Jeżeli więc dziś stoimy przed niezwykłą szansą urzeczywistnienia naszej suwerenności, to należy spojrzeć bardziej szeroko na kwestie dotyczące gospodarki, a więc na jej miejsce w życiu społecznym i osobistym. Podstawowe pytanie, jakie się nasuwa, brzmi: „Czym jest działalność gospodarcza z punktu widzenia chrześcijańskiego?" Dziś ścierają się dwa poglądy. Pierwszy wylansowany został przez Maxa Webera, który w swej pracy Etyka protestancka a duch kapitalizmu (Lublin 1994, tłum. J. Miziński) stara się udowodnić, że kapitalizm jest tworem chrześcijaństwa zreformowanego. Weber, mówiąc o kapitalizmie, dość ostro rozgranicza samą, najczęściej irracjonalną, chęć bogacenia się, która cechowała ludzi wszelkich stanów i w najrozmaitszych cywilizacjach, od dążenia do zysku w sposób trwały, racjonalny i bezwzględny (s. 4-5), gdzie działalności przyświeca następująca maksyma głoszona przez Franklina: „Z bydła robi się łój, a z ludzi pieniądze". Według Webera taki bezwzględny kapitalizm jest tworem protestantyzmu, a więc ma swoje uzasadnienie religijne, ba, wręcz zastępuje religię: praca staje się religią (Beruf - powołanie), a firma - Kościołem. Bogactwo jest znakiem Bożej łaski, ubóstwo - Bożego potępienia. Dopiero z biegiem czasu tzw. kapitalizm zlaicyzował się, czyli oderwał od korzeni religijnych, tak że dziś niewielu zsekularyzowanych kapitalistów zdaje sobie sprawę, jak bardzo ich postawa życiowa, religijnie indyferentna, wzięła się jednak z religii.
Ten protestancki stosunek do pracy, do bogacenia się, do bezwzględności wydawał się niemoralny z punktu widzenia katolickiego. Jednak głównym, bo walczącym przeciwnikiem kapitalizmu, stał się socjalizm, który też przywłaszczył sobie prawo do krytyki kapitalizmu.
Kościół katolicki znalazł się więc między Scyllą i Charybdą: krytykując kapitalizm, posądzony był o socjalizm, a krytykując socjalizm, posądzony był o lekceważenie losu najuboższych i wyzyskiwanych. Faktycznie jednak w Rerum Nouarum Leon XIII krytykuje zarówno kapitalizm, jak i socjalizm.
Mimo wszystko dziś trudno jest wskazać jakąś trzecią drogę dla katolicyzmu: są tendencje albo socjalizujące, albo liberalizujące. Ponieważ pierwsze okazały się ekonomicznie nieskuteczne, a ideowo jawnie ateistyczne, należałoby się baczniej przyjrzeć tym drugim. Ich propagatorem i zwolennikiem jest Michael Novak, którego książka pt. Liberalizm: sprzymierzeniec czy wróg Kościoła niedawno ukazała się po polsku. Jednak znacznie świeższą rzeczą jest inna praca, na którą chciałbym tu się powołać, a której tytuł jest wyzwaniem rzuconym Weberowi: Etyka katolicka a duch kapitalizmu (The Catholic Ethic and the Spirit of Capitalism, New York, Toronto 1993). Novak, lansując kapitalizm, krytykuje Webera za protestantyzacje kapitalizmu. Uważa, że etyka katolicka nie jest sprzeczna z duchem kapitalizmu (liberalizmu) pod warunkiem, iż akcenty w samym kapitalizmie zostaną inaczej rozłożone. I tak przez kapitał rozumieć należy nie posiadane dobra materialne, jak ziemia czy narzędzia produkcji, ale nade wszystko ludzki kapitał, czyli ludzki umysł, inwencja, wiedza, talent, przedsiębiorczość, zdolności organizacyjne, umiejętność współpracy oraz inicjatywa (s. 9). Ponadto Weber zdaniem Novaka pominął istotny związek kapitalizmu z demokracją (wolnością).
Co jest zatem kluczem dla kapitalistycznej etyki katolickiej? Novak wyznaje, że w poprzedniej książce The Spirit of Democratic Capitalism (1981) nie dostrzegł bardzo ważnej rzeczy, a mianowicie związku między kapitalizmem i kreatywnością. Kreatywność zaś leży w sercu etyki katolickiej, ponieważ człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, a Bóg jest stwórcą, więc i człowiek - byt osobowy - winien współdziałać w dziele stworzenia. I właśnie kapitalizm prowokuje człowieka do przedsiębiorczości, inwencji, wyobraźni i rozumu. Stąd też tak mocne podkreślanie przez Novaka roli ludzkiego kapitału: the Creatiue Person.
