Współczesny Polak rozumie, że warto uczyć się języków obcych, takich jak angielski, niemiecki czy francuski. Wiadomo, jak znajomość przydać się może w kontaktach z cudzoziemcami zarówno towarzyskich, jak i zawodowych. Ale po co uczyć się starożytnej greki lub łaciny, skoro tymi językami nikt nie mówi? Owszem, może to być jakieś hobby albo przedmiot specjalistycznych studiów, ale nie przedmiot kształcenia powszechnego.
A jednak jest chyba zastanawiające, że przez tyle wieków języki klasyczne, czyli greka i łacina, stanowiły przedmiot kształcenia ogólnego, że jeszcze przed II wojną światową w polskich gimnazjach klasycznych przez 8 lat uczono łaciny, nawet po 10 godzin tygodniowo (!). Dziś wydaje się to wprost niewyobrażalne, jak również bezcelowe. Czy rzeczywiście jednak było pozbawione sensu
Nauczanie obcego języka ma dziś na względzie przede wszystkim komunikację międzyludzką, stąd metodyka nauczania ma charakter jak najbardziej praktyczny. Chodzi o to, żeby jak najszybciej opanować podstawowe słownictwo i najprostsze zwroty. „Cześć. Cześć. Jak leci? W porządku." „Hi. Hi. How are You? I'm fine." Otóż, nauka języków klasycznych miała nieco inne i głębsze cele. Były to cele kulturowe i wychowawcze.
Poznanie starożytnej greki i łaciny otwierało przed uczniem niezmierzone skarby literatury, i to o charakterze źródłowym. Czytając w oryginale Homera, Eurypidesa i św. Augustyna uczeń poznawał źródła kultury zachodniej i mógł się po nich swobodnie poruszać. Smaku oryginału nie zastąpi najlepsze nawet tłumaczenie. A ponieważ kultura grecka i kultura rzymska legły u podstaw kultury zachodniej, więc poprzez kontakt z dziełami źródłowymi uczeń sam nabierał cech zachodnich, i to niezależnie od tego, do jakiego narodu należał i jaki był jego język macierzysty. W efekcie wykształcone społeczeństwo europejskie, mimo dzielących je z racji narodowych różnic, posiadało wspólne — klasyczne - zakorzenienie, i ono to sprawiało, że ktoś był lub nie był Europejczykiem. Decydowały tu względy natury kulturowej, a nie etnicznej, zaś kultury narodowe rozwijały się poprzez nieustanny i żywy kontakt z kulturą klasyczną. A zatem nauka greki i łaciny otwierała dostęp do źródeł kultury zachodniej, które wpływały na kształtowanie psychiki, wrażliwości, sposobu myślenia, jak i na budowanie jednego europejskiego ducha.
Narody europejskie kontaktowały się ze sobą poprzez odniesienie do wspólnych pojęć greckich i łacińskich. Każda cywilizacja musi mieć podstawowe odniesienia do takich kategorii, jak: Prawda, Dobro i Piękno. Otóż, znaczenie tych kategorii w cywilizacji zachodniej było analizowane i dopracowane w języku greckim i łacińskim. Stąd mimo różnic narodowych Europejczycy bazujący na wykształceniu klasycznym potrafili się rozumieć. Mickiewicz urodził się w Zaosiu, kształcił w Wilnie, wykładał w Lozannie i Paryżu; Polaka rozumieli Litwini, Szwajcarzy i Francuzi. Mieliśmy bowiem wspólne odniesienie do Prawdy, Dobra i Piękna.
Obok budowania w nas europejskości, języki klasyczne pełnią również żmudną rolę wychowawczą. Jeżeli wychowanie polega na zaszczepieniu w człowieku różnych cnót, a zwłaszcza czterech cnót kardynalnych, jak: roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo, to nauka greki i łaciny jest tu niezwykle pomocna, a wręcz nieodzowna. Zadania tego nie spełni poznawanie jedynie języka ojczystego. Roztropność jest usprawnieniem rozumu, polega na umiejętności wynalezienia skutecznego, ale i godziwego środka, który doprowadzi nas do celu. Tym, co pomaga nam odróżniać rzeczy, są nazwy.
Otóż terminologia moralna albo pochodzi z języków klasycznych - i wówczas jest jasna, albo jest rodzima i wówczas często zdarza się, że jest mętna, a przynajmniej chwiejna lub niekonsekwentna. Języki klasyczne przywołują języki narodowe do porządku. Gdy ktoś jest skuteczny, ale nie przebiera w środkach, to naprawdę nie jest mądry (sapiens), jak to dziś możemy często usłyszeć, jest natomiast doraźnie sprytny, a na dalszą metę jest „głupi" (stultus). Mędrzec (sofos) wie, że do prawdziwego celu nie dojdzie się przez podłość, że przyjdzie kiedyś zapłacić cenę za oszustwo i kłamstwo, a człowiek poniewczasie przekona się, że był głupcem. Gdy w języku polskim spryt zaczyna zlewać się z mądrością, to znaczy, że wypadamy z orbity cywilizacji zachodniej i tracimy rozum, a wraz z nim morale. Wtedy ten, kto zna grekę lub łacinę, może wrócić do źródeł i szybko naprawić błąd. Kto języków klasycznych nie zna, tego nie uratuje polski, ani angielski, ani niemiecki. Bo współczesne języki europejskie są coraz bardziej chore. Sprawiedliwość polega na... cuique suum (jak krótko i jak trafnie!), oddaniu tego, co komuś się należy.
