Z profesorem Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
28 kwietnia br. minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski przedstawił członków Rady Powierniczej Muzeum Narodowego, która od tej pory decydować będzie o działalności muzeum. W jej skład weszło wiele osób, które budzą obawy, iż nie będą promować w polskiej sztuce tego, co katolickie i narodowe. Jak skomentuje Pan decyzję ministerstwa?
- Patrzę na to szerzej. Decyzja ta mieści się w ramach pewnego trendu ideologicznego, który dziś wyznacza obszar cywilizacyjny Polski w ramach budowania neosocjalizmu europejskiego. Minister kultury po to został powołany, aby taki cel realizować, oczywiście nie sam, ale za pomocą odpowiednio dobranych ludzi. W przypadku Muzeum Narodowego w Warszawie chodzi tu o placówkę, która gromadzi najcenniejsze dzieła, głównie obrazy należące do tzw. kultury wysokiej, a które mogą być uznane za wizytówkę Polski i probierz polskości: Chełmoński, Matejko, Brandt, Grottger, Wyspiański, Wyczółkowski i inni. Obrazy te powinien zobaczyć każdy Polak, by umocnić swoją polskość, ale i obcokrajowiec, jeśli polska kultura go zafascynuje. Nasze malarstwo przesiąknięte jest patriotyzmem i katolicyzmem. Ale przecież dziś trwa budowa "nowego człowieka" pozbawionego narodowej tożsamości, człowieka areligijnego, dlatego trzeba tak przeformować zasady funkcjonowania Muzeum, aby przestało spełniać to zadanie, dla jakiego jeszcze w czasach zaborów zostało powołane. Wszystko więc wskazuje na to, co podpowiada logika, że tak dobrano specjalistów, aby koniec końców polski wymiar Muzeum w jego misji promowania wysokiej kultury polskiej został zamazany, albo - zwłaszcza w początkowej fazie - zmanipulowany.
Czy według Pana stworzenie takiej Rady było w ogóle potrzebne?
- Tak, ono było potrzebne, ponieważ sam minister kultury takiego zamachu na Muzeum nie mógł zrobić, a wydaje się, że dotychczasowy zarząd nie chciał iść ministrowi na rękę. Wobec tego trzeba powołać grono "ekspertów", to jest teraz takie magiczne słowo. A eksperci wejdą w skład "rady" i zrobią, co trzeba.
W skład Rady Powierniczej weszła m.in. Anda Rottenberg, która w czasie pełnienia funkcji dyrektora Zachęty otwierała wystawy obrażające uczucia religijne i patriotyczne Polaków. Na jednej z nich ukazane były filmowe fotosy aktorów w mundurach hitlerowskich, co tworzyło skojarzenie "Polak nazista", na drugiej znalazła się figura przedstawiająca Papieża przygniecionego głazem. Czy według Pana powinna być w Radzie Powierniczej?
- Oczywiście, że tak, to jest "nagroda" za dotychczasową działalność antypolską i antychrześcijańską w ramach różnych inicjatyw zwanych artystycznymi, prowadzonych na stanowiskach państwowych. Właśnie ten wybór dobitnie pokazuje, w jakim kierunku będą zmieniane zasady działania Muzeum Narodowego, bo przecież ekonomiści, którzy są członkami Rady, na sztuce się nie znają, a propagatorka obrazoburczych wystaw na sztuce się zna, bo wie, że przy pomocy sztuki można zrobić wiele złego.
Czy członkostwo tej Pani w Radzie nie stanowi przyzwolenia ministerstwa kultury na promocję antysztuki?
- To jest nie tylko przyzwolenie, to jest najistotniejsza nominacja. Bo to właśnie antysztuka jest dziś najmodniejszym nurtem, za którego parawanem można, w imię wolności sztuki, rozprawiać się z dziedzictwem kultury chrześcijańskiej, europejskiej i polskiej. Obawiam się, że ta osoba pokieruje programem zawłaszczenia przestrzeni Muzeum Narodowego w taki sposób, aby zapanowała tam antysztuka.
Trudno przedstawiać tutaj życiorysy i dokonania wszystkich członków Rady. Warto jednak wspomnieć, iż np. prof. Wojciech Suchocki, który również zasiadł w Radzie, od dłuższego czasu blokuje odbudowę Zamku Królewskiego w Poznaniu w jego historycznej formie. Nie dziwi Pana jego kandydatura?
- Jeżeli blokuje odbudowę Zamku Królewskiego w Poznaniu w jego formie historycznej, a więc takiej, która wizualnie dzień i noc przypominałaby mieszkańcom: tu jest Polska, a nie euroregion czy Niemcy, to oczywiście, osoba ta idealnie pasuje do Rady Powierniczej.
W opinii ministra kultury powołanie takiej Rady to pierwszy krok zmierzający do przeprowadzenia reformy muzealnictwa w Polsce. Jak zaznaczył Zdrojewski, "chodzi o zmiany przeprowadzane w sposób niezwiązany z preferencjami politycznymi, ale merytorycznie". Czy skład Rady nie przeczy tym słowom?
- Przeczy, a minister odwołując się do modnej obecnie nowomowy (magia słowa "merytorycznie"), udaje, że nie wie, o co czy o kogo chodzi i jaką ideologię reprezentuje. Warto przypomnieć, że reforma muzealnictwa zaczęła się od razu po 1989 roku. Polegała ona na likwidacji muzeów lub coraz większym ich niedofinansowywaniu, tak aby umierały śmiercią naturalną, czyli tak naprawdę reforma była sztuczna.
Czy to dobrze, że Rada Powiernicza przejmie większość kompetencji ministra w zarządzaniu Muzeum Narodowym, będzie pełnić nad nim nadzór finansowy i merytoryczny oraz powoływać i odwoływać dyrektora?
- Minister w ten sposób chce umyć ręce, ale przecież to on ponosi odpowiedzialność za powołanie tej rady i w takiej właśnie obsadzie personalnej. Dlatego teraz trzeba zapytać ministra Zdrojewskiego: dlaczego Pan oddaje rządy nad Muzeum Narodowym w Warszawie osobom, które w sposób jednoznaczny w swej działalności zawodowej okazywały pogardę dla polskiej kultury, jej tradycji i wiary?
Z zapowiedzi ministra Zdrojewskiego wynika, iż podobnie będzie w innych polskich muzeach. Do czego to może doprowadzić?
- Muzea, gromadząc arcydzieła polskiej sztuki, dają szanse wszystkim na bezpośrednie z nimi obcowanie, by w ten sposób zaszczepiać głębsze poczucie polskości. Są to dzieła unikatowe i bardzo drogie, nie ma innej drogi niż muzeum do upowszechnienia naszej narodowej kultury, i to kultury wysokiej. Jeżeli nastąpi reforma muzealnictwa w takim kierunku, o którym mowa, to będzie to istotny krok prowadzący do wynarodowienia kolejnych pokoleń Polaków. Nie kto inny, tylko Papież Jan Paweł II, tak obrazoburczo potraktowany w Zachęcie, kierowanej wówczas przez jednego z członków rady, przypominał na forum ONZ, że jest synem narodu, który przetrwał dzięki kulturze. Przecież nie dzięki antysztuce, lecz dzięki Mickiewiczowi, Słowackiemu, Krasińskiemu, Matejce, Wyspiańskiemu. Środowiska, którym obca jest polska kultura, wyciągnęły z tego wniosek: tę kulturę trzeba zniszczyć.
Nie zastanawia Pana skreślenie z listy programów operacyjnych ministerstwa kultury programu "Patriotyzm Jutra", którego założeniem miała być promocja edukacji patriotycznej?
- Jest to kolejna decyzja, która wpisuje się w całościową ideologię ministerstwa kultury oczyszczania kultury w Polsce z kultury polskiej. Po kulturze polskiej zostanie wkrótce tylko sama nazwa Ministerstwa (Kultury i Dziedzictwa Narodowego), wedle wzorów opisanych przez Orwella: znaczeniem słowa jest jego zaprzeczenie.
Czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, decydując się na tzw. reformę w muzealnictwie i akceptując powyższą listę osób wchodzących w skład Rady Powierniczej Muzeum Narodowego, wierne jest misji, jaką w kulturze polskiej pełnić miało zgodnie ze swoimi założeniami Muzeum Narodowe?
- Właśnie o to chodzi: do jakiego stopnia ministrowi wolno ingerować w podstawy działania instytucji powołanych dla określonych celów, instytucji będących tak naprawdę własnością Narodu. Wydaje mi się, że zostały tu przekroczone granice, których przekraczać nie wolno. I dlatego głos powinni zabrać pracownicy muzeów, gdyż to dzięki nim, ich ofiarnej pracy przy jakże skromnej płacy wiele muzeów do tej pory funkcjonuje. Ale mogą się bać, żeby tej pracy nie stracić i żeby jeszcze jakoś cichaczem ocalić to, co da się ocalić. Trzeba wobec tego wyraźnie powiedzieć: reforma muzealnictwa w Polsce, co widać na przykładzie Rady Powierniczej w Warszawie, idzie w kierunku zagrażającym istotnym zadaniom, jakie mają spełniać muzea polskie w Polsce. Obowiązkiem ludzi kultury jest zabrać w tej sprawie głos.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik, 5 maja 2008