Feliks Koneczny jest niezastąpiony tam, gdzie pojawia się pytanie o tożsamość Zachodu. Jest to pytanie, które nas, Europejczyków, nurtuje najbardziej, bo przecież widzimy, jakimi ideowymi sprzecznościami targany jest Zachód, w jakie popada nonsensy, jak nie potrafi dostrzec wspólnego celu.
A tymczasem Huntington podchodzi do tego problemu kontynentalnie wyjaśniając, że cywilizacja zachodnia składa się „z trzech głównych elementów: Europy, Ameryki Północnej i Ameryki Łacińskiej”. Jeżeli już tak, to dlaczego zabrakło Australii? A poza tym, czy na tych kontynentach panuje rzeczywiście tylko jedna cywilizacja? Coś ten schemat jest za grubo ciosany.
Widać to po dokonanym przez Huntingtona przeglądzie wszystkich wielkich cywilizacji współczesności takich jak chińska, japońska, hinduistyczna, islamska, prawosławna, zachodnia, latynoamerykańska, afrykańska. Raz Ameryka Południowa jest zachodem, innym razem ma swoją cywilizację latynoamerykańską.
Czy w Europie nie ma cywilizacji islamu, jeśli mieszkają w niej dziesiątki milionów Muzułmanów? Dlaczego w tym spisie wielkich cywilizacji nie jest wymieniona cywilizacja żydowska? Cóż za pomysł z tą cywilizacją afrykańską, gdy kontynent afrykański nigdy nie tworzył jednej kultury, nie mówiąc już o setkach występujących tam języków (w samym Kongo operuje się prawie 300 różnymi językami!).
Od kiedy to prawosławie jest cywilizacją, jeśli podporządkowane jest ono władzy politycznej, a więc mamy przykład klasycznego cezaropapizmu? Zaś to, co dzieje się w dzisiejszej Rosji, trudno nazwać panowaniem cywilizacji (religii) prawosławnej, bo Rosją nie rządzi kler prawosławny, lecz członkowie dawnych komunistycznych służb specjalnych. Takich pytań, a właściwie paradoksów jest więcej. One są znakiem, że książka Huntingtona mimo reklamy i objętości (572 str.) nie jest zbyt głęboka ani uporządkowana. Jakże inaczej czyta się Konecznego, jaki tam jest ład myślowy, jak znakomite przemyślenia, jaka trafność diagnoz.
Wróćmy więc do Zachodu. Punktem odniesienia nie jest tu zachodnie chrześcijaństwo, jak chce Huntington, ale Grecja, którą nazywano, jeszcze w języku fenickim „zachodnim lądem”. Stąd właśnie wziął się Zachód jako synonim Europy. A współcześnie sama Europa jest terenem ścierania się pięciu co najmniej cywilizacji: łacińskiej, bizantyńskiej, żydowskiej, islamu i turańskiej. Przybiera to nawet postać walki, bo w grę wchodzą kluczowe dla cywilizacji kategorie: jaki model rodziny? jaki status człowieka? jakie miejsce dla narodów? ile miejsca dla Boga? W wymienionych cywilizacjach na te pytania padają różne odpowiedzi. Kto patrzy powierzchownie na Europę, myśli, że ponieważ jest to jeden kontynent, to i występować tu będzie jedna cywilizacja. Niektórzy z kolei łudzą się, że przecież na tym kontynencie wiele państw się połączyło tworząc Unię Europejską, więc tym bardziej nastąpiło umocnienie jednej cywilizacji. Nic podobnego! Jedność tworzona jest mechanicznie, administracyjnie, odgórnie. A w tym sztucznym tworze rozpoznajemy wpływ tej cywilizacji, którą Koneczny zidentyfikował jako ciągle żywą. Jest nią cywilizacja bizantyńska, która została zaszczepiona w Europie poprzez wpływ na cesarskie Niemcy, później na Prusy, a dziś widzimy, że ów przeszczep dobrze przyjmuje się i rozkwita w strukturach Unii Europejskiej.
A czym jest walka o model rodziny, jeśli nie walką o rodzaj cywilizacji? Jeżeli nie tylko dopuszczalny, ale lansowany model, to brak stałego, monogamicznego małżeństwa, wówczas zaczyna dominować cywilizacja turańska. Jeśli natomiast będą to tzw. „związki partnerskie”, wówczas popadamy w stan acywilizacyjny, ponieważ tutaj następuje usankcjonowanie tego, co przed obowiązywaniem politycznej poprawności nazywało się wynaturzeniem.
