Miasto to nie tylko domy, to również ulice i place. W stosunku do liczby mieszkańców dzisiejsze miasta są zbyt ciasne. Ludzie mijają się w tłoku i w pędzie, nie mają kiedy i jak się spotkać. W mieście dwumilionowym mieszkańcy nigdy razem nie staną obok siebie, a cóż mówić o utworzeniu jednej społeczności. Dawne miasta były planowane na miarę mieszkańców, a także pod kątem ich wspólnej cywilizacji. Tamte miasta połknięte zostały przez nowoczesność, bez wyrazu i bez duszy, i tylko w dni wolne i święta niczym atawizm budzi się tęsknota za ładnym i kameralnym miejscem spotkań. Stare rynki i stare place wypełniają się spacerującymi mieszkańcami i turystami.
Miasta europejskie słyną z pięknych placów: placu Vendome, placu de la Concorde, placu Inwalidów w Paryżu; placu św. Piotra, placu Weneckiego, placu Argentyńskiego w Rzymie. Cieszą oko przestrzenią, która zamknięta jest dobrze znanymi budowlami o wysokich walorach artystycznych. Perełki starych miast, ze starymi rynkami i placami stanowią wytchnienia dla mieszkańców porozsadzanych w niekończących się blokowiskach. Z drugiej strony place takie pełnią bardzo ważną rolę podczas wyjątkowych uroczystości.
Warszawa posiada niewiele placów na miarę stolicy, a zwłaszcza stolicy europejskiej. Jednym z największych jest plac im. Józefa Piłsudskiego. Jest to ten sam plac, przy którym znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza oraz Teatr Wielki. Na tym placu w roku 1979 Ojciec Święty spotkał się z mieszkańcami stolicy i liczną rzeszą pielgrzymów z kraju i zza granicy. Tam właśnie padły pamiętne słowa, po których trwały niekończące się oklaski, że nie można zrozumieć Polski bez Chrystusa. Na tym placu odbyła się później uroczysta Msza żałobna za duszę ś.p. Prymasa Tysiąclecia. W stanie wojennym przez wiele lat anonimowi mieszkańcy w miejscu, gdzie stal ołtarz papieski, układali z kwiatów krzyż.
Ówczesny plac Zwycięstwa, dziś plac Piłsudskiego, to miejsce znaczące w dziejach naszego narodu. Od kilku już wieków toczyła się tu walka o życie i o duszę Polaków. Niestety, nie wszyscy Polacy, nie wszyscy warszawiacy o tym wiedzą. Warto więc przypomnieć.
Początkowo plac zwał się Saskim, ponieważ stanowił część dziedzińca pałacu Saskiego. W roku 1794 wojsko polskie i mieszkańcy Warszawy starli się z wojskami carskimi. Po utracie niepodległości na placu odbywały się musztry i parady wojskowe pod dowództwem carskich namiestników. Rosjanie, aby zaznaczyć swoje zwycięstwo nad Polakami, wystawili w roku 1841 pomnik ku czci poległych oficerów rosyjskich w powstaniu listopadowym. Później na tym samym miejscu wybudowano sobór (w latach 1894-1912), który miał górować nad całym otoczeniem dzięki 70-metrowej dzwonnicy. Rosjanie często w miastach polskich budowali potężne cerkwie, aby wizualnie ukazać ich wyższość nad kościołami katolickimi. Równocześnie był to znak dominacji rosyjskiej nad Polską. Pałac Kultury im. Józefa Stalina nawiązywał do tradycji carskiej, jest taką socjalistyczną cerkwią, która wyrasta ponad całe miasto, którą zewsząd widać i która przypomina wszem i wobec, kto tu naprawdę rządzi.
Polacy, którzy w roku 1918 wywalczyli niepodległość, doskonale zdawali sobie sprawę ze znaczenia symboliki władz zaborczych. Dlatego już w roku 1921 dzwonnica została rozebrana, a wkrótce potem również cała cerkiew (lata 1924-26). Plac odzyskał polski charakter. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że papieski ołtarz z roku 1979 ustawiono w tym samym miejscu, gdzie dawniej stał... sobór zaborców.
Przepiękny Pałac Saski został zburzony przez Niemców w czasie II wojny światowej, zachowały się tylko fragment kolumnady - to Grób Nieznanego Żołnierza. Również Niemcy wysadzili w powietrze po upadku powstania warszawskiego barokowy Pałac Bruhla, dziś widać tam wciśnięty hotelik, nie mający nic wspólnego ani z miejscem, ani z jego architekturą. Nad całym placem góruje majestatyczny, jeden z największych i najpiękniejszych teatrów - Teatr Wielki. W okolicach teatru Niemcy rozstrzelali setki Polaków. Jest to więc miejsce uświęcone krwią naszych rodaków. Nic więc dziwnego, że gdy przed ponad rokiem władze Warszawy postanowiły zorganizować sylwestrową fetę przy Teatrze Wielkim, napłynęły protesty nie tylko z Warszawy i z kraju, ale również od Polonii z całego świata. Po niechlubnej nocy sylwestrowej został niesmak i świadomość, że w lożach władz zasiadają barbarzyńcy.
A dziś? Trudno w to uwierzyć, ale już niedługo będziemy cieszyć oko widokiem klasycystycznej i monumentalnej fasady teatru. Placu Piłsudskiego nie pozostawiono w spokoju, przystąpiono do kolejnej zabudowy, zamiast na teatr patrzeć będziemy na jakieś okropne, nowoczesne gmaszysko. Trwają właśnie wykopy, rozpoczął się proces dewastacji placu Piłsudskiego.
Ciekawe, kiedy kolejny biurowiec lub hotel zostanie postawiony na placu Zamkowym, potem na Rynku Starego Miasta, może przed Katedrą św. Jana, może przed kościołem św. Anny? Można odnieść wrażenie, że stolica Polski nie ma gospodarza, nie ma odpowiedzialnego za kulturę przestrzenną konserwatora zabytków. Kto ma pieniądze, buduje gdzie chce i jak chce. Gorzej, że te budowle szpecić będą miasto co najmniej przez dziesięciolecia.
Poczucie ładu i piękna świadczy nie tylko o kulturze osobistej, ale i o kulturze społeczeństwa. Miasto zaniedbane i chaotyczne odpycha ludzi, niszczy więzi społeczne i ciągłość pokoleń. Warto o tym pamiętać, planując rozwój miasta, które szczyci się tym, że jest stolicą Polski.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"