W tym roku przypada 160-lecie urodzin pisarza, z tej okazji Sejm RP ustanowił rok 2017 Rokiem Josepha Conrada-Korzeniowskiego. Dziesięć lat temu UNESCO uczcił pamięć o nim Rokiem Josepha Conrada. Dla nas, Polaków, jest to wielka rzecz, ponieważ Józef Konrad Korzeniowski (jak brzmiało jego prawdziwe nazwisko), był Polakiem. W odróżnieniu jednak od wielu znakomitych rodaków, takich jak choćby Henryk Sienkiewicz, Józef Conrad niepisał po polsku, ale po angielsku. Bo nie był pisarzem polskim, lecz angielskim.
Popularny i fascynujący
Jego twórczość po dziś dzień fascynuje czytelników i badaczy na całym świecie, wznawiane są jego dzieła, tłumaczone na różne języki, organizowane są konferencje i sympozja. Wystarczy napisać w internetowej wyszukiwarce słowa «Joseph Conrad», by otworzyło się prawie 24 milionów tzw. wejść! To z pewnością nie jest bagatela.
Twórczość Conrada jest bogata, wielowątkowa, zróżnicowana i niedopowiedziana. Bo i takie też było życie tej wyjątkowej postaci: «urodzony w niewoli», daleko na Kresach Rzeczypospolitej, zesłany jako dziecko na Syberię, sierota, który najpierw traci matkę, a potem ojca, dalej przez dwadzieścia lat emigrant-marynarz, który dochodzi aż do stopnia kapitana, a wreszcie Anglik-pisarz, o renomie międzynarodowej już za życia. Dzieje doprawdy niezwykłe, które dla osoby inteligentnej, o tak wielkiej wrażliwości i talencie stanowić musiały źródło niewyczerpanej inspiracji. Dziś czyta się Conrada tak, jakby czas nie upłynął, ciągle na świeżo, od nowa.
Polak czy światowiec?
Analizując twórczość Conrada zwraca się głównie uwagę na uniwersalny wymiar jego twórczości, europejski, a nawet światowy. Albowiem Conrad nie tylko że nie pisał po polsku, ale niewiele miejsca poświęcił w swej twórczości Polsce. O kraju swojego pochodzenia mówi wprost w krótkim, autobiograficznym zbiorku «Ze wspomnień» oraz w opowiadaniu «Książę Roman»; a poza tym może jakieś aluzje w niektórych opowiadaniach.Generalnie jednak Polski w jego twórczości nie ma.
Oglądając wystawę «Joseph Conrad – między lądem i morzem», która była w Muzeum Mickiewicza na Starym Rynku w Warszawie podczas ubiegłego jubileuszu i czytając wydaną z tej okazji gazetkę (Joseph Conrad, dodatek do «Rzeczpospolitej», 28.02.2007), miałem mieszane uczucia. Czegoś mi brakowało. Tak, to prawda, Conrad był pisarzem uniwersalnym, pływał po morzach i oceanach, pisał o morzach i oceanach i o ludziach, zamieszkujących odległe kontynenty, o Metysach i Murzynach. To go interesowało, więc o tym pisał. Wszystko to prawda. Ale z drugiej strony, gdy wyjechał z Polski, miał 17 lat, nie był więc małym dzieckiem, lecz młodzieńcem, który niejedno przeszedł nie w samotności, ale w kręgu najbliższych mu osób, nie tylko matki i ojca, ale i krewnych. Potem utrzymywał przez ponad 20 lat stały kontakt listowny ze swoim wujem, Tadeuszem Bobrowskim, kilka razy odwiedził Polskę, a więc niemożliwe, żeby kraj ojczysty tak po prostu wyparował. On w nim tkwił. Ale jaki klucz do tego znaleźć, żeby to zrozumieć?
Pochodzenie kontynentalne?
Czytając tekst «Pisarz – rodak», jednego z najlepszych znawców Conrada, zasłużonego również dla popularyzacji jak i edycji jego dzieł, prof. Zdzisława Najdera, odniosłem wrażenie, że przy całej trafności spostrzeżeń i przemyśleń, Autor nad czymś się prześlizguje, jakby nie chciał czegoś dopowiedzieć. Mowa jest o ojczyźnie i uczuciach, i tragizmie ludzkiego życia. Ale na czym właściwie polega to, że Conrad jest naszym rodakiem? Na pytanie «Jaki ekwipunek umysłowy i uczuciowy wyniósł [Conrad] z ojczyzny?» prof. Najder odpowiada: «Myślę, że przede wszystkim głębokie doświadczenie tragizmu ludzkiego życia zbiorowego i jednostkowego.» To prawda, ale czy jest to sformułowaniewystarczająco precyzyjne? Przecież Conrad należał do konkretnego środowiska i to w tym środowisku rozgrywał się dramat Polski, a nie w ogóle wśród wszystkich mieszkańców Rzeczypospolitej czy ziemskiego globu. Ta tendencja do coraz większego uogólniania, zamiast do przybliżenia Conrada jako rodaka znajduje swój wyraz w sformułowaniu, które zupełnie oddala nas od problemu. Autor artykułu pisze: «Można o Conradzie powiedzieć, że był wielkim pisarzem angielskim pochodzenia kontynentalnego».
Chyba z tym «pochodzeniem kontynentalnym» to lekka przesada. Jakie «pochodzenie kontynentalne»? Jeśli chodzi o kontynent europejski, to jest on dość rozległy, aby mogły się na nim spotkać, a nawet zderzyć, różne wpływy i różne cywilizacje.
Wiedział, kim jest
Conrad był doskonale świadom, jakie jest jego pochodzenie, gdy pod koniec życia w jednymz listów pisał: «Rasowo przynależę do grupy, która historycznie rzecz biorąc ma własną przeszłość polityczną i zachodniorzymską kulturę czerpaną najpierw z Włoch, a potem z Francji; temperament raczej południowy; to placówka Zachodu o tradycjach rzymskich, umiejscowiona między słowiańsko-tatarskim barbarzyństwem bizantyjskim z jednej strony, a plemionami germańskimi – z drugiej. Stawiała ona zawsze desperacki opór obustronnym wpływom i do dzisiejszego dnia pozostała wierna samej sobie» (do G.T. Keatinga, 14.12.1922).
Jaka to jest grupa, o której pisze? Odpowiedź nie jest trudna. Conrad ma na myśli polską szlachtę, bo urodził się niedaleko Kijowa, na terenach należących przed rozbiorami do I Rzeczypospolitej. Urodził się w rodzinie szlacheckiej jako polski szlachcic. To jest jego pochodzenie! Conrad jest pisarzem angielskim, wywodzącym się z polskiej kresowej szlachty! W takim środowisku przyszedł na świat, w środowisku szlacheckim o wyrazistej, określonej i bardzo wysokiej kulturze polskiej, świadomej swej polskości, ale równieżeuropejskości, tyle że nie jakiejkolwiek, ale w jej ciągłości rzymsko-włosko-francuskiej. Taką właśnie kulturę reprezentował w sposób wyjątkowy jego ojciec, Apollo Nałęcz Korzeniowski, i taką świadomość przejął po ojcu jego syn, Konrad. Pamiętał o tym do końcaswojego życia.
Sam pisał o sobie, że jest szlachcicem z Ukrainy (Do J. Korzeniowskiego, 14.02.1901). Miał na myśli Ukrainę w sensie geograficznym, a nie politycznym czy kulturowym,tak jak i Mickiewicz pisał o Litwie jako szlachcic polski. Tłumaczy to w innym liście, gdy dowcipnie stara się udowodnić, że w Kongo, gdzie tylko 7% ludzi może pracować przez trzy lata, on «szlachcic polski, powleczony brytyjską smołą», da sobie radę, bo sam tego chce (do Karola Zagórskiego, 22.05.1880).
Conrad politycznie i kulturowo był Polakiem, i dopiero na to nałożyła się kultura angielska. Pisze o tym wyraźnie: «Tak na morzu, jak na lądzie mój punkt widzenia jest angielski; ale z tego nie należy wyprowadzać, że stałem się Anglikiem. Tak nie jest. W moim razie homo duplex (człowiek podwójny) ma więcej niż jedno znaczenie» (do K. Waliszewskiego, 5.12.1903). Ów szlachcic ma coś do powiedzenia Anglikom i to w ich własnym języku (do J. Korzeniowskiego, 14.02.1901).
Blask polskiej kultury
Dziś to właśnie powinno wreszcie obudzić wielkie zainteresowanie, a pozostaje ciągle nietknięte: przepiękny i głęboki blask polskiej kresowej kultury szlacheckiej,który w Conradzie znalazł swoje niezwykłe ucieleśnienie. Trzeba o tym mówić nie po to, aby na siłę go polonizować czy myśleć kategoriami «zaściankowymi», ale żeby odzyskać miejsce szlachectwa w dziejach państwa polskiego i polskiej kultury. To najpierw propaganda zaborcza, potem socjalizm i komunizm, a dziś polityczna poprawność krępują nam usta. Nie umiemy normalnie mówić o naszej przeszłości, popadamy w fałszywe hołubienie ludu, który pod wieloma względami zasłużył na podziw, ale nie pod wszystkimi. Zwłaszczaw czasie powstania styczniowego. A poza tym lud, który mieszkał obok polskiej szlachty tam, skąd pochodził Conrad, nie był polskim ludem, nie włączył się do walki o niepodległość, a przy nadarzającej okazji rozkradał polskie dwory (opis rozgrabienia dworu wuja Conrada: «W poszukiwaniu pieniędzy sielska zgraja potrzaskała wszystko w domu, popruła nożami, porozbijała siekierą, tak że – jak opowiadał służący – nie ostało się i dwóch kawałków drzewa trzymających się razem. Potłukli kilka pięknych luster, wszystkie okna, a porcelanę i szkło co do sztuki. Książki i papiery wyrzucili na łąkę i podpalili cały stos...» – «Ze wspomnień»). Zresztą lud, również lud polski, dopiero budzić się będzie do wyrobienia w sobie poczucia narodowego, które w szlachcie polskiej istniało już od wieków. Jakie były owe cechy szlacheckie, które w tak wyjątkowy sposób przeprowadziły Conrada przez zawirowania życia? Wśród wielu cech wymienić warto kilka: ofiarność, prawość, uczciwość, gościnność, umiejętność przyjaźnienia się, szerokie horyzonty umysłowe,męstwo, fantazja i... elegancja. Gdy nam wbijano do głowy w szkołach, w mediach, w kinie i na uniwersytetach, że szlachcic to dusigrosz, który żyje cudzym kosztem, Conrad tak pisał o swojej rodzinie: «Nikt w żadnej z wielu rodzin skoligaconych z nami nie był pisarzem; wszyscy oni poświęcali majątki, swobodę i życie dla sprawy, w którą wierzyli; niewielu wśród nich łudziło się co do możliwości powodzenia» (do Edwarda Garnetta,20.01. 1900). A więc miłość do Polski aż do szaleństwa. Wuj, Tadeusz Bobrowski, tak w jednym z listów pouczał siostrzeńca, gdy ten planował osiedlić się w Ameryce: «... nie zapomnisz nigdy coś winien godności narodu i rodzin, do których należysz» (5/17.06.1880). To poczucie godności było konkretyzowane przez odniesienie do określonego kręgu, jakim była rodzina i naród polski. Łączyło się z pewną odpowiedzialnością: kto patrzy na mnie, widzi moją rodzinę i mój naród, muszęwobec tego ich godnie reprezentować, zwłaszcza wśród obcych. Tę naukę stryja Conrad przyjął głęboko do serca. Nie tylko bowiem, gdy przebywał w doborowym towarzystwie na lądzie, ale również wśród typów spod ciemnej gwiazdy, jacy niewątpliwie pracować musieli na okrętach, Conrad zawsze zachowywał klasę, co przejawiało się również w tym, że bardzo starannie się ubierał: «W przeciwieństwie do swych kolegów [o usmolonych paznokciach i używających wulgarnych słów] kapitan Korzeniowski był zawsze ubrany jak dandys.Widzę go jeszcze [...] jak prawie codziennie przychodził do mego biura w czarnym lub ciemnym surducie, przeważnie jasnej kamizelce i «fantazyjnych spodniach» – wszystko to doskonale leżało i było bardzo eleganckie» – wspomina jeden z przedstawicieli spółki dostarczającej towary na wyspie Mauritius (G. Jean-Aubry. Życie Conrada, 1958, s. 185).
Klucz do Conrada
Życie, osobowość i twórczość Józefa Konrada Korzeniowskiego, to ciągle fascynujące pole badań. Warto jednak, abyśmy umieli dostrzec w nim Polaka, który wskutek splotu różnych okoliczności, w tym głównie odebranie Polsce niepodległości, znalazł się na obczyźnie, gdzie potrafił przetrwać, wybić się i zdobyć sławę, ale zachowując ten zaszczepiony mu przez rodziców i stryja polski etos. Bo to ów etos, najbardziej czuły na prawość postępowania, przenika całą jego twórczość, niezależnie od tego, czy bohaterem jest kapitan czy zwykły marynarz, Murzyn czy Mulat, czy rzecz dzieje się na Dalekim, czy na Bliskim Wschodzie. Wszędzie czujemy tę niewidzialną miarę przykładaną do dramatuludzkiego życia, miarę moralną. I to jest prawdziwe i najgłębsze oblicze Josepha Conrada, a zarazem klucz do jego twórczości, klucz, który od wieków wykuwali jego przodkowie, dumni, wspaniali, szlachetni.
prof dr hab. Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 8, sierpień 2017