Jest też zagadkowe, dlaczego Huntington wśród wielkich cywilizacji nie wymienia cywilizacji żydowskiej. Czy to nieświadomość i przeoczenie, czy minimalizowanie jej znaczenia? A może wynik swoiście pojętej poprawności i przezorności? Trudno zgadnąć. Docenił natomiast wagę tej cywilizacji Feliks Koneczny, skoro poświęcił jej wielotomowe dzieło.
Cywilizacja żydowska, to temat bardzo drażliwy, ponieważ też w jakimś stopniu objęty jest dziś cenzurą political correctness. W świecie polityki, sztuki, a nawet nauki zarzut „antysemityzmu” pociąga za sobą daleko idące negatywne konsekwencje. A przecież winien to być zwykły temat, gdyż mamy do czynienia z konkretną cywilizacją. Badając ją, Koneczny nie atakuje rasy, narodu czy religii. Koneczny nie był bowiem żadnym rasistą, faszystą czy ksenofobem; był analitykiem cywilizacji. Z jego analizą można się zgadzać lub nie, ale nie można jej zaklasyfikować jako antysemickiej.
Dorobek intelektualny Feliksa Konecznego jest przebogaty i w wielu punktach ciągle aktualny. Byłoby to cudowne, gdyby powstał państwowy projekt rzetelnej reedycji jego dzieł oraz gdyby do projektu ich tłumaczeń na obce języki włączyły się organizacje polonijne. Może wówczas nasz rodak przestałby być Wielkim Nieobecnym, zasilając swym erudycyjnym dorobkiem skarbiec światowej nauki.
Europa Norwida
Norwid spędził ponad 40 lat na obczyźnie, głównie w Paryżu. Był to w Europie czas wielkich przesileń społecznych, ekonomicznych, militarnych i ideowych, czego wyrazem były rewolucje i wojny. Poeta nasz z właściwą sobie przenikliwością zastanawiał się nad źródłem tych tarć i nad cywilizacyjnym obliczem Europy.
Połowa XIX w. to z jednej strony nasilenie się różnych ruchów socjalistycznych, z drugiej zaś, powolny zmierzch starej kultury reprezentowanej przez arystokrację. Powstawała nowa elita, wywodząca się z dawnej i z nowej warstwy, której wspólnym odniesieniem nie była już ani kultura, ani dobro społeczne, lecz... pieniądz. „Ale cała Europa idzie w to, że i inteligencja, arystokracja, choć nie bezpośrednio i literalnie, ale za to pośrednio, zamieniają to po prostu w burżuazję pieniężną (Do J. I. Kraszewskiego. Paryż, 28.01.1859). Raz rozpoczęty proces trwa nadal. Trudno w Europie znaleźć środowiska inteligencji pielęgnującej na odpowiednio wysokim poziomie głębsze wartości europejskie. Spotkać można co najwyżej samotne jednostki.
Brak wyższej kultury powiązany z dobrobytem materialnym prowadzi szybko do dekadencji. Trudno bowiem zaspokoić potrzeby duchowe przedmiotami, zwłaszcza że nawet i posiadając przedmioty, trzeba wykazać się pewnym smakiem, aby nie zrobić z pałacu śmietnika. A cóż mówić, gdy buduje się dom naśladując kiepskie wzory? Brak kultury objawia się również w nieumiejętności dostrzegania poważnego sensu działania. Można co najwyżej szarpać się, przeprowadzać manifestację siły, a nawet wywoływać wojny. Tylko że potem przychodzi pytanie: po co? Zdesperowany Norwid pisał: „Europa jest to stara wariatka i pijaczka, która co kilka lat robi rzezie i mordy bez żadnego rezultatu ni cywilizacyjnego, ni moralnego. Nic postawić nie umie – głupia jak but, zarozumiała, pyszna i lekkomyślna” (Do K. Górskiej, Paryż, lato 1881). A więc już wtedy Europa ulegała kultowi samouwielbienia. Gdy widzimy dzisiejszych „Europejczyków”, jakaż pycha od nich bije, jaka buta i zarozumiałość, ma się wrażenie, że zjedli wszystkie rozumy. Szkoda tylko, że mają tak miałką wiedzę, że istotę bycia Europejczykiem widzą głównie w pogoni za świecidełkami, handlu i płaceniu podatków.
