Przełom tysiącleci to okazja do zrobienia pewnego bilansu. Chrześcijaństwo trwa od dwóch tysięcy lat, w Polsce od ponad tysiąca. Co faktycznie zawiera kultura chrześcijańska? Jakim podlega dziś ograniczeniom? W jaki sposób jej obraz jest deformowany?
Patrząc na chrześcijaństwo w perspektywie dwóch tysiącleci możemy zaobserwować następujące po sobie dość zróżnicowane fazy, i trzeba mieć świadomość zachodzących między nimi relacji oraz powiązań, aby zrozumieć to, co dzieje się dziś. Chrześcijaństwo jest religią, która przychodzi niejako ze Wschodu (pojawia się w środowisku judaistycznym), ale inkubacja chrześcijaństwa dokonuje się w łonie kultury Basenu Morza Śródziemnego, zwanej kulturą zachodnią. Wraz ze zmierzchem świata grecko-rzymskiego chrześcijaństwo umacnia się najpierw w Cesarstwie Wschodnim (Bizancjum), potem na terenach obejmujących Cesarstwo Zachodnie, by stać się wreszcie dziedzicem kultury antycznej.
Na Zachodzie politycznym zwornikiem świata chrześcijańskiego jest najpierw imperium Karola Wielkiego, a następnie dominium cesarzy germańskich. Okres chrystianizacji Europy trwa do XV w., by już w XVI w. nawrócona Pomoc stała się powodem rozpadu jedności zachodniego chrześcijaństwa (reformacja). W wieku XVII rozpoczyna się proces sekularyzacji Europy, życie społeczno-polityczne urządzane jest niezależnie od religii. Z końcem wieku XVIII wraz z rewolucją francuską sekularyzacja przybiera ostrzejszą postać zorganizowanego antyklerykalizmu i ateizmu, państwo ma być urządzane nie tylko bez Boga, ale przeciwko Bogu i przeciwko Kościołowi. Wątek ten podejmie „twórczo" rewolucja bolszewicka, niszcząc kościoły i cerkwie, mordując duchownych, indoktrynując społeczeństwo.
W XX w. ateistyczny komunizm w Związku Sowieckim i liberalistyczny socjalizm w Europie Zachodniej na różne sposoby sekularyzują nasz kontynent. Zwracał na to uwagę Ojciec św. w Orędziu do uczestników Europejskiego Forum Laikatu (l 980): „Europa, tak ściśle związana z wiarą i kulturą chrześcijańską, stała się także kolebką ateizmu i nie jest obecnie w stanie odnaleźć swej duchowej tożsamości". Ateizm ideologiczny stanowiący podstawę działalności państw i instytucji międzynarodowych konsekwentnie realizuje wizję społeczeństwa zsekularyzowanego. Jest to nie tyle powrót do pogaństwa, ponieważ poganie wyznawali rozmaite, choć nieprawdziwe religie; w Europie pojawiła się nowa jakość w wymiarze cywilizacyjnym - społeczeństwo bez religii lub wprost antyreligijne. Pod koniec II tysiąclecia z uwagi na systematyczną walkę antyreligijną dziedzictwo chrześcijańskie skurczyło się niepomiernie; również jego obraz został w międzyczasie w wieloraki sposób zniekształcony.
Zastanawiamy się czasem nad Polską i Polakami. W ponad 90% jesteśmy katolikami i... nie za wiele z tego wynika. Dlaczego? Ponieważ posługując się (a nierzadko egzaltując) tą statystyką, bierzemy jedynie pod uwagę procentową liczbę ludzi ochrzczonych, zapominając przy tym, że ci ochrzczeni żyli przez pół wieku w systemie społeczno-politycznym antychrześcijańskim, bo takim był komunizm. Chrzest nie niweluje wpływów cywilizacji antychrześcijańskiej. Dzisiejszy postkomunistyczny liberalizm utrzymał swe antychrześcijańskie oblicze, choć zmienił metody. Warto wobec tego zobaczyć, jakim ograniczeniom i jakim deformacjom ulegał i ulega obraz chrześcijaństwa.
Przeciętny człowiek ma niewielkie pojęcie o chrześcijaństwie nie tyle jako o religii, ile jako typie kultury. A przecież to właśnie chrześcijaństwo było spadkobiercą kultury zachodniej (grecko-rzymskiej), która została dopełniona przez Objawienie. Dla Polski przyjęcie chrześcijaństwa było nie tylko zmianą religii, z pogańskiej na chrześcijańską, była to zmiana całej cywilizacji we wszystkich jej dziedzinach: w edukacji i nauce (których przed chrześcijaństwem w ogóle w Polsce nie było), w moralności i obyczajach, w życiu rodzinnym, w prawie i powstaniu miast. Ale dziś nasze pojęcie o pełni blasku kultury chrześcijańskiej jest niewielkie. Wypływa to nie tylko ze zwykłego lenistwa, ale nade wszystko z kierunku, jaki wyznaczony został przez ogólnoświatowy (globalistyczny) trend cywilizacyjny lub po prostu: współczesną cywilizację.
