Moje opinie i zarazem doświadczenia z CK pokrywają się ze spostrzeżeniami innych naukowców. Przytoczę teraz kilka cytatów z kolejnych artykułów pt. "W kolejce po tytuł" autorstwa Prof. Piotra Jaroszyńskiego, które ukazały się na łamach Niezależnego Forum Akademickiego.
"Szczeble kariery naukowej i uniwersyteckiej są w naszym kraju dość skomplikowane, a co więcej prawie w całości odziedziczone po PRL-u, w którym naukowiec miał do spełnienia określone zadanie ideologiczne. Nie oznacza to jednak, że wszyscy to zadanie wypełniali ulegając presji władzy komunistycznej. Ale władza miała swoje sposoby, aby odpowiednio "regulować ruchem", zwłaszcza w górę, gdy chodziło o zdobycie wyższego stopnia lub tytułu. Sprawy te przeciętnemu Polakowi są zupełnie obce i prawdopodobnie będą obce. Albowiem nie odczuwa bezpośrednio skutków ich wpływu na codzienne życie. Odczuwa się wzrost cen paliwa, energii elektrycznej lub czynszu. Czego zaś nie odczuwa, o tym się nie myśli i traktuje tak, jakby tego nie było".
"Z innych ciekawostek. Podczas całego procesu, który ma doprowadzić do decyzji o zgodzie lub odrzuceniu wniosku, gdy wyciągane są różne "za" i "przeciw" sam kandydat jest nieobecny i nie ma nic do powiedzenia. Może niezbyt poprawnie, ale taki sposób oceny nosi miano "sądu kapturowego". Sądzi się kogoś, kogo wśród sędziów nie ma, kto tym samym nie może się bronić, nie może bronić swojego poglądu, zwłaszcza wobec niespecjalistów! Jest to zadziwiające zarówno z punktu widzenia naukowego, bo przecież różnica poglądów i dyskusja to kanon uprawiania nauki, ale również z punktu widzenia moralnego i prawnego, bo nawet złoczyńca, skazany na śmierć, ma prawo do obrony. W tym wypadku nie."
"Ktoś zapyta, dlaczego taka cisza, dlaczego środowisko milczy? Otóż, kandydatom, którzy mają kłopoty, udzielana jest szeptana rada: lepiej być cicho, lepiej poczekać, rok, dwa, może pięć, może dziesięć. Więc milczą i czekają. Przez ten czas trochę zgorzknieją, trochę spokornieją. Może o to właśnie chodzi?
Jak odrodzić Polskę bez odrodzenia elit? Jak mieć elity bez zdrowej atmosfery na uczelniach i w komisjach? bez racjonalnych, odpowiedzialnych i czytelnych zasad awansu? Z wykluczeniem rozgrywek ideologicznych czy personalnych? To bardzo trudne. A jeśli nie będzie zdrowych elit, to społeczeństwo nigdy się nie podniesie. Będą tylko nadzieje, oczekiwania, złudzenia i rozczarowania. Więc może jednak warto bliżej przyjrzeć się systemowi zatwierdzania stopni i tytułów naukowych? Może podjąć na ten temat dyskusję - mądrą i odważną."
"Do istoty totalitaryzmu należy to, że dąży do coraz pełniejszej kontroli swoich obywateli. Wśród różnych sfer życia publicznego niektóre mają wymiar strategiczny. Do nich należy prawo i sądownictwo, media i dziennikarze, edukacja i nauka. Lata stalinowskie ukazują w sposób niezwykle przejrzysty, do jakiego stopnia prawo może legalizować zło, a prawnicy mogą złu służyć wydając, "w majestacie" państwa, niesprawiedliwe, a wręcz zbrodnicze wyroki. Lata stanu wojennego, to okres "wzorcowej" wręcz propagandy szerzonej przez masowe media, gdy kłamstwo lub manipulowanie prawdą były na porządku dziennym, a dziennikarze kłamali patrząc prosto w oczy. A co działo się z nauką? Ten temat jakoś zniknął z pola widzenia".
"Nauka polska była mocno czerwona. A może jeszcze jest? Przecież w Polsce nie było ani dekomunizacji, ani też pełnej lustracji".