Już w punkcie wyjścia kultura europejska odcina się od tzw. mentalności Kalego, a więc uznawania za sprawiedliwe tylko tego, co mnie się należy. Należy się wdzięczność tym, którym coś się zawdzięcza. Jeżeli przebiegniemy kluczowe słownictwo abstrakcyjne języków europejskich, to okaże się, że większość terminów pochodzi albo z greki, albo z łaciny: forma, matematyka, substancja, inercja, atom, geografia, muzyka etc., etc. Kto nie zna języków klasycznych, ten nie tylko nie uświadamia sobie, jak głęboko zakorzeniony jest poprzez język w kulturze greckiej i rzymskiej, ale ponadto nie czuje do końca własnego języka, w którego zasobie znajduje się tyle słów obcych! Ten brak wiedzy i brak sprawiedliwości (względem antyku) mści się okrutnie, bo człowiek nie znając greki i łaciny musi mieć kłopoty z płynnym i pełnym posługiwaniem się własnym językiem. Tak! To nie żarty, to prawda.
Narodowe języki europejskie wyrastały na grece i łacinie i w pełni się od swych źródeł nie oderwały. Nie tylko szereg słów zostało zapożyczonych z greki i łaciny, ale również różnego rodzaju konstrukcje stylistyczne (figury), które wzbogacały i podnosiły poziom języków narodowych. W momencie gdy edukacja narodowa pozbawiona jest żywego (!) odniesienia do greki i łaciny, upada kultura języka ojczystego. Widzimy to dziś, jak niski poziom reprezentują niedouczeni politycy i dziennikarze, jak okropnym językiem się posługują, a jak wielka spoczywa na nich społeczna odpowiedzialność. Jeden z najwybitniejszy filologów klasycznych przełomu XIX i XX w. - profesor Kazimierz Morawski odnotował: już po pierwszym zdaniu (polskim) poznam, czy autor uczył się łaciny. Albowiem brak łaciny wpływa na bałagan zdań i pomieszanie sensów, kto zna łacinę, temu łatwiej porządkować polskie zdania, kto zna grekę, ten nie boi się trudniejszych słów. W taki oto sposób sprawiedliwość przypomina: jesteśmy dłużnikami, nieustannymi dłużnikami greki i łaciny. Kto o tym zapomni, ciągle płacić będzie wysoką cenę.
Umiarkowanie i męstwo to cnoty, które mają nam pomóc w panowaniu nad uczuciami. Nasza słowiańska emocjonalność jest piękna pod warunkiem, że zostanie wysublimowana (łacina!), czyli uszlachetniona dzięki pracy rozumu. Emocjonalność może być powodem zaburzenia, a nawet chaosu (greka!) wewnętrznego, który rzutuje na sposób działania, a również mówienia (bądź pisania). Było takie przy-słowie greckie: słowo wylatuje wróblem, a wraca - wołem. Łatwo pod wpływem emocji coś powiedzieć, ale wręcz niemożliwe jest to cofnąć, bo nawet gdy odwołamy to, co powiedzieliśmy, to i tak już poszło w świat. Również za szybko dziś się drukuje, Horacy radził, aby z wydaniem poezji poczekać 9 lat, bo dopiero po takim czasie widać wszystkie jej mankamenty. Greka i łacina osiągnęły pewien racjonalny spokój w myśleniu i w uczuciach. Widać to po doborze słów i po użytych konstrukcjach zdaniowych, łącznie z najpełniejszą formą wypowiedzi, jaką jest okres. Czytając teksty greckie lub łacińskie człowiek się wycisza, zaczyna myśleć i głębiej przeżywać. Jakaż to różnica w porównaniu z gazetową szarpaniną, trajkotaniem wielu stacji radiowych czy pstrokacizną telewizyjnych obrazów. Uczucia to cenna rzecz, ale na właściwym miejscu, na pewno zaś nie mogą zdominować (znowu łacina) naszych wypowiedzi, bo potem ich ryku nikt nie wygłuszy.
Znajomość języków klasycznych nie tylko otwiera nam oczy na przebogate dziedzictwo kultury greckiej i rzymskiej, ona nas kształtuje, czyni bardziej Polakami i ludźmi. Nie spotkałem nikogo, kto żałowałby, że uczył się kiedyś greki lub łaciny, zaś poznane i pokochane skarby z Hezjoda, Ajschylosa, Cycerona czynią i dziś człowieka bardziej dostojnym. Greka i łacina to nie tylko języki, to budulec najszlachetniejszych pokładów naszej duszy.
Dlatego wielcy Polacy przypominali: „Disce puer latinam, ego te faciam Mości Panie - Ucz się, chłopcze, łaciny, a będziesz kimś".
Piotr Jaroszyński
"Ocalić polskość"
Może są jakieś ciekawe podręczniki warte polecenia?