W nauce paradygmat, czyli wzorzec poznania naukowego, zostaje zawężony do takiego typu poznania, w którym nie ma miejsca na Boga ani na człowieka jako osobę (pozytywizm). Miejsce teologii, filozofii i humanistyki zajmuje technologia i kult nauk przyrodniczych. Nauka nie pyta już DLACZEGO i PO CO, ale podporządkowana jest wyłącznie praktycznym korzyściom i szukaniu odpowiedzi na pytanie JAK czegoś użyć. Edukacja upowszechniając ten wzorzec jest systematycznie odcinana od dziedzictwa klasycznego, czego najdotkliwszym wyrazem jest eliminacja greki i łaciny z kształcenia. Odcina to możliwość źródłowego kontaktu z liczącym prawie 3 tysiące lat dziedzictwem zachodnim.
W moralności odchodzi się od etyki wychowawczej (cnoty) na rzecz swobody obyczajów; życie rodzinne traci najgłębszy sens rodzinności, jakim jest ciągłość i więź międzypokoleniowa w ramach kultury narodowej; z polityki eliminowane są zasady chrześcijańskie, a tym samym i moralne.
Sztuka oderwana zostaje od jej nadprzyrodzonego wymiaru i zamienia się w płytki estetyzm, a nawet tandetną dewocjonalność. A wreszcie religia zawężana jest coraz bardziej do sfery prywatnej, pozbawionej instytucjonalnego i społecznego wsparcia, o niewielkim wachlarzu propozycji wyboru modelu życia.
Chrześcijaństwo postrzegane przez pryzmat takich zmian kulturowych przestaje być atrakcyjną społecznie propozycją. W starciu z agresywną popkulturą i wzorami lansowanymi przez media, chrześcijanin zaczyna uchodzić za człowieka niemodnego, a nawet zacofanego, albo po prostu nudnego.
Do tych ograniczeń dochodzą deformacje ideologiczne, których ostrze ma wymiar zdecydowanie antychrześcijański. Paradygmat nauki jest tak sformułowany, aby można było dowieść, że Boga nie ma (materializm dialektyczny), a człowiek od Boga nie pochodzi, lecz jest „kuzynem" małpy (ewolucjonizm). W edukacji promuje się albo styl życia nastawiony na tzw. konsumpcjonizm, czyli zaszczepia się pragnienie posiadania bez granic, albo pod płaszczykiem duchowości do szkół wkraczaj ą metody i programy sekciarskie (np. R. Steiner, Montessori).
W moralności następuje groźna w skutkach zamiana chrześcijańskiego miłosierdzia na tolerancję. Prowadzi to do etyki akceptacji zła. Miłosierdzie jest pochyleniem się nad człowiekiem osłabionym przez zło, ale który zła nie chce, natomiast tolerancja jest przyzwoleniem na zło. Różnica jakże istotna! W życiu rodzinnym przystąpiono do konfliktowania pokoleń i płci w imię indywidualnej wolności. Rodzina przestaje być gniazdem i schronieniem dla jej członków, a także oazą przed natarczywością świata. Dom staje się hotelem lub świetlicą, w której główne zajęcie mieszkańców polega na wspólnym oglądaniu telewizji. W polityce chrześcijanie określani są mianem fundamentalistów; wskutek tego znajdują coraz mniejsze poparcie wśród tzw. elektoratu (katolickiego!), a będąc u władzy mają wąskie pole działania; ich środowisko jest nieliczne i z uwagi na osaczenie - mało skuteczne. Tymczasem fundamentalizm bliższy jest islamowi czy judaizmowi, gdzie rządzą lub bezpośredni wpływ na rządy mają duchowni, w katolicyzmie duchowni nie zajmują stanowisk państwowych, zaś Ewangelia nie jest traktatem o ustroju politycznym chrześcijańskiego państwa.
Przy tak potężnych ograniczeniach i deformacjach w skali cywilizacyjnej trudno jest dziś żyć po chrześcijańsku, pracować, wychowywać dzieci, kształcić je, tworzyć środowiska. Złe lub zniekształcone wzory, brak świadomości i wiedzy, przerwany ciąg tradycji - to wszystko sprawia, że życie chrześcijańskie w pełni blasku chrześcijańskiej kultury jest rzadko spotykane i jest raczej dość rachityczne. Łatwo przerodzić się może w sekciarstwo albo w towarzystwa wzajemnej adoracji. A przecież to w średniowieczu powstają uniwersytety, bez których dziś trudno jest wyobrazić sobie życie cywilizowane, to w średniowieczu opracowany jest program zakładania miast w skali europejskiej, to średniowiecze zostawia po sobie jedną z najszlachetniejszych i najczystszych odmian muzyki, jaką jest śpiew gregoriański, to w średniowieczu powstają zakony, które wypełniają luki życia społecznego pozostawione przez państwo, a wreszcie, to dzięki średniowieczu uratowane zostały dla Europy i świata skarby kultury grecko-rzymskiej. Architektura renesansowa, tak dziś podziwiana, wybucha dzięki odkryciu Traktatu o architekturze Witruwiusza, w jednym ze... średniowiecznych klasztorów. Sztuka Michała Anioła, Jana Sebastiana Bacha i niezliczonej plejady mistrzów - to sztuka chrześcijańska, przykład najwyższych wzlotów ludzkiego geniuszu.