A zatem o ile Weber podchodzi do kapitalizmu od strony zdobycia maksymalnego zysku, o tyle Novak od strony podmiotu, który aby zyski osiągnąć, musi wykrzesać z siebie wiele inicjatywy. I nie zysk ma znamiona usankcjonowane religijnie, ale właśnie ta osobowa inicjatywa. U podstaw kapitalizmu katolickiego leży więc kreatywność osoby ludzkiej.
Tezy Novaka brzmią bardzo wzniosie, ale w odróżnieniu od kapitalizmu protestanckiego ich spójność z doktryną katolicką oparta jest na nieporozumieniu. W protestantyzmie apoteoza twardego, racjonalnego biznesmena bierze się stąd, że z jednej strony zanegowana zostaje wartość kultury kontemplacyjnej jako bezużytecznej i próżnej (sztuki i nauki dla nich samych), z drugiej zaś człowiek nie ma wpływu na osiągnięcie celu życia, jakim jest zjednoczenie z Bogiem, pozostaje to bowiem wyłącznie w gestii Boskiej łaski. I dlatego jedyne, co pozostaje człowiekowi, to niezmordowana praca zawodowa! W ten bowiem sposób można przekonać się, czy jest się jednym z wybranych (por. M. Weber, Etyka protestancka a duch kapitalizmu, s. 94). A więc ten człowiek, dzień i noc zapracowany i załatany, to ktoś, kto nie ceni kultury i kto zwątpił w możliwość osobistego wpłynięcia na cel życia. A stąd już tylko krok do zsekularyzo-wania cywilizacji i do propagowania konsumpcyjnego stylu życia: skoro nie mamy wpływu na dojście do celu, to Bóg przestaje być przedmiotem naszego dążenia i naszych myśli; nie myślimy, co będzie potem. Ale przy takich założeniach tym bezwzględniejszy i skuteczniejszy staje się kapitalizm. Czy na dłuższą metę?
Kapitalizm Novaka jest inny, jest to kapitalizm personalistyczny, zogniskowany wokół kapitału ludzkiej osoby. Otóż podstawowym nadużyciem jest zastosowanie słowa „kreatywność" w stosunku do człowieka. Ściśle rzecz biorąc, stwarzać może tylko Bóg, ponieważ stwórczość jest powołaniem do istnienia ex nihilo, czyli nie suponując żadnego materiału, a do tego potrzeba nieskończonej mocy boskiej Bytu, który w sobie ma rację własnego istnienia (św. Tomasz z Akwinu, Summa Theologica, XLV, art. 5). Człowiek nie jest w stanie niczego stworzyć dzięki samemu sobie, może najwyżej twórczo przekształcać zastaną rzeczywistość. Jeśli mówimy, że człowiek stwarza, to jest to powiedzenie na wyrost. Natomiast zawarte w encyklice papieskiej sformułowanie: „człowiek uczestniczy w dziele stworzenia" nie jest tym samym, co powiedzenie: „człowiek stwarza", ponieważ Bóg stwarza, a człowiek tylko uczestniczy na swoją ludzką, a nie boską miarę, czyli w sposób wolny i rozumny, ale nie jako stwórca. Pojawia się u Novaka poważne niebezpieczeństwo neoplatonizacji chrześcijańskiej koncepcji stwórczości (emanuje nie tylko Prajednia, ale również kolejne hipostazy z wyjątkiem ostatniej, jaką jest materia). Natomiast w chrześcijaństwie Bóg i tylko Bóg może stwarzać.
