Nauki ścisłe, obliczone na rozwój nowych technologii, wymagają potężnego finansowania. Jeżeli w czołówce najlepszych uczelni świata znajdują się uczelnie amerykańskie, to nieprzypadkowo. Albowiem Stany Zjednoczone postawiły na rozwój nauki i techniki w sposób zdecydowany. Ale uwaga! Chodzi tu przede wszystkim o szkolnictwo prywatne, a nie państwowe. Szkolnictwo państwowe to jest socjalizm, a socjalizm oznacza obniżenie poziomu i wyciek funduszy poza właściwy obszar edukacji.
W pierwszej dwudziestce omawianej listy znajduje się aż 17 uczelni amerykańskich. Wszystkie uczelnie amerykańskiej poczynając od uznanego za najlepszy Harvard University, to są uczelnie prywatne. System amerykański chroni prywatne szkolnictwo, a polega to na tym, że opłaca się donatorom i mecenasom przekazywać potężne, wielomilionowe środki na rozwój uczelni. Posiadanie własnych funduszy oznacza możliwość i wolność prowadzenia badań. Jeśli natomiast losy uczelni zależałyby co chwila od nastrojów urzędnika państwowego, od ideologii nowej ekipy rządzącej, od nacisków zewnętrznych, to żadna instytucja nie jest w stanie prowadzić długofalowych badań zakrojonych na szeroką skalę. Jest to po prostu niemożliwe.
Nie tylko Polska, ale Europa przegrywa z Ameryką. Trzymają się jeszcze niektóre uczelnie brytyjskie, a tak to kompletna klapa. Europejski socjalizm zżera rozwój myśli, czyli rozwój nauki. System edukacji i nauki jest tu tak szczelnie obudowany ideologią i biurokracją, że nic poza urzędnikami i ich tabelkami nie ma prawa oddychać. Jeden z rektorów amerykańskich powiedział mi niedawno: Europa nie ma z nami żadnych szans. My szanujemy swoje stare prywatne uczelnie (Harvard istnieje od prawie 400 lat), ale też wspieramy powstawania uczelni nowych, obliczonych nie na ilość studentów, ale na jakość kształcenie. Niedawno założony Ave Maria University dysponuje potężnymi terenami na Florydzie, powstało ładne miasteczko, imponujący kościół, a studentów jest około 600. I władze są z tego dumne, bo to oznacza, że profesorowie mają więcej czasu dla każdego studenta. Amerykańska polityka podatkowa promuje wspieranie uczelni. To się nie tylko opłaca, to się liczy, to ma swój społeczny prestiż. Widziałem całe pielgrzymki starszych osób, które przyjeżdżają na uniwersytet, aby przekazać oszczędności swojego życia. Widzą w tym głęboki sens.
Trzeba też podkreślić, że w Stanach Zjednoczonych profesorowie zarabiają dwukrotnie lub trzykrotnie więcej niż w Europie Zachodniej, nie mówiąc już o Polsce, gdzie profesorowie zarabiają 10-krotnie mniej. W związku z tym wiele uczelni amerykańskich jest wprost zalewanych podaniami o pracę, które składają młodzi, zdolni, ambitni naukowcy, operujący wieloma językami. Uzasadniają swe prośby nie tylko lepszymi warunkami finansowymi, ale przede wszystkim większymi możliwościami rozwoju. Jakie szanse ma zbiurokratyzowana Unia Europejska w rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi i Azją, jeśli, jak to widać na podstawie Listy Szanghajskiej, przestaje w nauce się w ogóle liczyć. Reformy pod nazwą strategii lizbońskich czy bolońskich to sztuczne twory, które jeszcze bardziej zduszą potencjał intelektualny Europejczyków.
Patrzmy nie tylko na to, jak słabo wypadają polskie uczelnie, bo to jest efekt syndromu postkomunistycznego, do którego jeszcze przy innej okazji wrócimy. Popatrzmy raczej, w jakiej zapaści znajdują się uczelnie europejskie. Przecież w pierwszej 30. z europejskich są tylko 3 uczelnie brytyjskie i jedna szwajcarska, ale one funkcjonują poza Unią Europejską. Europa się nie liczy i będzie coraz gorzej. Dlaczego? Bo w Europie sukcesywnie niszczy się wolność i demokrację, tłamsi rozwój myśli, tworzy się świat pozorów, biurokracja paraliżuje wszelką inicjatywę i pożera tak potrzebna nauce fundusze.
Lista Szanghajska to nie jest podzwonne dla Polski, to jest podzwonne dla Unii Europejskiej. Jeśli tak zwane reformy będą biegły nadal w tym samym kierunku co dotąd, to Europa przegra wszystko. Bo bez prawdziwych uczelni cywilizacje karłowacieją i przestają się liczyć. Zostają tylko nadęte gęby i bezmyślne oczy funkcjonariuszy socjalistycznego "postępu" oraz ogłupiane przez nich masy nowego proletariatu.
Piotr Jaroszyński
Nasza Polska, 24.11.2009