"Tragedia Katynia była nie tylko tragedią dziesiątków tysięcy ofiar i ich rodzin, ale była to również tragedią polskiego narodu. Oczywiście, była to zbrodnia w wymiarze militarnym (zamordowani zostali wprawdzie oficerowie), ale jeszcze bardziej w wymiarze moralnym: dokonano przecież zbrodni ludobójstwa. Co jednak jeszcze warto podkreślić, była to zbrodnia w wymiarze intelektualnym: oficerowie rezerwy, to przecież ludzie wykształceni, by nie powiedzieć kwiat polskiej inteligencji: prawnicy, lekarze, inżynierowie, profesorowie, absolwenci naszych szkół wyższych, które w okresie międzywojennym ambitnie przystąpiły do programu odrodzenia polskich elit po okresie zaborów. W Katyniu zabito gros naszej inteligencji.
Działania Stalina były dalekosiężne. PRL był jego tworem. Czy można się spodziewać, że system komunistyczny zgodziłby się na odrodzenie polskiej inteligencji na miarę czasów przedwojennych? Inteligencji moralnie prawej, a ideowo patriotycznej, takiej jaką właśnie była inteligencja przedwojenna? Raczej kryteria były przeciwne, chodziło o zduszenie inteligencji, odebranie jej statusu elity narodu.
Czy w ten czarny scenariusz wpisuje się Centralna Komisja Kwalifikacyjna? A dlaczego nie? Bo po co właściwie taka komisja? Co ona może wnieść nowego do tych wymogów, jakie stawiane były kandydatom do stopnia doktora habilitowanego lub tytułu profesora? Jakieś neutralne i wyższe spojrzenie? Można wątpić."
"Ma to swoje znaczenie. Albowiem wśród powodów, dla których wniosek o uznanie habilitacji czy przyznanie tytułu się odrzuca, pojawiają się takie oto kryteria: znaczny dorobek, twórczy wkład. Jak ktoś, kto nie jest specjalistą z danej dziedziny, może to kompetentnie ocenić? Jak może to ocenić superrecenzent, jeśli reprezentuje dziedzinę pokrewną? Jak może to ocenić ktoś, kto ewidentnie należy do innej opcji ideologicznej, co w przypadku nauk humanistycznych było i jest nagminne?
Ale werdykt Prezydium jest z punktu widzenia merytorycznego niepodważalny. Nie ma przed kim podważać oceny merytorycznej, która jest przecież formułowana w tak przedziwnych warunkach, w warunkach absolutnego dyktatu grona osób, które prawnie są ze wszystkich stron zabezpieczone. Podważyć można tylko aspekt formalny i grać z sądem przez kilka lat, by najczęściej wrócić do punktu wyjścia.
Takie ustawienie struktur zatwierdzania stopni i tytułów naukowych jest nie tylko niesprawiedliwe, ale również głęboko demoralizujące. Można też wątpić, czy ma cokolwiek wspólnego z nauką. Raczej górę bierze ideologia, odziedziczona po PRL-u, przynajmniej w trybie postępowania".
"Analiza materiałów zawartych w zbiorze LEX dotyczących sporu sądowego w sprawie zatwierdzenia stopnia doktora habilitowanego lub tytułu profesora daje dość przerażający obraz systemu, który pozwala na dyskryminowanie polskich naukowców z racji personalnych, środowiskowych oraz ideologicznych. Dyskryminacja ta dokonywać się może "zgodnie z obowiązującymi przepisami", dlatego osoby pokrzywdzone mają niewielkie pole manewru, i w praktyce prawie każda z nich musi przegrać, choć przez lata (!) łudzi się, że sprawiedliwość zwycięży. System ten został opracowany w czasach PRL-u, miał określone cele, a nade wszystko był tak skonstruowany, aby dać możliwość kontroli awansowania kadr naukowych nie tyle przez samo prezydium Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej, ile przez władze komunistyczne. Dlatego właśnie ciało to było formalnie wszechwładne, praktycznie jednak podporządkowane partyjnej górze. Komuniści dobrze wiedzieli, jak ludzie nauki są wrażliwi na punkcie własnej kariery zawodowej, jak potrafią być zazdrośni, jak mogą występować przeciwko sobie (np. pisząc różne teksty). Tymi słabościami można było grać, dzielić środowisko, awansować "miernych ale wiernych", utrącać lepszych, ale niepokornych. A wszystko "zgodnie z prawem". PRL to przecież "państwo prawa". Powstaje jednak pytanie, dlaczego ta komisja się utrzymała po 89´roku mimo zmiany nazwy z Centralnej Komisji Kwalifikacyjnej (ckk) na Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów Naukowych (ck), mimo że zmienił się ustrój?. Zmienił się ustrój, ale nie nastąpiła dekomunizacja, nie tylko w życiu politycznym, ale również w nauce. Oznacza to, że marksiści lub wychowani na marksizmie naukowcy mogli poprzez komisję mścić się "zgodnie z prawem" na młodej kadrze naukowców reprezentującej odmienną wizję nauki".
