We wspomnieniach Mój ostatni oddech Luis Bunuel, jeden z bardziej znanych reżyserów filmowych, zwierza się, że w zachowaniu heretyka zawsze fascynowała go siła przekonania o tym, że żyje on w prawdzie (czasem większa niż u chrześcijan), dla której gotów był nawet ponieść śmierć męczeńską.
Film Droga Mleczna (1969) jest poświęcony właśnie heretykom. Bunuel, choć pozostał do końca życia ateistą, zgadzał się z poglądem Bretona, iż surrealiści mają wiele punktów stycznych z heretykami (s. 236).
Gdy czytamy Umberta Eco, autora dwóch bestsellerów (Imię róży i Wahadło Foulcaulta), odnosimy wrażenie, iż jest on zafascynowany herezją oraz różnymi odmianami wiedzy tajemnej, takimi jak magia czy alchemia, gdyż dostarczają one niezliczonych możliwości intelektualnych. Bo przecież błądzić można... bez końca, zaś błądzenie stało się wręcz pasją wielu dzisiejszych „intelektualistów".
Powstaje wobec tego pytanie: Co od strony filozoficznej sankcjonuje takie postawy - inteligentne, ale i sarkastyczne, pobożne, ale i sceptyczne, pomysłowe, ale i zwodnicze? Wydaje się, że wchodzi tu w grę swoista teoria ...znaku. To dla niej najlepszą pożywką jest właśnie herezja i wszelka wiedza tajemna. Teoria ta pozwala swobodnie oddalić się od prawdy, by rozpocząć eksperymenty imaginatywno-intelektualne. Wielka erudycja Umberta Eco wprowadza czytelnika w dziwny i nieznany świat, z którego nie ma wyjścia.
Kto chce tam wejść, powinien najpierw sięgnąć do jego prac teoretycznych, takich jak Dzieło otwarte, Lector in fabuła, a także Dopiski na marginesie Imienia Róży. W tych to dziełach skrystalizowane zostały w najdrobniejszych szczegółach postawy „socjotechniki" pisania powieści postmodernistycznej. Dzięki temu Eco, pisząc powieść, czyni to nie tylko w sposób naukowy, ale również czyta czytelnika (konstruowanie czytelnika).
Dlatego można stwierdzić, że powieści Eco stają się w pewnym sensie pułapką zastawioną na odbiorcę. Jest to bowiem labirynt semiotyczny, w który - jak w kłącze (wyrażenie Eco) - czytelnik się wplątuje i nie ma wyjścia. Kłącze bowiem nie ma środka, nie ma peryferii i jest potencjalnie nieskończone (Dopiski..., s. 613). Innym synonimem jest tu słowo „sieć"; na czytelnika narzucona zostaje sieć, z której nie może się on wyplątać.
Powieść jak powieść - jest zabawą, a wszystko dokonuje się w sferze imaginatywnej, niemniej jednak wszystkie mechanizmy oddziaływania powieści Eco na czytelnika suponują określoną teorię znaku, o której nie wolno zapominać. Na czym ona polega?
Umberto Eco głosi postmodernistyczną teorię znaku, wedle której znak posiada znaczenie uwikłane w niezliczoną ilość kontekstów i mechanizmów generujących. Brak tylko jednego kontekstu, ale najważniejszego, jakim jest kontekst rzeczywistości. Na rzeczywistość znak ten jest ślepy. Kultura staje się operacją na znakach oderwanych od rzeczywistości, a jej polem jest tylko to, co możliwe. To dlatego powstaje wówczas sytuacja wymarzona dla manipulacji i dla... herezji.
Wilhelm z Imienia róży powiada: „Porządek, jaki nasz umysł wymyśla sobie, jest niby sieć albo drabina, którą buduje się, by czegoś dosięgnąć. Ale potem trzeba drabinę odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć służyła, była pozbawiona sensu" (s. 568). Gdy nie ma prawdy, racjonalność jest płytka, pozostaje najwyżej użytek. Ale użytek bez prawdy i racjonalności prowadzi albo do mistycyzmu, albo do alchemii, kabały i magii. Nic więc dziwnego, że samo Imię róży kończy się klimatem nieco mistycznym (Mistrz Eckhart?), natomiast powieść druga odważnie wkracza do kuźni Hermesa Trismegistosa i jego uczniów.
Postmodernizm jest dziełem elit; na mniej wyrobionym czytelniku robi to jednak wrażenie, choć nie zdaje on sobie sprawy, że przystając na postmodernistyczną koncepcję znaku, daje sobą manipulować.
Natomiast zastanawiające jest to, że Eco, zajmując się św. Tomaszem z Akwinu (doktorat! Il problema estetico in Tommaso d'Aquino), nie zwrócił uwagi ani na jego teorię sygnifikacji, ani na swoistość tzw. pięciu dróg, ani na poznanie bezznakowe. Wiadomo przecież, że dla Tomaszowej koncepcji bytu, prawdy i dochodzenia do Boga najbardziej fundamentalna jest teoria istnienia. Byt jest bytem dzięki temu, że istnieje, prawda prawdą dzięki istnieniu ujmowanemu bezznakowo (istnienie nie jest treścią), zaś istnienie Boga jawi się jako racja uniesprzeczniająca istnienie jakiegokolwiek bytu przygodnego. Taka koncepcja bytu i taka koncepcja poznania pozwala przeciąć labirynt ułożony z nie kończących się znaków.
Dlaczego jednak Eco nie przyjął jej do wiadomości? Może sam się gdzieś uwikłał?
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."
2. Gdy chodzi o tłumaczenie na polski, to trudno spodziewać się po postmarksistach i postmodernistach na uczelniach w Polsce, że będą odwoływać się do św. Tomasza z Akwinu, którego teoria oparta jest na metafizyce i teologii, a nie na estetyce. A kogo to interesuje, to może przeczytać książkę po włosku.
Piotr Jaroszyński