Ludzie biedni, którzy zadowolić się muszą rzeczami niskiej jakości, zazdroszczą bogatym i wyobrażają sobie, gdyby kiedyś mogli żyć w luksusie i przepychu, to byłoby to spełnienie ich marzeń.
Oczywiście spojrzenie biednych jest dość naiwne, a moraliści wszystkich czasów łatwo i pomysłowo potrafili udowodnić, że wszystko, co człowiek posiada, jest drugorzędne wobec tego, kim człowiek jest. A szczęście to coś więcej niż otoczenie się najlepszymi nawet przedmiotami, które nie ulegną metamorfozie, stając się człowiekiem: złota klamka jest tylko klamką, nie jest ani cząstką naszego ciała, ani tym bardziej naszej duszy. Dlatego szukając szczęścia, zabiegać raczej należy o to, by człowiek stawał się lepszy i mądrzejszy, by miał prawdziwych przyjaciół, a nie tylko poddanych, podwładnych lub interesantów.
O tym wszystkim wiemy, choć błędy popełniane są ciągle od nowa. Ludzie ciągle wbijają się w taki kąt, z którego nie ma wyjścia, który jest pułapką. Bo miraże luksusu potrafią wabić, a potem gubić, gdy człowiek staje się ich zakładnikiem.
Pułapki luksusu są wyjątkowo skuteczne w środowisku nowo- bogackich, czyli takim, w którym ktoś po raz pierwszy w rodzinie dochodzi do wysokiego stanowiska, a przede wszystkim tzw. dużych pieniędzy. W tym momencie zachowując głowę do interesów, traci głowę we wszystkich sprawach, które wymagają czegoś więcej niż tylko chłodnej kalkulacji. Co innego ludzie z klasą, czyli tacy, których pamięć rodzinna obejmuje różne przypadki, dzięki czemu nie dają się tak łatwo zwieźć ułudom, nawet roztaczanym przez luksus. Zachowują racjonalny dystans, a nawet mają całkiem osobliwe podejście do całej sytuacji wywołanej na hasło „luksus”.
W jednym z wywiadów (1925) przeprowadzonym przez Jana Lechonia na temat luksusu wypowiedział się sam Józef Piłsudski. Zaczął dość stereotypowo: „Żyje się dla luksusu, dla tego, czego nie mają inni. Tylko oczywiście luksus jest inny dla każdego”. Stwierdzenie dość banalne, przechodzące nawet w relatywizm: każdy ma inne wyobrażenie o tym, co dla niego jest luksusem. To prawda, ludzie mogą się różnić, tak jak różnią się w sprawach gustu. I co dalej? Jak w takim razie sam Marszałek wyobrażał sobie luksus, a więc to, o czym on z kolei marzył, do czego dążył, czym żył. Otóż Marszałek miał spojrzenie bardzo proste, a wyraził je dosadnie: „Dla mnie luksusem było nie chcieć mieszkać w tym klozecie, jakim była Polska w niewoli”. Koniec, kropka. Oto luksus w oczach człowieka, któremu nigdy nie imponował blichtr cwaniaków, złodziei, błaznów, sprzedawczyków i dorobkiewiczów. Luksus w oczach Polaka, który mierzy sens swojego życia miarą sytuacji, w jakiej znajduje się jego ojczyzna: luksus to nie musieć żyć w Polsce, która bardziej przypomina klozet niż niepodległe państwo.
Szkopuł w tym, że my ciągle nie możemy tego luksusu osiągnąć, choć oczywiście nie brakuje tych, którzy pławią się w luksusie. Tylko że co to za luksus? Jakim kosztem powstaje?
Tak, potrzebujemy zdecydowanie więcej luksusu. Luksusu wolności od chamstwa i prymitywu, od bluźnierstw i wulgaryzmów, od kłamstw i manipulacji, od złodziei i malwersantów. Potrzebujemy Polski luksusowej, której przynajmniej życie publiczne wolne będzie od anty-kultury. A wreszcie potrzebujemy luksusu możliwości odzyskania kultury narodowej, która stanowi najskuteczniejszą tamę przed zalewem barbarzyństwa każdej proweniencji, bez względu na źródło i kierunek świata. To jest minimum luksusu dla naszego współczesnego państwa. Minimum, a jak wiele!