"Centralna Komisja ma szerokie pole manewru, aby zdyskwalifikować dorobek określonego kandydata. Nie wiedzieć czemu, główną postacią procesu kwalifikacyjnego stać się może superrecenzent, który zdyskredytuje opinię Rady Wydziału i trzech innych recenzentów. Z tego wynikałoby, że wszyscy są niekompetentni z wyjątkiem superrecenzenta! Przecież to absurd. Jeszcze większym absurdem jest fakt, że PT Prezydium może odrzucić wszelkie opinie i wszelkie recenzje, następnie podjąć decyzję w odniesieniu do dorobku w ramach dziedziny, na której żaden z członków Prezydium się nie zna. Tymczasem pojawiają się określenia, że dorobek nie jest "twórczy", nie jest "znaczny", naukowo jest "niski",etc. Przecież to są kwalifikacje merytoryczne, trzeba zatem znać się na danej dziedzinie i specjalności, aby ocenić, co jest twórcze a co nie. Co więcej, są to oceny "uznaniowe". Wiadomo, jak różne bywają zdania i jak różnie oceniają jedni naukowcy innych naukowców. Koniec końców decyzja ma charakter uznaniowy, choć obudowany całą aparaturą procedurą formalno-prawną. Analizując strukturę działania Centralnej Komisji możemy stwierdzić, że daje niesłychane pole manewru "uznaniowego": promowania jednych, a niszczenia innych. Stąd powstaje pytanie, jaki jest sens istnienia dziś komisji o tak szerokich uprawnieniach i pozostającej praktycznie poza jakąkolwiek kontrolą merytoryczną? ".
Przytoczę teraz kilka cytatów twórcy portalu -Niezależnego Forum Akademickiego- Pana Józefa Wieczorka z listu do Prof. Janusza Tazbira - Przewodniczącego CK.
DAJEMY SZANSĘ?
Polemika z Prof. Januszem Tazbirem - Przewodniczącym Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych.
"W 4 numerze (1997r) FORUM AKADEMICKIEGO Pan profesor twierdzi, że Komisja decydentów o tzw. "karierach naukowych" Polaków, której Pan obecnie przewodniczy, daje człowiekowi szanse. Ja te sprawy widzę na szerokim tle patologii polskiego środowiska naukowego i w moim przekonaniu, na ogół "naukowi" decydenci nie dają szans samodzielnym (w normalnym znaczeniu tego słowa) i niezależnym pracownikom nauki, którzy podważają ich "jedynie słuszne" poglądy.
Zgodnie z moją znajomością rzeczy "nauka" polska tak się ma mniej więcej do nauki sensu stricto jak demokracja socjalistyczna do demokracji sensu stricto, i jest to również zasługa Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych (dawniej CKK). Rozdzielając swoiste KONCESJE do dożywotniego decydowania o najważniejszych sprawach nauki polskiej (nie mylić z nauką s.s) dla wąskiej kasty "niezastąpionych" w swej inkwizycyjnej działalności "uczonych", Centralna Komisja ma ogromny wpływ na stan nauki, zarówno w jej warstwie intelektualnej, jak i moralnej. Namaszczeni przez CK "uczeni", często naśladując w swych poczynaniach Największego Językoznawcę i jego godnych uczniów (choćby słynnego Trofima Łysenkę), wycinają w pień zagrażających im niepokornych pracowników, u których stwierdzili "nieprawidłowości" w myśleniu i co gorsza w działaniu, zmierzające do podważania ich dożywotnio dominującej pozycji. Następnie "koryfeusze nauki" oszałamiają społeczeństwo roniąc krokodyle łzy nad niekorzystną "luką pokoleniową" w nauce i edukacji.
Stwierdzony fakt postępującego ograniczenia intelektualnego u przedstawicieli kolejnych szczebli kariery "naukowej" trudno mi inaczej zinterpretować jako efekt prowadzonej negatywnej selekcji kadr, która bynajmniej nie kończy się na poziomie "habilitacji", lecz dotyczy również "profesorów" i członków PAN. Jasne jest, że "profesor", stanowiący nierzadko finalny efekt negatywnej selekcji kadr, nie jest w stanie ocenić dorobku naukowego pracownika na tle nauki s.s., ani też nie jest w stanie stwierdzić przypadków plagiatów w pracach naukowych. Wyspecjalizowani "profesorowie" są bezradni w wykrywaniu plagiatów na poziomie pracy magisterskiej, a co dopiero na wyższych poziomach. Czasami zresztą nie widzą nic zdrożnego w "plagiatowaniu" prac (czy ich fragmentów), skoro niejednokrotnie sami doszli do szczytów oficjalnej kariery metodami wątpliwej wartości etycznej. Powiem więcej, w moim przekonaniu etyka jest źle widziana w środowiskach "naukowych".
