Papież Franciszek, marzec 2013Niewiele wiemy na temat twórczości pisarskiej Papieża Franciszka. Powód jest prozaiczny: zdecydowana większość tekstów była głoszona i wydawana w języku hiszpańskim (w tym kilkanaście książek). A tak się składa, że język hiszpański, choć bywa wymieniany nawet jako drugi język świata (po mandaryńskim, a przed angielskim), jest językiem zasadniczo znanym tylko w krajach hispanojęzycznych, natomiast angielski jest językiem globalnym jako właśnie drugi język. Fakt, że ks. kard. Jorge Mario Bergoglio został Papieżem, niewątpliwie przyczyni się do tego, że jego twórczość stanie się dostępna w wielu językach świata, łącznie z polskim. A warto.
Tym, co uderza w pisarstwie biskupa, arcybiskupa, a następnie kardynała Bergoglio, jest bardzo mocne zaangażowanie w sytuację dzisiejszego człowieka; nie człowieka w ogóle, ale człowieka konkretnego, takiego, jakiego kapłan ten mógł spotkać na co dzień, czy to pełniąc posługę duszpasterską, czy przemieszczając się środkami komunikacji miejskiej w Buenos Aires. Widzi konkretnego człowieka, konkretną rodzinę, konkretną dzielnicę miasta; widzi swoją ojczyznę i swój naród, nie wahając się użyć takich słów jak właśnie „patria” i „nacion”. Widzi też Kościół jako społeczność, na którą składają się konkretni ludzie, niepozbawieni grzechów i słabości, ale mający możliwość podnoszenia się, powrotu do zdrowia, wykraczania poza ramy, jakie chce im narzucić polityka, ekonomia, ideologia czy media.
Dzięki nowemu Papieżowi przed wieloma narodami otworzy się świat, który dość beztrosko określa się mianem „krańca świata”. Ameryka Południowa to nie jest kraniec świata, a w ogóle Ziemia nie może mieć krańca, bo tak się składa, że ma kształt kuli. Jednak w takim właśnie podejściu dostrzegamy swoistą pychę człowieka z „centrum świata”, czyli świata zachodniego, świata europejskiego czy świata anglosaskiego. Tak jakby „centrum świata” było tylko to, o czym mówią anglojęzyczne media, czyli „pępek świata”, a one niechętnie mówią o Ameryce Południowej, chyba że w negatywnym świetle. Dlaczego? Bo w przeważającej mierze jest to kontynent katolicki, zamieszkały przez blisko 400 milionów ludzi, z których około 80 procent stanowią właśnie katolicy. A katolicy, wiadomo, to jest anachronizm albo „kraniec świata”.
Jest to jednak kontynent przebogaty, w którym nakładają się na siebie różne kultury, zarówno te, które stanowią pozostałość czasów przedkolonialnych, jak i kultury lokalne, a także kultury napływowe, z całego świata. Pojawiają się tu wyzwania i problemy, jakie stoją również przed innymi zamieszkałymi kontynentami, choć mają własne oblicze i swoistą dla siebie dramaturgię. W dobie globalizacji, ekonomia, ideologia, media, polityka nie uznają sztywnych granic państwowych czy kontynentalnych, ale sposób reagowania na problemy może być różny. Dzięki Papieżowi Franciszkowi ten właśnie świat południowo-amerykański, świat Argentyny, świat Buenos Aires, staje się bliższy narodom z innych części świata, a wtedy widać, jak wiele nas łączy, ale również jakie są mechanizmy działania zła.
Moc języka
Co tu dużo ukrywać, najpierw biskup, potem arcybiskup, a następnie kardynał Jorge Mario Bergoglio nie był specjalnie znany „światu”, jego homilii czy książek nie tłumaczono na język angielski, nie mówiąc już o innych językach. A to oznaczało pozostawanie w dużym, ale zamkniętym obiegu. Teraz to się zmieni, powinno się zmienić. Nie tylko dlatego, że chodzi o dorobek kogoś, kto został Papieżem, ale również dlatego, że mamy do czynienia z bardzo ciekawą twórczością, pozbawioną schematów i utartych frazesów. Więcej, czytając choćby homilie, odnosimy wrażenie, że znajdujemy się w centrum Buenos Aires i że słowa wypowiadane przez arcybiskupa są skierowane do nas. Tak żywym i plastycznym językiem operuje, nazywając rzeczy po imieniu, bez obawy o polityczną poprawność.
Właśnie ta moc języka sprawia, że słuchając lub czytając, zaczynamy się umacniać i widzimy, że to, co tzw. świat chce nam narzucić, a więc tę całą ideologię aborcji, eutanazji, homoseksualizmu, gender, jest jakimś koszmarem, który nie tyle należy do polityki, ile przede wszystkim jest jakimś szatańskim wyzwaniem rzuconym samemu Bogu: „Nie bądźmy naiwni: to nie jest zwykła walka polityczna, tu chodzi o zniszczenie planu Bożego. To nie jest tylko projekt legislacyjny (bo ten jest tylko narzędziem), ale raczej jest to ’posunięcie’ ojca kłamstwa, który chce zamieszać i oszukać dzieci Boga” (list do Sióstr Karmelitanek, 22.06.2010). Czytając te słowa, stajemy mocno na ziemi po to, by widzieć, gdzie jest niebo. Ważą się losy konkretnych ludzi i konkretnych narodów, krzywdzonych dzieci, którym odbiera się prawo do posiadania ojca i matki; to nie jest tylko gdybanie, dyskusja w ciszy gabinetów albo niekończący się karnawał, bo „gdy już opadną maski, ukazuje się prawda i, choć dla wielu zabrzmi to anachronicznie, znowu pojawia się grzech, który rani nasze ciało z całą swą niszczycielską mocą wykrzywiając przeznaczenie świata i historii” (list na Wielki Post, 13.02.2013, Buenos Aires). Wracamy do prawdy z mroków półprawd i półcieni. Co za ulga.
Teksty Jorge Mario Bergoglio są skarbem właśnie dlatego, że zachowują świeżość spojrzenia i posiadają swoisty temperament, tak charakterystyczny dla narodów Ameryki Południowej. Ten temperament przekłada się na słowo i na wiarę, a jest jak najbardziej potrzebny, zwłaszcza ludziom Zachodu, których konsumpcyjny styl życia i zabójczy dla ducha sekularyzm pozbawiają normalnej witalności, ale również jakże ważnej sublimacji. Gdy brak witalności i uduchowienia, człowiek faktycznie żyje albo jak zwierzątko, albo funkcjonuje jak maszyna, tracąc to, co najważniejsze: własną osobowość, która jest wyrazem bycia osobą, a więc kimś, kto jest jednak stworzony na obraz i podobieństwo Boga.
Udostępnianie twórczości dotychczasowego Prymasa Argentyny działać będzie jak odtrutka na to zamieszanie pojęciowe, jakie ze wszystkich stron nas osacza, głównie za sprawą mediów, ale także środowisk akademickich, które tak łatwo poddają się politycznej poprawności. Nie można zapomnieć, że Jorge Mario Bergoglio odebrał świetne wykształcenie, zarówno w zakresie studiów klasycznych (greka, łacina, filozofia), jak i studiów humanistycznych, obejmujących literaturę, historię i psychologię, nie mówiąc już o teologii. Takie wykształcenie jest nie tylko fundamentem rozwoju intelektualnego, ale również działa jak tarcza w czasach, gdy wojna ideologiczna opiera się m.in. na próbie mieszania pojęć, by postrzegać rzeczywistość zupełnie inaczej niż taką, jaką ona naprawdę jest: „Ojczyzna potrzebuje takiego Adwokata, który obroni nas przed ułudami tak wielu sofizmatów, za pomocą których ten projekt [legalizacja związków homoseksualnych] jest uzasadniany, a które wprowadzają zamieszanie i zwodzą również ludzi dobrej woli” (list do Sióstr, ibid.). Faktycznie, aby uzasadnić legalizację rzeczy wręcz potwornych, podaje się absurdalne argumenty, ale tak intensywnie i z taką przewrotnością czy wręcz nachalnością, że część społeczeństwa zaczyna ulegać, w tym „ludzie dobrej woli”, czyli również katolicy.
A czy u nas tak nie jest? I to na najwyższych szczeblach władzy, zaczynając od prezydenta, premiera i niejednego ministra, którzy są „za” i podają takie sofistyczne argumenty? Tylko kto u nas wyraźnie i dobitnie, racjonalnie i dorzecznie, przeciwstawi się temu projektowi, gdy jeszcze jest czas? Można się spodziewać czegoś gorszego, że znajdą się politycy lansujący homozwiązki, którzy pojadą do Watykanu, żeby pod pozorem rozmów robić sobie zdjęcia i uwiarygodnić swoje bezecne projekty. Przecież bezczelność i cynizm niektórych polityków nie zna granic. A sprawa jest wyjątkowo poważna i może mieć tragiczne skutki w wymiarze przyszłości całego Narodu.
Im bardziej zagłębiamy się w lekturę pism obecnego Papieża Franciszka, który tak żywo angażował się w losy powierzonego mu kościoła w Argentynie, tym bardziej przeglądamy na oczy i nie tylko dowiadujemy się czegoś nowego, ale również lepiej zaczynamy rozumieć naszą sytuację. Odkrywamy nowy świat, który jest nam coraz bliższy, który staje się naszym światem, światem katolików, przed którymi stoją wielkie wyzwania, w tym naczelne, jakim jest obrona godności i praw osoby ludzkiej. Godności prawdziwej i prawdziwych praw, których źródłem i celem może być tylko Bóg.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 16-17 marca 2013
Panu Profesorowi dziekuję za posługę porządkowania rzeczwystości.
Pozdrawiam Andrzej