu nie tylko wyższego niż gałąź, ale wręcz najwyższego w stosunku do osiągnięć ostatniego pokolenia: ojczyzna umożliwia mi rozwój osobowy najwyższy i optymalny dla mnie tu i teraz. Ojczyzna to ziemia i przyroda, gniazdo w którym wykluwają się pokolenia i rozwija kultura.
Jeżeli Ojczyzna daje mi - bez mojej zasługi -już na początku tak wiele: naród, kulturę, przyrodę - to co konieczne do życia jak człowiek i bycia człowiekiem, to jakże mogę mówić o Ojczyźnie źle? Czym jest jakiekolwiek zło wobec takich dóbr? Ale właśnie, o ile związek z matką jest naturalny i stosunek dziecka do matki jest spontaniczny (z wyjątkiem jakichś zwyrodnień), to miłości do Ojczyzny trzeba się uczyć, trzeba być do tej miłości wychowanym, ponieważ obejmuje ono dobra niewymierne zmysłowo. A bez miłości do Ojczyzny nie będzie pełnego rozumienia Ojczyzny, miłością się nasiąka w domu, w szkole, w narodzie. Z miłością do ojczyzny jest podobnie jak z rozumieniem wiary, jeśli nie kochasz ojczyzny, trudno jest, abyś w pełni zrozumiał jej słodycz.
I jak o matce nie mówi się źle, natomiast gdy źle jest z matką tym bardziej się ją kocha, to podobnie z ojczyzną: miłość jest tym większa, im z ojczyzną gorzej się dzieje, jest z nią źle, tym bardziej się ją kocha. Jest to dokładne przeciwieństwo zasady: ibi patria, ubi bene. Naszą polską zasadą jest: ibi amor, ubi patria. Nieszczęścia ojczyzny są okazją do tym większej miłości. Ojczyzna już mi tyle dała, choć trzeba mieć miłość, aby to widzieć i doceniać - teraz trzeba się odwdzięczyć, jeśli nie za siebie, to za poprzednie pokolenia i za pokolenia przyszłe: tak powinien myśleć i kochać Polak, wszystko jedno, w kraju czy zagranicą.
5 prawd Polaków jest jak najbardziej aktualnych, dla nas w kraju i dla tych którzy wyjechali. Musimy walczyć o siebie, abyśmy nie byli obywatelami, narodem czy ludźmi drugiej kategorii. Ale nikt nas nie będzie szanował, jeśli sami nie nauczymy się wzajemnego szacunku i miłości zakorzenionej w religii, narodzie i ojczyźnie.
Naród, który nie umie siebie szanować, swej wiary, swej ojczyzny, swej kultury, tym bardziej będzie pogardzany przez obcych. Nie znajdziemy respektu u obcych, jeśli sami sobą będziemy pogardzać. I to jest jakby esencja 5 prawd Polaków. Prawdy te są ciągle aktualne i niestety, już nie tylko dla emigrantów, ale również dla nas mieszkających w Polsce.
Piotr Jaroszyński
"Polska i Europa"
Przypisy:
1. „Fahrt durch das Ghetto. [...] Das sind keine Menschen mehr, das sind Tiere." Joseph Goebbels. Tagebiicher 1924-1945, Bd 3, Munchen, Zurich 1992, s. 1340.
2. „Wir konnen ein neues polnisches Kulturleben vorlaufig nicht fordem, da das Kulturleben eine Sammelstelle des wieder beginnenden polnischen Nationalismus ist. [...] Warschau: [...] Hier hat der polnische Nationalismus seine Leidensjahre durchlebt. Wir mtissen ihn vollkommen ausrotten, oder er wird sich eines Tages wieder erheben.", ibidem, s. l340n.