"Panie Profesorze! Ja nie mogę w zgodzie z własnym sumieniem nazywać Profesorem nauki, kogoś kto taki tytuł od Pana (Pańskich poprzedników) dostaje (-ł) a nie zezwala na publikowanie poglądów odmiennych od obowiązujących, nie zezwala na finansowanie prac, które podważają (mogą podważyć) jego "jedynie słuszne" opinie, kto fabrykuje fałszywe oskarżenia w celu zniszczenia niewygodnego pracownika. Panie Profesorze! Dla mnie tam się kończy nauka, gdzie kończy się możliwość swobodnego poszukiwania prawdy, swobodnej naukowej dyskusji. Ja mam uzasadnione wątpliwości czy zdobycie tytułu jest celem (czy winno być celem) pracy naukowej. Ja mam pewność, że o tytułach (a przede wszystkim o losach pracowników nauki i nauki) bardzo rzadko decydują w Polsce PROFESOROWIE NAUKI. Pozbawienie ludzi jakichkolwiek szans w oficjalnej nauce tylko dlatego, że Pan Bóg dał im rozum a Matka nauczyła rozumienia słowa pisanego jest hańbą polskiego systemu nauki i edukacji".
Na niniejszą polemikę Prof. Tazbir nie odpowiedział. Członkowie CK nie zawsze wykazują tolerancję dla niezależnie myślących, podpalając niekiedy stosy, na których płoną nieprawomyślni.
W tym samym czasie, kiedy twórca NFA Pan prof. Józef Wieczorek prowadził polemikę z Przewodniczącym CK Panem prof. Januszem Tazbirem, ja złożyłem wizytę w CK. Zostałem przyjęty przez Pana Przewodniczącego CK prof. Janusza Tazbira i Sekretarza CK Pana prof. Osmana Achmatowicza. Zapytałem wtedy dlaczego CK dokonała przestępstwa odnośnie mojej habilitacji, nie przekazując pełnej dokumentacji mojej habilitacji, otrzymanej z Wojskowej Akademii Medycznej do oceny superrecenzentów i dlaczego podjęto decyzję o niezatwierdzeniu uchwały WAM w oparciu o recenzję tylko jednego superrecenzenta. Odpowiedzi nie otrzymałem. Obaj Panowie przez cały czas rozmowy zwracali się do mnie, tytułując mnie "Panie Profesorze". Otóż po powrocie do domu przejrzałem ustwę o tytułach naukowych. Okazuje się, że tytuł profesora można uzyskać za wybitne osiągnięcia naukowe nawet bez posiadania stopnia doktora habilitowanego, który to stopień prawnie zdobyłem. Mając takie a nie inne doświadczenie z CK, byłbym naiwny gdybym występował z wnioskiem o nadanie mi belwederskiego tytułu profesora. W oparciu o moje epokowe odkrycia naukowe pozostanę do końca wolnym naukowcem (Profesorem Nauki sensu stricto) i nikt tego nie podważy. Uważam, że moje odkrycia pozostaną w pamięci na wieki, bez podpierania się tytułem belwederskiego profesora.
Uważam, że Panowie prof. Janczewski i prof. Kuś powinni przeprosić członków Rady Wydziału Lekarskiego WAM i recenzentów RW oraz członków sekcji medycznej CK za kłamstwa, dzięki którym wielu członków zostało wprowadzonych w błąd.
Prawdy nie da się ukryć ani jej zwyciężyć, prawda jest nieśmiertelna. Przytoczę teraz kilka cytatów z homilii wygłoszonej w dniu 27 maja 1984r przez księdza Jerzego Popiełuszkę, na temat prawdy i męstwa.
"Prawda i męstwo to wartości bardzo ważne w życiu każdego człowieka, a zwłaszcza w życiu chrześcijanina. Prawda jest bardzo delikatną właściwością ludzkiego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg. Stąd w każdym człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda łączy się zawsze z miłością, a miłość kosztuje, miłość prawdziwa jest ofiarna, stąd i prawda musi kosztować. Prawda, która nic nie kosztuje, jest kłamstwem.