Parafrazując słowa Jana Karola Chodkiewicza, wielkiego hetmana litewskiego, skierowane do jego syna, chciałoby się doprawdy powiedzieć: „Dla chrześcijanina nieukiem być, to rzecz sprośna". Chrześcijanin, nie znając pełni własnego przepotężnego dziedzictwa, zaczyna żyć dziwacznie, nie mówiąc już o tym, że łatwo go wodzić za nos. Potrzebujemy wielkiej pracy, aby ponownie się odnaleźć na swoim miejscu, w Polsce i w Kościele.
„Pracy wszelkiej, fizycznej czy umysłowej, trzeba się uczyć... pracując. Pływać można się nauczyć tylko w wodzie. Tylko w niepodległym państwie może ogół nabierać zmysłu politycznego i społecznego. Jesteśmy nowicjuszami pod wieloma względami. Jesteśmy terminatorami w terminie państwowym, toteż napsujemy trochę materiału i narobimy sporo galimatiasu, zanim się czegoś nauczymy. Skróciłby się wielce czas terminowania, gdybyśmy mieli nauczycieli nie tylko w zbieranych doświadczeniach! Spod czerwonego znaku pędzi cała rzesza nauczycieli, całe hordy instruktorów życia publicznego - a jakżeż nieśmiało jeszcze stąpają obok nich katoliccy nasi nauczyciele!"5 Tak pisał przed ponad 70. laty Feliks Koneczny. Brak nam doświadczenia politycznego, bo naród nasz ledwie uczy się niepodległości. Ale uwaga! - uczy się pod kierunkiem czerwonych nauczycieli.
„Jeżeli Kościół polski trafi w te wyżłobione tradycją narodowe koleje, nie na opokę trafi zaiste. Jeżeli nie trafi, utrudni sobie wielce sytuację. Wiemy na przykład wszyscy, że nie załatwi się kwestii społecznej poza Kościołem, i przekonanie o tym staje się coraz powszechniejsze; ale i to pewne, że nie załatwi się jej w Polsce bez tła patriotycznego, poza Ojczyzną. Lecz czyż duchowieństwo polskie potrzebuje, żeby mu przypominać miłość Ojczyzny? Doprawdy, byłoby to samo, co nosić sowy do Aten!"6
A jednak za mało już sów w naszych Atenach lub może ukryły się gdzieś na poddaszach. Warto, aby dały o sobie znać.
„Jest w naturze polskiej sporo czynników tego rodzaju, iż otwierają się Kościołowi w Polsce prawdziwie wspaniałe możliwości. Ku szczytom prowadzić trzeba i śmiało iść!"7
Pomni wielkiego dziedzictwa idźmy śmiało, byle roztropnie. Dobre intencje nie zaopatrzone w przenikliwy rozum więcej przynieść mogą szkody niż pożytku. Iść jednak trzeba. „Precz z potulnością!"
Piotr Jaroszyński
"Ocalić polskość"
Przypisy:
1 „... homo dicitur esse ad imaginem Dei, non secundum corpus, sed secundum id, quo homo excellit alia animalia... Unde sequitur Genes. 1. postquam dictum est: Faciamus hominem ad imaginem, et similitudinem nostram, Ut praesit piscibus maris, etc.: excellit autem homo omnia animalia, ąuantum ad rationem, et intellec-tum; unde secundum intellectum, et rationem, quae sunt incorporea, homo est ad imaginem Dei." (Sw. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna I, q. 3, a. l, ad 2).
2 Św. Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna I, 94, 3.
3 Ep. 120, 3; zob. Ch. N. Cochrane, Chrześcijaństwo i kultura antyczna, tłum. G. Pianko, Warszawa 1960, s. 391.
4 ang. określenie the Dark Ages - dosł. ciemne wieki - oznacza okres wczesnego średniowiecza, natomiast termin Middle Ages - średnie wieki (stąd „średniowiecze") - odnosi się zazwyczaj do przedziału czasowego między 1100 a 1500 r.
5 F. Koneczny, Kościół w Polsce wobec cywilizacji, „Ateneum Kapłańskie" 1914, t. 22, s. 424.
6 ibid., s. 426.
7 ibid., s. 426.