Takie przeakcentowanie ludzkiej stwórczości przez Novaka ma swoje konsekwencje: jeżeli bowiem człowiek jako stwarzający jest obrazem Boga, to na dalszy plan schodzi najbardziej podstawowe pytanie, z którym protestanci rozprawili się apriorycznie, ale które dla katolików jest ciągle aktualne. Tym pytaniem jest pytanie o przyczynę celową: „Po co stwórczość? Po co katolicyzm?" W odniesieniu do Boga odpowiedź na to pytanie jest dla nas tajemnicą, natomiast jako byty rozumne sami siebie mamy prawo pytać: „Po co?" Nie wystarczy tu mówienie o upodabnianiu się do Boga, ponieważ nie mamy wglądu w wewnętrzne życie Stwórcy. Nie znamy więc przyczyny celowej stwórczości, sami natomiast musimy pytać: „Po co ciągle ulepszać klamki do drzwi? Po co ciągle wprowadzać nowe modele samochodów? Po co unowocześniać telewizory?"- A sprawa wcale nie jest błaha, odpowiedź wcale nie jest oczywista, ponieważ tzw. postęp cywilizacyjny dotyczy nade wszystko środków do życia, które są w nieskończoność ulepszane, ale przez co wcale nie muszą zbliżać człowieka do celu życia, więcej - od tego celu mogą go wręcz oddalać. Człowiek zaabsorbowany ulepszaniem klamek w pewnym momencie zamyka oczy na życie duchowe, na poznawanie prawdy, na rodzinę, na przyjaźń. W protestantyzmie było to przynajmniej logicznie (choć apriorycznie) uzasadnione, my natomiast, szukając katolickiego oblicza kapitalizmu, mamy prawo pytać: „Po co?" Może dojść do tego, że życie osobiste, zawodowe, społeczne będzie katolickie tylko z nazwy.
Zlekceważenie odpowiedzi na pytanie: „Po co?", które zmusza nas do określenia warstwy ideowej ludzkiego życia, ustawia kulturę zachodnią - przy tak wielkim postępie cywilizacyjnym (czyli postępie w dziedzinie środków) - w sytuacji bardzo niekorzystnej. Powstaje bowiem próżnia ideowa, którą już teraz wypełniają przeróżne sekty wschodnie, wykorzystując w tym celu środki wypracowane przez Zachód. Do wysokiej kultury Zachodu dorastało się przez pokolenia, do samochodu dorosnąć można w ciągu kilku dni. W Polsce wciąż widoczne jest przywiązanie do kultury zachodniej, dlatego konieczne jest wypracowanie w środowiskach katolickich modelu gospodarczego, który będzie koherentny w stosunku do strony celowościowo-ideowej ludzkiego życia osobistego i społecznego. W innym przypadku prąd porwie nas bezlitośnie, a po religii zostaną sentymentalne wspomnienia.
Tymczasem Zachód dawno nie był tak próżny ideowo jak dziś. A bez określonego obiektywnie celu wszystkie środki przez nas wyprodukowane mogą być użyte przeciwko nam, również samobójczo. Dlatego też biznesmeni katoliccy w Polsce powinni pamiętać, że wszelka działalność gospodarcza musi być podporządkowana jakiemuś obiektywnemu celowi, który nie jest już tylko środkiem (dlatego pieniądze nie są celem, bo są przecież środkiem wymiany). Ten obiektywny cel zawiera cały ładunek ideowy ludzkiego życia, a nie tylko uczuciowy czy zwyczajowy. Kapitalizm będzie katolicki, a nie protestancki czy liberalistyczny, gdy człowiek podejmujący działalność gospodarczą rozumnie uświadomi sobie cel własnej działalności i jej obiektywne miejsce w hierarchii celów i środków. I dopiero wtedy nie będzie sknerą, któremu z racji religijnych nie wolno dążyć do celu, ani też zadufanym dorobkiewiczem, któremu się wydaje, że jeśli ma pieniądze, to na wszystko może sobie pozwolić. Tyle że współczesna cywilizacja robi wszystko, aby człowiek nie myślał o celu, gdyż w ten sposób odkryłby głupstwa, z jakich jest utkana. Tymczasem rozumność ludzkiego działania płynie przede wszystkim stąd, że jest ono obiektywnie celowe, jeśli więc mamy prawo rozumieć, ale nie powinniśmy myśleć o celu, to znaczy, że traktowani jesteśmy jak istoty bezrozumne. A na to człowiekowi nie wolno się zgodzić.
Kapitalizm nie jest celem samym w sobie, jest jednym ze sposobów dostarczania człowiekowi i społeczeństwom środków do życia. Jego efektywność nie zwalnia jednak z całościowego spojrzenia na istnienie człowieka, które poza środkami potrzebuje też celu - nadrzędnego w stosunku do środków. I tę lukę w sposób jak najbardziej rozumny, a nie tylko uczuciowy, wypełniać musi kultura chrześcijańska, bez której cywilizacja zachodnia ulegnie (i już ulega) degeneracji. Spór o ducha kapitalizmu jest więc sporem otwartym, w którym katolicy już teraz muszą zabrać głos, tak by stało się jasne, jakie są środki i jaki jest cel. W innym przypadku ulegniemy bezwiednie konstrukcji ideowej, która katolicyzmowi jest obca.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."