Żyć w prawdzie to żyć w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Prawda jest jednak nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Stąd też, jak powiedział zmarły przed trzema laty kardynał Stefan Wyszyński: "Ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy. Tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach, musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na dziś, na jutro, na miesiąc. Potem znowu będzie na gwałt szkolenie w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie ich sami odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać.Nie możemy przyjmować i zadawalać się prawdami łatwymi, powierzchownymi, propagandowymi i narzucanymi gwałtem. Musimy nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy. Nie jest to łatwe w czasach, w których żyjemy, w czasach, w których powiedział współczesny poeta, że "nigdy jeszcze tak okrutnie nie chłostano grzbietów naszych batem kłamstwa i obłudy...".
Nie jest łatwe dzisiaj, gdy w ostatnich dziesiątkach lat urzędowo w glebę domu ojczystego zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu, zasiewano ziarna laicystycznego światopoglądu, tego światopoglądu, który jest filisterskim produktem kapitalizmu i masonerii dziewiętnastego wieku. Zasiewano go w kraju, który od ponad tysiąca lat jest wrośnięty mocno w chrześcijaństwo".
"Nie służą prawdzie przemoc i demonstracja siły. Przemoc jest kłamstwem, bo niszczy to, czego rzekomo broni. Aby dobrze rządzić państwem, należy zaniechać gwałtu i kłamstwa, a wtedy powróci spokój i warunki do owocnego budowania. Ale spokój nie może być rozumiany jako wymuszone milczenie ludzi. Życia nie da się oszukać, jak nie da się oszukać ziemi. Jeżeli wrzuci się w nią plewy, zbierze się chwasty. Ewangelia Chrystusowa jest tak owocna przez wieki i ciągle aktualna, bo jest prawdą. Ideologie, które kierują się kłamstwem i przemocą, upadają, przynoszą złe owoce i spustoszenie moralne. Zbyt wiele tego przykładów mamy w historii Europy i Świata. Podstawowym warunkiem wyzwolenia człowieka ku zdobywaniu prawdy i życia prawdą jest zdobycie cnoty męstwa. Oznaką chrześcijańskiego męstwa jest walka o prawdę. Cnota męstwa jest przezwyciężeniem ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu. Bo bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju".
"Troska więc o męstwo powinna leżeć w interesie zarówno władzy, jak i obywateli".
Polska jest krajem postkolonialnym i jako taka nie może być w pełni demokratyczna. Przekonałem się o tym, śląc pisma do różnych instytucji państwowych. Odpowiedział jedynie Minister Sprawiedliwości Pan Zbigniew Ziobro, przesyłając moją sprawę do prokuratury, podejrzewając w całej sprawie przestępstwo. Po odejściu Pana Zbigniewa Ziobro z urzędu, prokuratura sprawę umorzyła. Człowiek samotnie nie jest w stanie w tych okolicznościach walczyć z pozytywnym skutkiem o sprawiedliwość.
Przytoczę teraz kilka cytatów z obrony Sokratesa w kontekście osobistym.
"Więc naprzód moje prawo bronić się, obywatele, przeciw pierwszej fałszywej skardze na mnie i przeciw pierwszym oskarżycielom; potem przeciwko drugiej i drugim. Bo na mnie wielu skarżyło przed wami od dawna, i już od lat całych, a prawdy nic nie mówili ...."
"A ze wszystkiego najgłupsze to, że nawet nazwisk ich nie można znać ani ich wymienić"
"Jedni z zazdrości potwarzy w uszy wam nakładli, drudzy uwierzyli i z przekonania zrażają do mnie innych, a ze wszystkimi nieporadna godzina. Bo ani ich tutaj przed sąd nie można pociągnąć, ani nie przekonać żadnego, tylko po prostu tak człowiek musi niby z cieniami walczyć; broni się i zbija zarzuty, a nikt nie odpowiada".
"Bo prawdy żaden by chyba nie powiedział: że się ich niewiedzę odsłania i udawanie mądrości. A, że im widać na poważaniu zależy, a zaciekli są i dużo ich jest, a systematycznie i przekonująco na mnie wygadują, więc macie pełne uszy ich potwarzy; rzucanych na mnie od dawna a zajadle".
Swego czasu zwróciłem się do kilku profesorów o ocenę mojej habilitacji i dorobku naukowego. Przedstawię teraz na koniec opinię Pana Prof. Wiesława Sułkowskiego, który był moim przełożonym w Instytucie Medycyny Pracy, kiedy zaczynałem swoją przygodę z otoneurologią.
Profesor Nauki senso stricto
dr hab.n.med. Jerzy Nakiela
Ordynator Oddziału Laryngologicznego
Kierownik Pracowni Badania Układu Równowagi
Tomaszowskie Centrum Zdrowia w Tomaszowie Mazowieckim