Urlop, zwłaszcza letni na łonie natury, to okazja, żeby odpocząć od mediów. Jeżeli więc w ciągu roku przed pójściem do pracy słuchamy radia, w ciągu dnia czytamy gazety, a wieczorem oglądamy telewizję, to przebywając wśród łąk, lasów i jezior możemy z tego wszystkiego zrezygnować.
Oczywiście zdarza się, że nad brzegiem rozbiją się nowobogaccy najnowszym modelem przyczepy kempingowej, nad którą króluje antena satelitarna, ale są też tacy, którzy potrafią obyć się bez tych udogodnień i zamiast patrzeć się w telewizor, który przysłania rzekę i skutecznie zagłusza śpiew ptaków, cieszą się zapadającym zmierzchem, zapachem pól, zmiennością barw na niebie.
Media skracają czas i przestrzeń, w ciągu sekund przenosimy się z jednego kontynentu na drugi, siedząc nad brzegiem jeziora widzimy tylko wodę i niebo, nic więcej, mijają minuty, a nawet godziny, niewiele się dzieje, tu spławi się jakaś większa ryba, tam nisko nad wodą przetnie powietrze kormoran, chmury opowiedzą jakąś fantastyczną historię. I cisza. Potem przychodzi spokojny sen.
Po roku pracy pierwsze dni urlopu to przede wszystkim sen. W mieście trudno spać, w wiecznym hałasie, zanieczyszczonym powietrzu, oknach zamkniętych na świat, przez które nie widać ani łąki, ani lasu, ani nieba. Gdy po kilku dniach zregenerujemy już nieco siły, można czas spędzać coraz aktywniej. Tu widzimy, jak wielką rolę odgrywa wyrobienie w sobie różnych pasji. Kontakt z przyrodą otwiera niezliczone możliwości. Jedni uprawiają turystykę pieszą, inni rowerową, jeszcze inni z zamiłowaniem wypływają na ryby, ktoś zbiera zioła, układa bukiety, ktoś podpatruje ptaki, ktoś szuka najciekawszych ujęć na zdjęcia. Każde z tych zajęć ma inny smak w zależności od pory dnia, a nawet nocy.
Jeżeli wstaniemy przed świtem, jesteśmy jeszcze nieco oszołomieni przerwanym snem, porwanymi myślami i obrazami. Wolno dochodzimy do siebie, wychodzimy na dwór, a tu ciemno, noc, zdaje się, nie ma końca. A przecież w ciągu najbliższych chwil od wschodu pojawia się już brzask. Z minuty na minutę robi się coraz widniej, coraz jaśniej. I już jest dzień. Ale jakże cichy, jak uroczy, jak powabny, zwłaszcza jeśli znajdziemy się na jeziorze, gdy lekkie opary zasnuwają wodę. A i otaczający nas świat wydaje się być nie tak skryty i lękliwy jak w ciągu dnia.
Piesze wędrówki są szczególnie pociągające na terenach pagórkowatych lub górzystych, gdy widok zmienia się stosunkowo szybko i nie trzeba iść cały dzień, aby zobaczyć coś nowego. Rytmiczny wysiłek, łyk wody, krótki odpoczynek i dalej w drogę. A kto lubi przyrodę podpatrywać, robić zdjęcia, powinien się uzbroić w cierpliwość. Trzeba czasami czekać wiele godzin, a nawet ponawiać próby przez wiele dni, aby uchwycić moment, gdy żurawie przylecą na łąkę lub pole owsa i będą na tyle blisko, że zdjęcie odda choć w części ten cudowny obrazek: jeden żuraw stoi na czatach i bacznie obserwuje, widać wyraźnie pióropusz i ozdobny ogon. Trzy inne, nieco dalej, coraz pochylają głowy wydziobując z ziemi jakieś pędraki. Z daleka ptaki są szare, ale jeśli będziemy odpowiednio blisko, zobaczymy, jak subtelnie są ubarwione.
Jest jednak ciekawe, że z kolei mieszkańcy wiosek nie okazują specjalnego zainteresowania otaczającą ich przyrodą. Przyroda jest dla nich tylko «warsztatem pracy». Łąka to pole, na którym pasą się krowy, w lesie wycina się drzewa, z jeziora wyławia się siecią ryby, jastrząb bierze kury, dzik niszczy uprawy. Rzadko spotkać można miłośników przyrody, którzy znaliby nazwy wszystkich ziół, ptaków i zwierząt. Bardzo rzadko. A szkoda. Dziś na wsi pracy nie ma tak wiele i nie jest tak ciężka jak dawniej. Rozwinięcie różnych zainteresowań, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, pozwoliłoby na sensowne spędzanie czasu. A tu jakże często dzieci zamiast się bawić, pojeździć na rowerze, urządzać wycieczki, iść choćby na ryby, siedzą i godzinami, w ciągu dnia, oglądają telewizor. Nie korzystają z tak pięknego i bogatego świata, jaki roztacza się wokół nich. Rodzice nie dają przykładu, a szkoła widocznie nie uczy tego, co jest najbliżej, w zasięgu ręki. Więc dzieci zamiast tryskać energią, gniją przed telewizorami. Potem wychodzą na dwór zupełnie otępiałe. I nic im się nie chce, na nic nie mają ochoty ani nie poznają świata wokół siebie, ani nie budują własnego świata wyobraźni.
My tymczasem, oddani różnym pasjom, zapominamy nie tyle o «Bożym świecie», bo przeciwnie, właśnie stajemy się cząstką tego świata, natomiast zapominamy o świecie mediów, świecie skondensowanych informacji, manipulacji, faktów i pseudo faktów, świecie, który nas psychicznie rozszarpuje, nie pozwalając dojść do równowagi, a który jak narkotyk uspakaja na chwilę, żądając następnie jeszcze większej dawki zła. Co tam jeden zabity? Dziesięciu, stu, tysiące, to rozumiem, warto było obejrzeć przekaz z londyńskiego metra. Czasem sensacje są aktualne, ale jakże często media karmią nas tym, co dość mocno nazywa się «padliną sensacji». Jedno medium wyrywa drugiemu jakieś resztki i rzuca je na pożarcie masowemu odbiorcy. Ludzie wszystko kupią i wszystko strawią. Ale czy można się dziwić, że żyjąc światem mediów, są na co dzień tak bardzo rozdrażnieni, a nawet nieprzyjemni i niesympatyczni?
Człowiek musi się zdobyć dla własnego zdrowia psychicznego na spędzanie czasu bez mediów. Okazją ku temu są przede wszystkim wakacje, gdy jest tyle możliwości aktywnego wypoczynku, nie tylko gdzieś w Alpach czy w Kordylierach, w Amazonii czy na Lofotach, ale również w Polsce, w Bieszczadach, w Karpatach, nad Bugiem, nad Wigrami. Byle tylko uszanować ciszę i czystość, do której wszyscy mamy prawo.
prof. dr hab Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 6, czerwiec 2017