Polska wieś jest ewenementem na skalę nie tylko europejską, ale nawet światową. Gdy przekroczymy naszą wschodnią granicę, to rzadko kiedy natkniemy się na wioskę, a jeśli tak, to najczęściej opustoszałą lub zamieszkałą wyłącznie przez ludzi starszych. Nie ma też wsi w zachodniej Europie, co najwyżej małe miejscowości, w których osiadają osoby chcące zażywać większego spokoju.
W obu przypadkach nie ma wsi jako środowisk osiadłych od pokoleń na własnej ziemi, która ciągle pozostaje matką żywicielką. W Polsce taka wieś istnieje, choć na wschodzie, w tym na naszych dawnych terenach, a także na bliższym zachodzie (NRD) została zniszczona przez kołchozy, natomiast dalej na zachód i w Stanach Zjednoczonych musiała zniknąć pod naporem wielkich farm. W sumie w Polsce mieszkańcy wsi to ok. 40 proc. ludności, czyli ponad 15 milionów, a gospodarstw rolnych jest około 2 milionów. To wciąż dużo, bardzo dużo.
Unikatowa enklawa
W Polsce wioska ma charakter zabudowy zwartej albo też rozrzuconej pod postacią tzw. kolonii. Rodziny na wsi są najczęściej wielodzietne i wielopokoleniowe. W sumie środowisko polskiej wsi jest ciągle unikatową enklawą, która jako jedyna w bloku sowieckim, czyli za komuny, nie dała się skolektywizować, a dziś, jak to chłopi mówią, „za demokracji”, walczy o to, by nie dać się sprzedać.
W naszych obecnych realiach opozycja wieś – miasto jest do pewnego stopnia sztuczna, a nawet myląca. Przecież zdecydowana większość mieszkańców miast pochodzi z wiosek. „Miastowy” to jest ten, który jeszcze do niedawna, on albo jego rodzice, był „wioskowy”.
Gdy myślimy o tej opozycji, nie możemy zapomnieć, jakim procesom – zaplanowanym odgórnie! – poddana była zarówno w czasie okupacji, jak i w czasach PRL struktura społeczna Polski. Znikła warstwa ziemiaństwa i drobnej szlachty (w tym zaścianki) zarówno jako środowisko ludzkie, jak i środowisko gospodarcze oraz kulturotwórcze. Znikła, to znaczy została wywłaszczona, uwięziona, zesłana, zabita z motywów politycznych lub ideologicznych. Tego zapomnieć nie wolno, bo to nie był ani proces naturalny, ani konieczny, lecz z góry arbitralnie zaplanowany przeciwko Narodowi Polskiemu, by nas osłabić. Operacja ta się udała, w polskim pejzażu i w polskiej kulturze została wyrwa, niezabliźniona i ciągle niezastąpiona. Współczesna wieś polska to tylko cząstka historycznej polskiej wsi.
Tradycja a nowoczesność
W realiach współczesnej wsi zderzają się dziś co najmniej dwa trendy. Z jednej strony jest to tradycja, która sięga w przeszłość, obejmując różnorodne, najczęściej lokalne, obyczaje i zwyczaje, z drugiej zaś napór nowoczesności, której pasem transmisyjnym jest wszechwładny telewizor, ale także podłączony do internetu komputer. Ta nowoczesność, zwłaszcza gdy chodzi o młodsze pokolenia, zdecydowanie bierze górę. Wobec tego zasadniczy problem, przed jakim staje dziś społeczność wiejska, to ocalenie tradycji. Jest to zadanie wyjątkowo trudne, ponieważ kultura masowa, jaka przepływa przez media, jest w zdecydowanej większości pozalokalna i ponadnarodowa, działa więc na mikrośrodowiska destrukcyjnie, ponieważ je pomija, bagatelizuje albo wręcz wyśmiewa. Tymczasem trzeba pamiętać, że kultura lokalna bez parasola kultury narodowej, w tym kultury wysokiej, w konfrontacji z masową kulturą medialną, agresywną i bezwzględną, nie obroni się i przestanie istnieć. To rykoszetem uderzy również w kulturę narodową, bo to właśnie kultura narodowa potrzebuje inspiracji, wręcz żywych soków od tych, którzy tak bardzo poprzez pracę i rodzinność wtopieni są od wieków w rytmy i tajemnice ziemi i wiary. Nie bez powodu młody Chopin przysłuchiwał się grajkom ludowym, by z ich prostych melodii wyczarowywać bajeczne pałace swoich dzieł.
Kultura narodowa chroni kulturę ludową jak źrenicy oka, taką rolę powinno odgrywać też własne państwo. Z kolei dzięki obecności i sile kultury narodowej już nie tyle kultura ludowa, co utalentowana młodzież ze wsi może piąć się w górę, może rozwijać swoje zdolności. Gdy jednak kultury wysokiej brak, gdy kultura narodowa przestaje być kompasem ukazującym poziom kultury danego społeczeństwa, ginie również kultura ludowa. W efekcie społeczeństwo, czy to z miast, czy z wiosek, ulega homogenizacji, zatraca swoją odrębność, swoje bogactwo, swoją różnorodność na rzecz miałkich typów (bo przecież nie archetypów) kleconych i lansowanych przez globalne media.
Ocalić kulturę ludową
Czy można coś zrobić, żeby ocalić kulturę ludową, żeby ocalić kulturę mieszkańców wsi? W Polsce są jeszcze regiony prężne, takie jak choćby Podhale czy Łowicz, gdzie pulsuje potrzeba artystycznego wyrażania siebie poprzez muzykę, śpiew, strój, taniec, rzeźbę, wiersz. Ale są i takie, gdzie nie dzieje się dosłownie nic, a w domach od rana do nocy gra telewizor, serwując bezwartościowe programy i ogłupiające reklamy, zaś spojrzenie na życie jest wyłącznie konsumpcyjne. Mało kto o tym mówi, aby nie poruszać tego bolesnego tematu i by nikomu się nie narazić. A przecież tak bywa w wioskach: życie na poziomie wegetacji, bez miłości do przyrody, bez ambicji kulturowych, życie z dnia na dzień. Dlaczego tak się dzieje?
Odpowiedź nie jest trudna. Każdy rozwój wymaga nie tylko chęci i zdolności, ale i odpowiednich wzorów. Gdy nie ma wzorów i zachęty ze strony najbliższego otoczenia, człowiek przyzwyczaja się do tego, że można poprzestać na małym. Dochodzi do tego dewaluacja wykształcenia. Nie wiadomo, czym zachęcić młodzież wiejską, żeby chciała się solidnie uczyć, najpierw dla siebie, żeby się po prostu rozwijać, a nie zostać na poziomie mentalności nastolatka, potem dla możliwości, wcześniej czy później, zdobycia jakiegoś ambitnego zawodu, a dopiero na końcu dla dyplomu. Tę hierarchię młodzież ze wsi zagubiła i, chcąc nie chcąc, staje się ofiarą globalizmu, który potrzebuje wielkich mas ludzkich jako wyłącznie taniej siły roboczej.
Słyszy się czasem, że ludzie w miastach mają więcej możliwości kulturalnego spędzania czasu niż mieszkańcy wsi czy tzw. prowincji, bo tym pierwszym bliżej jest do teatru, do opery, do muzeum. Niby to prawda, ale problem tkwi w czym innym. Po pierwsze, czy wielu z nas ma takie potrzeby, żeby chodzić do teatru, do opery i do muzeum, czy też większości wystarczają media jako źródło kultury i supermarket jako miejsce społecznej integracji? Po drugie, czy jest co w tych teatrach i operach oglądać, coś, co byłoby wyrazem wyższych ambicji kulturalnych i miłości do kultury narodowej? W Warszawie jest ok. 30 teatrów, ale w którym można obejrzeć polską klasykę, i to wystawioną zgodnie z intencjami autora, a nie jako dowolną przeróbkę czy wręcz karykaturę? W żadnym. Są też dwie sceny operowe, ale tu również brak polskiej klasyki. Więc gdzie my żyjemy? Mamy stolicę, która odcięła się od własnej kultury narodowej, od tradycji, od odpowiedzialności za włączanie kolejnych pokoleń w ciąg zachowania takiej tradycji. Gdyby miasta polskie dbały o instytucje kulturalne, takie jak filharmonia, opera, teatr, to czy z miasta, czy ze wsi ludzie garnęliby się do tych instytucji, powstawałoby ich coraz więcej.
Dziś w każdej bez mała rodzinie jest jeden albo kilka samochodów, więc co to za problem choćby raz w miesiącu wybrać się na przedstawienie. Żaden. Muszą być jednak spełnione dwa warunki: po pierwsze, w człowieku musi być taka potrzeba, po drugie, placówki kulturalne muszą mieć coś wartościowego do zaoferowania. Niestety, z jednym i z drugim jest coraz gorzej.
Rezerwuar sił narodowych
Mimo wszystko wieś polska stanowi ciągle rezerwuar sił narodowych. Pozostaje tylko kwestia dotarcia do świadomości, jakiegoś poruszenia, uwrażliwienia na polskie wartości kulturowe w wymiarze zarówno lokalnym, jak i narodowym. Tutaj kluczową rolę odgrywa nie tylko atmosfera domowa i umiejętność zaprowadzenia porządku i estetyki w domowym gospodarstwie, ale również szkoła. Szkoły wiejskie są stosunkowo niewielkie, a społeczność dzieci, nauczycieli i rodziców nawzajem się zna, co powinno sprzyjać współpracy, nie tylko oświatowej, ale i wychowawczej. Dzieci powinny być wprowadzane w tajniki pięknej polskiej kultury i przyrody zarówno w oparciu o techniki multimedialne, jak i bezpośredni kontakt w trakcie organizowanych wycieczek krajoznawczych, które są koniecznym elementem formacji młodego człowieka. Pierwsze wrażenia zostają na całe życie, trzeba więc w dzieciach i młodzieży zaszczepiać jak najwięcej pięknych wzorów i przykładów. Młody człowiek nie może nie być w Krakowie, w Warszawie czy w Toruniu, ale nie po to, by zwiedzać supermarkety, lecz by na własne oczy zobaczyć obrazy Matejki lub Chełmońskiego, by przekroczyć próg bazyliki Mariackiej, by posłuchać muzyki Chopina w Żelazowej Woli. To w nim zostanie, nawet jeśli w danym momencie nie wszystko zrozumie i nie wszystko potrafi właściwie docenić.
Przyszłość polskiej wsi będzie taka, jaka będzie młodzież. Jeżeli nie zostanie uformowana wedle wyższych wzorów i nie zostanie zarażona wyższymi potrzebami, to odejdzie od kultury lokalnej i nie dojrzeje do kultury narodowej, zostanie pochłonięta przez pseudokulturę, jaką jest kultura masowo-medialna. Od rodziców, nauczycieli i katechetów zależy, jaki kierunek nadadzą swojej pracy. Zależy więcej niż dawniej, bo świat zmienia się bardzo szybko, szybko też giną najcenniejsze enklawy, przyrodnicze i ludzkie. Wieś polską warto i jeszcze można uratować.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 14 stycznia 2013