Zbliżająca się rocznica bitwy warszawskiej zwanej też cudem nad Wisłą - kiedy to Polska w zaledwie dwa lata po odzyskaniu niepodległości musiała stawić czoła zmienionej w Związek Radziecki zaborczej Rosji - przypomina nam, że jako Polacy zdolni jesteśmy do wielkich czynów, że umiemy się jednoczyć, że wbrew wszystkiemu potrafimy zwyciężać.
Dziś warto zastanowić się nad znaczeniem zwycięstwa. Zbyt długie lata niewoli i porażek mogą sprawić, że naród popadnie w pewne odrętwienie, oswoi się z niewolą, a nawet zacznie bać się zwycięstwa. A gdy zwycięży, nie wie, co dalej robić, boi się samodzielności i dobrowolnie pozwala się zniewolić. Trudno jest przegrywać, ale nie jest też łatwo zwyciężać. Do zwycięstwa trzeba być długo wychowywanym, by nie dać się ponieść krótkotrwałej euforii.
Pokolenie, które wywalczyło niepodległość Polski w roku 1918, a potwierdziło to w roku 1920, choć rozbite między trzech zaborców, było mimo ponad stuletniej niewoli przygotowywane do zwycięstwa. Zwracał na to uwagę w jednym z kazań Prymas Tysiąclecia. 5 stycznia 1979 r. tak mówił do kombatantów: „W długim szeregu ludzi, którzy pracowali nad odzyskaniem wolności, trzeba widzieć tych wszystkich, którzy jak Kościuszko, Pułaski i inni od pierwszych chwil utracenia niezależności politycznej porwali się do ratowania obecności Polski w ówczesnym świecie. Taki sens miały wszystkie powstania, nie wyłączając powstania warszawskiego. Chociaż realiści żałowali tej krwi - jak uważali - daremnie przelanej, ja nigdy tak nie myślałem. Zawsze uważałem, że każdy z tych zrywów - powstanie listopadowe, styczniowe czy warszawskie - miał swój głęboki sens, był budzeniem sumień".
Do zwycięstwa zatem przygotowywali Polaków ci, którzy przegrywali. Ale przegrywali oni tylko doraźnie, ponieważ ich ukrytym i trwałym zwycięstwem były obudzone sumienia. Naród w dowód wdzięczności szanował powstańców, na ich cześć układał pieśni i każde polskie dziecko wymawiało imiona poległych z nabożną czcią. Co podpowiadały owe obudzone sumienia? Rodziły pragnienia, by Polska znowu była obecna w świecie. Polakowi nie wolno było zapomnieć, że to nie jest normalne, iż Polski na mapie świata nie ma.
Wiarę w ostateczne zwycięstwo budzili artyści, poeci i powieściopisarze. Wyjątkową rolę odegrał Henryk Sienkiewicz. Prymas Tysiąclecia 5 stycznia 1979 r. wspominał: „Gdy nieraz myślę o latach 1917-1918, wydaje mi się, że wszyscy ludzie z tego okresu uczyli się miłości Ojczyzny na literaturze historycznej. Można powiedzieć, że pierwszym wybitnym żołnierzem mobilizującym naród do nowych zrywów był właśnie Henryk Sienkiewicz. W jednej z notatek z jego życia - może nieznanej w szerszym zasięgu - wyczytałem, iż on wierzył, że odsłanianie geniuszu strategii bojów polskich zmobilizuje niejedne nowe legiony. Nie przypuszczałem, że wiele lat później tego samego dowiem się z ust Jana XXIII, który na jednej z prywatnych audiencji powiedział mi: «Wierzyłem zawsze, że Polska Henryka Sienkiewicza będzie Polską zmartwychwstałą». Ten żyjący w dalekiej krainie italskiej młody wówczas człowiek uczył się szacunku dla naszego narodu na kolanach, przy swej opiekunce, która czytała mu pisma Henryka Sienkiewicza. Jeśli tak myślał on, to cóż dziwnego, że inni myślą podobnie. Znowu powołam się na notatkę - prywatną tym razem - Józefa Piłsudskiego, który przyznał, że natchnienie do walki, zda się beznadziejnej, czerpał z pism Henryka Sienkiewicza".
Pokolenie, które wywalczyło Polskę w roku 1918 i potwierdziło to w roku 1920, nie wzięło się znikąd, ono było wychowywane do zwycięstwa przez bohaterów powstań i przez pisarzy czuwających nad duchem narodu.
Gdy pomyślimy dziś, jak od czasów komunizmu fałszuje się historię Polski, jak umniejsza się rolę powstań, w tym cudu nad Wisłą, jak szydzi się z oddanych Polsce artystów takich jak Jan Matejko czy Henryk Sienkiewicz, to z pewnością nie uznamy tych działań za przypadkowe. Chodzi przecież o to, aby uśpić sumienia, aby Polak nie myślał o tym, że to Polska ma być obecna w świecie, a nie jakiś półświatek w Polsce. Chodzi o to, żeby pisarze nie mogli oddziaływać na polską młodzież i by miejsce prawdziwego bohatera zajął piosenkarz albo handlarz narkotyków. Tak wychowane pokolenie zapomni o Polsce i niczego nie wygra; przegra również siebie.
Zmagania o Polskę to nie zmagania o abstrakty, lecz o konkrety, o to, by przeciętny Polak nie był człowiekiem o zamroczonym alkoholem umyśle, którego świat wytyka palcami, lecz człowiekiem prężnym i rozumnym, z którym miło się mieszka i chętnie pracuje.
Warto o tym pomyśleć dziś, w rocznicę bitwy warszawskiej, w czasie gdy miejsce hord bolszewickich zajął w życiu publicznym jakiś półświatek bez zasad moralnych, marzący o wielkich interesach przeciwko Polsce.
Jan Paderewski w roku 1910 pisał: „Sprawa narodu to nie interes, z którego wycofać się należy, gdy zamiast zysków straty przynosi. Sprawa narodu to ciągła praca, praca stała, wytrwałość niezłomna, ofiarność nieprzerwana z pokolenia na pokolenie. Zaniechać jej nigdy nie wolno, a łożyć na nią, w miarę możności, zawsze się powinno".
Musimy więc wybierać: Czy chcemy być z Polską dla nas wszystkich, czy przeciw Polsce dla nielicznych?
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"