Kiedy myślimy o Bożym Narodzeniu, to najpierw ukazują się nam obrazy należące do naszej polskiej tradycji: śnieg, sanna, choinka, wieczerza wigilijna, najbliżsi, prezenty, kolędowanie, pasterka, a potem długie dwa dni świąt, gdy zwalniamy tempo naszego życia i mamy więcej czasu dla siebie. Jednak jest to spojrzenie dość zewnętrzne, gdyż nie dotyka samej istoty świąt.
Zbieramy się nie tylko po to, żeby zachować obyczaj, lecz dlatego że jest jeszcze jakiś głębszy powód, który nas gromadzi. Tym powodem jest cześć i dziękczynienie Bogu za to, że stał się człowiekiem, powodem jest pamięć tego unikalnego wydarzenia w dziejach świata, gdy Syn Boży, Jezus Chrystus, przyszedł na świat przechodząc fazy życia każdego człowieka, od poczęcia poprzez urodzenie aż do śmierci. Było to życie wypełnione nauczaniem i cudami, a na koniec przeogromnym cierpieniem. Wszystko zaś z miłości do człowieka. Bo to wszystko działo się dla nas, dla całego rodu ludzkiego.
Boże Narodzenie przypomina nam o tym, że Chrystus nie jest jakąś postacią mglistą, bajkową, baśniową, zasłyszaną nie wiadomo od kogo. Bo przecież istnieje wiele religii, które wskazują, nawet imiennie, na boskie postacie, które są albo bogami, półbogami czy nadludzkimi herosami. Postacie takie występują w każdej religii i w niejednej mitologii. Ale zasadnicze pytanie jest następujące: czy to prawda? Czy to prawda, że na Olimpie mieszka Zeus? Poeci o nim pięknie śpiewali, lud składał ofiary, ale czy to prawda, że istnieje Zeus? Co by na to wskazywało? I tu okazuje się, że odpowiedź jest mglista, zbyt mglista, aby ją traktować poważnie. Tymczasem w chrześcijaństwie mamy odpowiedź bardzo mocną i pod wieloma względami uzasadnioną: Chrystus jest postacią historyczną, i można to naukowo potwierdzić.
Właśnie z takim nastawieniem i przekonaniem papież Benedykt XVI napisał niezwykle frapujące dzieło zatytułowane po prostu Jezus z Nazaretu. Posłuchajmy: „… metoda historyczna, właśnie ze względu na samą wewnętrzną naturę teologii i wiary, jest i pozostaje nieodzownym wymiarem pracy egzegetycznej. Biblijna wiara z samej swej istoty bowiem musi się odnosić do autentycznego historycznego wydarzenia. Nie opowiada ona historii jako symboli prawd ponadhistorycznych, lecz zasadza się na historii, która toczyła się na naszej ziemi.” Jest wręcz niezwykłe, jak chrześcijaństwo jest mocno zakorzenione w realnej historii ludzkości i jak odważnie podejmuje wyzwanie by tego dowieść. Chrześcijaństwo otwarte jest dowód i na krytykę, ale taką krytykę, które spełnia wymogi poznania racjonalnego i naukowego, a nie mitologicznego czy ideologicznego. Waga prawdy historycznej o Chrystusie jest tak wielka, że Benedykt XVI nie waha się powiedzieć: „Usuwając tę historię, zniszczymy wiarą chrześcijańską jako taką i przemienimy ją w jakąś inną formę religii. Jeśli więc historia, fakty, są w tym znaczeniu istotnym składnikiem wiary chrześcijańskiej, w konsekwencji musi się ona poddać metodzie historycznej – domaga się tego sama wiara.” Widzimy tu jak bardzo chrześcijaństwo wszędzie tam, gdzie coś może być udokumentowane, uzasadnione, sprawdzone jest z istoty nie tylko otwarte, ale wręcz zobligowane do tego, by to udokumentować, uzasadnić i sprawdzić, żeby nie pozostała cień wątpliwości tam, gdzie może być on usunięty.
To właśnie sprawia, że metodologia religii chrześcijańskiej jest wyjątkowa, ponieważ jest otwarta na krytykę, ale odpowiedzialną, czyli taką, które potrafi przedstawić rzetelne argumenty. Z drugiej strony chrześcijanie muszą być ludźmi nie tylko gorącej wiary, ale również dociekliwego umysłu, tak aby dowodzić to, co można udowodnić, i odrzucić racjonalnie krytykę, która jest nieracjonalna lub niedorzeczna.
Powtórzmy, racjonalizm i nauka są sprzymierzeńcami chrześcijaństwa, bo, jak pisze papież Benedykt XVI, „metoda historyczno-krytyczna jest nieodzowna ze względu na strukturę samej wiary chrześcijańskiej”. To sprawia, że jako chrześcijanie nie tylko nie powinniśmy bać się rozumu, ale jak najbardziej powinniśmy angażować właśnie ten wielki skarb intelektu do zgłębiania naszej wiary. Mamy też wspaniałych przewodników prowadzących nas po ścieżkach wiary i rozumu, św. Jana Pawła II i Benedykta XVI. Dlatego nie zwlekajmy, sięgajmy po ich dzieła, które pozwolą naszej wierze rozumnie wzrastać. To jest zadanie na dzisiejsze czasy. Skoro narodził się Zbawiciel, Jezus Chrystus, to spróbujmy z miłością, ale i rozumnie iść jego śladem.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński