Sentencja Horacego „Nie wszystek umrę” pasuje do dzieła, które pozostawił po sobie ksiądz kanonik Józef Hańczyc, proboszcz parafii Świętej Rodziny w Lidzie. Kapłan zmarł 13 października br. w wieku 60 lat z powodu covid-19.
Trudno pogodzić się z myślą, że choroba zabrała tak wspaniałego pasterza. Był energiczny i mógłby zrobić tak wiele, a planów i pomysłów zawsze miał sporo.
Prawie cała jego działalność duszpasterska była związana z Lidą. Po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego w Grodnie i otrzymaniu święceń kapłańskich w dn. 17 czerwca 1995 roku w grodzieńskiej bazylice katedralnej z rąk bp. Aleksandra Kaszkiewicza przez rok był wikariuszem w Oszmianie. W 1996 r. został proboszczem w nowo powstałej parafii pw. Świętej Rodziny w Lidzie, położonej w nowej dzielnicy miasta. Stworzył parafię od podstaw: rozpoczął od budowy kaplicy, następnie zbudował kościół. W lipcu 2010 r. odbyła się konsekracja nowej świątyni.
Praca z wiernymi wymaga dzisiaj dużej wiedzy, ks. Józef Hańczyc nieustannie dążył do jej pogłębienia, do rozwoju duchowego i intelektualnego. W 2003 roku ukończył studia z teologii małżeństwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, w 2007 roku – katechetyczno- -pastoralne studia podyplomowe na KUL-u.
Tragiczna wieść poruszyła wszystkich, którzy znali księdza osobiście. – Śmierć ks. Hańczyca dotknęła mnie bardzo osobiście. W obliczu tego tragicznego wydarzenia mogę powiedzieć jedynie, że cieszę się, że miałem okazję go poznać. Był wielkim człowiekiem, nie tylko jako duchowny, ale również polski patriota. Bez wątpienia jego stratę odczują głęboko nie tylko mieszkańcy Lidy, którym poświęcił wiele lat swojej posługi, ale każdy, kto miał okazję go spotkać – powiedział Mikołaj Falkowski, prezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”
Zygmunt Klonowski, wydawca „Kuriera Wileńskiego” poznał ks. Józefa na jednym ze światowych zjazdów Polaków i Polonii, spotykali się też w Wilnie. Na wiadomość o jego śmierci napisał: „To wielka strata dla wszystkich Polaków na Wschodzie, bo był kapłanem, który bardzo głęboko rozumiał sens polskiej tożsamości na Białorusi czy Litwie”.
Bardzo dobrze wiedział, że Polacy na naszej ziemi są przywiązani do słowa polskiego w kościele, bo sam pochodził z polskiej rodziny, dla której wartości chrześcijańskie i patriotyczne były bardzo istotne. – Księdza Józefa poznałem jeszcze jako kleryka w Grodnie. Był nie tylko niezwykłym duszpasterzem, ale i prawdziwym polskim patriotą. Na jednym ze zjazdów Polonii świata zgłosił projekt utworzenia przy każdej chętnej parafii na Białorusi duszpasterstwa polskojęzycznego na wzór Polskich Misji na Zachodzie. Zabrakło czasu… – napisał Adam Hlebowicz, dyrektor Biura Edukacji Instytutu Pamięci Narodowej.
Profesor Piotr Jaroszyński, z którym ks. Józef przyjaźnił się przez 20 lat, powiedział o nim: „Polak Matejkowski, bez odrobiny jakichś obcych nalotów”.
W parafii Św. Rodziny w Lidzie kipiało życie religijne, działalność katechetyczna, funkcjonowało kilka grup religijnych, każdy mógł wybrać coś dla siebie dla pogłębienia wiary. Młodzież garnęła się do kościoła, do mszy przysługiwało ponad 60 ministrantów.
Zawsze z uśmiechem na twarzy, rozbrajającym i szczerym - takim ks. Józefa zapamiętamy - będzie nam go bardzo brakowało. Ale Jego dzieło – świątynia w Lidzie – przeżyje wieki i będzie służyć kolejnym pokoleniom wiernych...
Irena Waluś
Magazyn Polski nr 11 Listopad 2020