W kolejnym liście Norwid wznosi się na wyżyny intelektualne, które we współczesnym sporze o Europę posiadają wyjątkowe znaczenie. Pisze tak: „Jestem przeciwny systematom spółczesnym, które głoszą „Europe aux Européens!” („Europa dla Europejczyków!”). Według mnie, proszę Pani, nigdy nie było Europejczyków, my wszyscy bowiem przybyliśmy tu z Azji, z tej krainy, której zalążkowy obraz spoczywa teraz w naszym umyśle niby marzenie o Raju [oryg. po fr.]” (Do J. Kuczyńskiej, Paryż, luty 1869).
Norwid dotyka więc kwestii zasadniczej: czy europejskość jest kategorią geograficzną? Odpowiada, że nie, bo przecież w takim wypadku nie byłoby w ogóle Europejczyków, jako że geograficznie są oni Azjatami, stamtąd bowiem onegdaj przybyli. Więc czym jest Europa? Kontynuował: „Ja pochodzę od Jafetowego wnuka, co przykuwany był na szczycie Kazbeku w Kaukazie – od dziada mego Prometeusza. Ja JEDEN przeczę temu systemowi krwi i ras. Ja jeden – ale cóż robić! to moje mniemanie takie. Moim zdaniem, Europa nie jest rasą, ale principium – bo gdyby była rasą, byłaby Azją!!!” (ibid.).
Gdy czytamy takie fragmenty, to aż dech zapiera. Polska miała wielkich myślicieli. Ale od razu popatrzmy, jak nikłe było pole ich oddziaływania. Jak ono nadal jest nikłe, nawet wśród naszych rodaków. Norwid przekazywał swoje przemyślenia w prywatnych listach, adresowanych do jednej osoby. Może ta osoba podzieliła się jeszcze z jedną i tak w sumie wiedziały dwie osoby, może trzy. Nawet choćby dziesięć albo i tysiąc, to ciągle mało. Chodzi bowiem o to, jakie znaczenie społeczne ma pewien pogląd, w jaki sposób wpływa na życie i kulturę, a nie jest tylko prywatnym przekonaniem, choćby najwspanialszym, najgenialniejszym.
Norwid bardzo prosto i logicznie pokazuje, że pojęcie europejskości nie może być ani geograficzne, ani rasistowskie. Jest to pojęcie o charakterze cywilizacyjnym. Europejczykiem jest się przez przynależność do kultury europejskiej, a nie kolor skóry czy miejsce zamieszkania. Co więcej, cała siła europejskości opiera się właśnie na kulturze, dlatego tak ważne jest pielęgnowanie tej kultury jako bezcennego i koniecznego dla Europejczyków dziedzictwa. W tym kontekście odcinanie Europy od jej korzeni w imię budowania nowej, a przy tym ateistycznej, czyli bezbożnej Europy jest nieporozumieniem, tak może postępować tylko „stara wariatka i pijaczka”. Dziś pytanie o tożsamość Europy pozostaje ciągle otwarte.
Norwid za pośrednictwem księży Zmartwychwstańców przesłał na ręce papieża Piusa IX dary, za które w marcu 1861 r. otrzymał osobiste podziękowanie i błogosławieństwo. Jakie to były dary? Złoty medalik z XVII w. z inskrypcją: „Przeciw Turka szturmom”, a także 5 złotych franków z 1855 r., upamiętniających szturm pod Sewastopolem. Norwid tam dopisał: „Co Polska gromiła, to Francja broniła”. Drobne dary, ale złote i jakże symboliczne.
Walka o Europę nie jest tylko walką ekonomiczną, jest to walka w wymiarze moralnym, religijnym, ideowym, cywilizacyjnym. Do takiej walki potrzeba ludzi o szerokich horyzontach intelektualnych, ludzi, którzy niekoniecznie muszą jeszcze żyć, mogą to być bowiem ludzie, którzy odeszli, ale których głębia myśli jest ciągle aktualna. Do takich właśnie ludzi, Polaków i Europejczyków!, należał właśnie Cyprian Kamil Norwid.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 7, lipiec 2022