Zaklęte koło konsumeryzmu
Człowiek nie będąc czystym aniołem, musi spełniać szereg czynności, dzięki którym może utrzymać się przy życiu. Robi to na sposób ludzki, przygotowując choćby posiłki, które mogą być pożywne, zdrowe, smaczne i ładnie podane. W świecie zwierząt estetyka i kultura w tej materii nie obowiązuje, lew przecież nie zawiązuje sobie serwetki na szyi, żeby się nie poplamić, lecz wyrywa połcie mięsa i nie tyle je, co po prostu pożera i żre. Ale nie żre bez końca. W pewnym momencie przestaje, odpoczywa i śpi. Dziki lew może być wychudzony, jeśli zabraknie pożywienia, ale raczej nie bywa przetłuszczony, zachowując fizyczną sprawność i zręczność.
Tymczasem świat ludzkiej konsumpcji bywa zupełnie rozregulowany co do pory, ilości i jakości. Ludzie coraz częściej posilają się o przypadkowych porach, w pośpiechu, bez względu na to, czy pożywienie jest zdrowe, czy też napchane chemicznymi dodatkami do granic wytrzymałości. Kultura odżywiania się upada coraz niżej i to szczególnie w świecie zachodnim. A nie chodzi tu tylko o samo odżywianie, lecz o szersze zjawisko zwane konsumeryzmem.
Konsumeryzm polega na tym, że człowiek całą swoją uwagę skupia na tym, co sprawia mu przyjemność. Byłaby to pewna odmiana starożytnego hedonizmu, ale sta- rożytny hedonizm był inteligentniejszy od współczesnego konsumeryzmu, bo i ludzie byli chyba trochę inteligentniejsi. W każdym razie ta myśl o przyjemności staje się tak natarczywa, że przeradza się w jakąś obsesję, a człowiek wpada w pułapkę zamkniętego koła: ogląda reklamę zachwalającą żywność – pod jej wpływem idzie do supermarketu i kupuje to, co zobaczył – konsumuje – następnie rozmawia o tym, co skonsumował – planuje, że znowu to kupi – w nocy śni mu się reklama – rankiem idzie na zakupy, by zdobyć to, co mu się śniło. I tak codziennie konsumeryzm nakręca nasze życie, nasze pragnienia, nasze nadzieje.
Tymczasem wzory europejskie były dawniej inne i można je gdzieniegdzie spotkać, zwłaszcza we Francji, i to w mniejszych miejscowościach. Posiłek jest tylko pretekstem do spotkania i rozmowy, a nie celem samym w sobie. Dlatego właśnie dania są niezbyt obfite, ale za to ładnie podane i stosunkowo liczne. Jedzenie sprawia przyjemność dla oka i smaku, ale nie przytłumia celu nadrzędnego, jakim jest konwersacja i to na tematy niezwiązane z jedzeniem. Bo jak tu rozmawiać, jeśli otrzymujemy potężne porcje, którymi szybko się zapchamy, a cała nasza uwaga skoncentrowana jest na procesie jedzenia, bo trudno mówić jedząc.
Kolejny czynnik, który utrudnia przyjemność prowadzenia konwersacji, to hałas. Ten hałas może być dwojakiego rodzaju. Może to być zbyt głośno nastawiona muzyka, zwłaszcza nowoczesna, która opiera się na tępym rytmie perkusji i gitary basowej. Przy takiej muzyce nie sposób normalnie rozmawiać, można co najwyżej się przekrzykiwać czy wręcz ryczeć.
Ale i bez muzyki powstać może hałas wówczas, gdy sala jest antyakustyczna, to znaczy wyłożona gładkimi plastikami, które odbijają głos. Wtedy różne głosy osób mówiących zlewają się jakby we wspólnym kotle i powstaje harmider, w którym trudno odróżnić, kto i o czym mówi.
Konsumeryzm jest dziś wręcz plagą. I nie chodzi tu o tanie moralizatorstwo, ale o to, że człowiek będąc z natury istotą towarzyską i rozmowną, gubi w dzisiejszym świecie przyjemność spotykania się i konwersacji – prawdziwą przyjemność.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 12, grudzień 2019