Do wyników ostatnich wyborów parlamentarnych należy podchodzić ostrożnie, choć niewątpliwie mają one olbrzymie znaczenie. Przełamane zostało poczucie bezsilności. Pamiętamy dobrze poniedziałki, które następowały po wyborach, czy to parlamentarnych sprzed czterech lat, czy prezydenckich, czy też po referendum uwłaszczeniowym, a wreszcie po referendum konstytucyjnym. Tym razem jest inaczej. Mimo intensywnej, bardzo drogiej kampanii wyborczej, mimo stosowania najrozmaitszych sztuczek i zagrywek, postkomuniści nie wygrali. A jeszcze niedawno rozgłaszali z właściwą sobie butą, i to poza granicami kraju, że oni te wybory wygrają, bo umieją wygrywać. Nie wygrali.
Trzeba jednak być ostrożnym. Postkomunizm to w dużej mierze kwalifikacja personalna; dotyczy ona osób wywodzących się z poprzedniego układu władzy zaprowadzonego w Polsce przemocą i kłamstwem przez ZSRR. Dziś Polska nie jest już konstytucyjnie i systemowo zależna od Związku Sowieckiego, a komunizm jako ustrój upadł. Komuniści, personalnie jako postkomuniści, rządzili w Polsce siłą rozpędu, natomiast ich władza realnie związana jest z nową ideologią - ideologią liberalną.
W 1993 roku komuniści wrócili do władzy. Pamiętamy hasło: „Komuno, wróć!" Ale przecież nie przywrócili komunizmu, nie przywrócili pegeerów, nie upaństwowili przemysłu, nie odebrali ziemi. Przeciwnie, to, co było jeszcze państwowe, rozdzielili między siebie i obcokrajowców. Komunizm nie wrócił, rozpoczęło się natomiast panowanie ideologii liberalnej. Musimy dziś bardzo wyraźnie odróżnić postkomunizm personalny, który będzie coraz mniej znaczący, choćby ze względów naturalnych, od ideologii liberalnej, która coraz bardziej będzie się umacniać.
Mówiąc o nadziejach i myśląc o przyszłości dla Polski, dla naszego narodu, dla polskich rodzin, musimy widzieć to nowe, realne zagrożenie ustrojowo-ideologiczne. Polska nie jest wyizolowaną wyspą, a w tzw. świecie zachodnim obowiązuje liberalizm. Również pewne ugrupowania, które weszły do parlamentu, w całości lub w części wyznają tę ideologię. Radość z wyniku wyborów nie powinna przerodzić się w euforię, ponieważ euforia przyćmiewa rozum. Dobrze, że się cieszymy i że możemy znowu w siebie uwierzyć, ale to nie zwalnia z bycia ostrożnym i z używania rozumu.
Wśród wielu cech współczesnego liberalizmu warto wymienić te, które najbardziej zagrażają naszej polskiej tożsamości. Liberalizm redukuje religię do sfery prywatnej, ze szczególną zaś niechęcią odnosi się do katolicyzmu, który utożsamia z fundamentalizmem. Liberalizm podważa potrzebę istnienia narodów, upatrując w nich źródło nacjonalizmu i faszyzmu. Liberalizm odrzuca tradycyjny model rodziny jako sakramentalnego związku kobiety i mężczyzny wychowujących własne dzieci. Liberalizm postrzega człowieka w kategoriach towaru, który można sprzedać lub kupić.
Te groźne cechy liberalizmu, który coraz natarczywiej napływa do Polski, nie stanowią doktryny na wzór marksizmu, lecz są ukryte w sposobach działania ludzi interesu, mediów i polityki. Co więcej, liberalizm próbuje przeniknąć do katolickiej nauki społecznej i, niestety, jest wielu, którzy zapominają o słowach przestrogi wypowiedzianych przez Ojca Świętego we Wrocławiu i nieopatrznie biorą liberalizm za dobrą monetę. Trzeba jednak odróżnić ozdobną fasadę w postaci towarzyskiej ogłady, telefonów komórkowych, kamer, komputerów i błyszczących samochodów od człowieka. Trzeba uwzględnić, co się z nim dzieje, co się dzieje z jego rodziną, narodem, wiarą.
Wygrana w wyborach parlamentarnych to sukces i wielkie nadzieje. Aby te nadzieje mogły się spełnić, potrzebne jest szerokie zaangażowanie społeczne, a więc przełamanie trawiącego nas marazmu. Ale by pokładane nadzieje i wyzwolona aktywność nie obróciły się przeciwko nam, potrzebna jest czystość duchowa, ideowa. Działajmy więc, ale i patrzmy. Patrzmy na rzeczywistość, a nie na deklaracje.
Piotr jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"