Nadzieja posiada różne oblicza. Czasem jest to zwykła naiwność, oderwana od rzeczywistości, bardzo emocjonalna, zwyczajnie zwana „matką głupich". Im więcej w nas takiej nadziei, tym większe przychodzi rozczarowanie. Konsekwencją rozczarowania może być rozpacz, a następnie zniechęcenie. Na przeciwległym krańcu leży nadzieja, która, obok miłości i wiary, jest jedną z cnót teologicznych.
Ta nadzieja dotyczy Boga, ku któremu zmierza nasze życie, ale z którym zjednoczenie może mieć miejsce dopiero po naszej śmierci. Nadzieja teologiczna jest łaską, która umacnia nas, broni przed lękiem wobec jakichkolwiek zagrożeń na Ziemi. Nie chodzi o nadzieję życia bez końca na Ziemi, ale o to, co w religii nazywa się życiem wiecznym - takiego życia dotyczy nadzieja teologiczna. Ale jest jeszcze trzeci rodzaj nadziei, która obejmuje nasze ziemskie sprawy, osobiste i społeczne, o której często zapominamy, a która różni się i od nadziei „matki głupich" i od nadziei religijnej. Jak pierwszy rodzaj nadziei należy w ogóle odrzucić, bo jest bardzo szkodliwy, tak nadzieja w sensie teologicznym nie powinna zastępować nadziei bardziej doraźnej dotyczącej właśnie spraw, które rozgrywają się na Ziemi i na które możemy mieć wpływ.
O jaką nadzieję więc chodzi? Św. Tomasz z Akwinu charakteryzując przedmiot nadziei zwracał uwagę, że musi on spełniać warunki: jest to dobro, trudne, przyszłe, możliwe (Suma teologiczna, I - I I , XL, lc). Nadzieja dotyczy dobra, natomiast strach - dotyczy zła. Nadzieja ma na względzie dobro przyszłe, którego jeszcze nie ma, bo tego, które już mamy, dotyczy radość. Ale owo dobro przyszłe jest trudne do osiągnięcia, jeśli ma być przedmiotem nadziei. Dobro zbyt łatwe traktujemy tak, jak już byśmy je mieli - związane jest więc bardziej z radością niż nadzieją. Wreszcie, mimo że dobro przyszłe jest trudne, to jednak możliwe jest do osiągnięcia, gdyby było niemożliwe, ogarnąć musiałaby nas rozpacz.
Zastanawiając się nad przyszłością naszej Ojczyzny i naszego Narodu, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: Czy możemy mieć jeszcze jakąś nadzieję? Przepiękne, rozległe i żyzne ziemie Polski, prawie 40-milionowe jej społeczeństwo - to coś dobrego. Suwerenność państwa i tożsamość narodu są jednak zagrożone ze względu na ekspansję polityczno-ekonomiczną obcych ideologii i interesów. Znajdujemy się więc w trudnej sytuacji. Przyszłość nasza jest niepewna, zaczynamy wątpić, czy cokolwiek da się uratować.
Czy można mieć nadzieję? Jaką? Niewątpliwie, nadzieja dotycząca przyszłości Polski nie może być budowana na życiu jednego człowieka czy na jednych wyborach. Dobro Polski jest bowiem zbyt duże. Jeżeli ktoś myśli, że przez fakt zostania posłem czy senatorem uratuje w tej kadencji Polskę, to za bardzo nie wie, co myśli. Również prawicowy zarząd miasta nie uratuje Polski. Problem jest głębszy. Przeciwnik opanowując nasz kraj planuje i działa na wielką skalę, my bronimy się tracąc z oczu całość i przyszłość. Całość - to nie jest jedna osoba, przyszłość to nie jutro.
Przeciwnik działa w ten sposób, że podkopuje w nas nadzieję w sensie psychologicznym, obiektywnym. Jeżeli bowiem popatrzymy na elementy nadziei, wymienione przez św. Tomasza z Akwinu, to widzimy, że Polska i Polacy ukazywani są dziś w większości mediów i sfer politycznych w jak najgorszym świetle (zaścianek, ten kraj, ciemnogród, antysemici, faszyści etc). Faktyczne dobro ukazy wane jest więc jako zło. Przyszłością Polski ma być koniec Polski, czyli utrata niepodległości i tożsamości (Europa Europejczyków). Przeciwnicy pokazują ostentacyjnie, jak łatwo wszystko już wpadło w ich ręce i że niemożliwe jest przywrócenie ciągłości cywilizacyjnej Polski opartej na poszanowaniu tradycji i wiary. Obiektywne powody nadziei ukazywane są w takim świetle, żebyśmy popadli w rozpacz, zobojętnieli i przestali się bronić. A wówczas...
No właśnie, co będzie wówczas? Przeciwnik zna prawdziwą cenę naszej ziemi, naszych dóbr kultury, naszego narodu. Będzie nimi rozporządzał, ale tylko dla swoich interesów. Naród zostanie potraktowany wyłącznie jako zasoby ludzkie, dobra kultury zostaną wyprzedane i wywiezione, ziemię ktoś' ogrodzi i ustawi napisy w językach obcych. Aby do tego doszło, trzeba ludzi pozbawić nadziei, by stracili poczucie własnej wartości i własnej siły, by popadli w rozpacz i zobojętnieli.
Pamiętajmy, nadzieja jest bardziej związana z męstwem niż z pożądaniem. Należy w związku z tym mocniej nastawić się na trudności, niż na radość posiadania. Przedmiotem nadziei jest dobro trudne - bonum arduum. Dobro, jakim jest nasza Ojczyzna, jest trudnym dobrem. Kto szuka łatwych przyjemności i szybkiego spełnienia marzeń, trafił na niewłaściwą drogę. Kto się poddał i zwątpił, niech uważa, bo Ojczyzna stoi na straży naszej godności, a mamy więcej do stracenia, niż nam się wydaje. Potrzeba nam więc rozumu i męstwa, w tym dziś wyrażać się ma nasz patriotyzm, pełen dojrzałej i koniecznej nadziei.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"