Współczesna demokracja to bardzo skomplikowany ustrój, który coraz mniej ma wspólnego z tym ustrojem, jaki wymyślili starożytni Grecy. Można by napisać książkę na temat różnic między dawną i nową demokracją, zwracając uwagę choćby na to, że współczesna demokracja, to nie są ani rządy ludu, ani rządy obywateli, ale rządy partii; że często partie mają na oku własne interesy lub interesy, tych dzięki którym doszli do władzy, czyli tzw. sponsorów. W tym ostatnim wypadku demokracja przeradza się w oligarchię, czyli rządy najbogatszych. Czasem demokracja jest przykrywką dla anarchii, gdy wpływowi socjaliści lansują hasło obywatelskiego nieposłuszeństwa, jeśli stanowione prawo jest im nie na rękę, albo wręcz obnaża ich dziwne koligacje czy powiązania. Współczesnej demokracji trzeba się dobrze przyglądać.
Jest taka instytucja, o której rzadko się mówi, ale gdy już, to w dość ważnych momentach. Tą instytucją jest Trybunał Konstytucyjny. Rola Trybunału, określona przez Konstytucję, sprowadza się do czterech dziedzin, z których szczególnie spektakularne jest określenie zgodności stanowionego prawa z Konstytucją. Trybunał ma wiele do powiedzenia, skoro swego czasu zablokował Sejmową Komisję Bankową, uznał ważność mandatu prezydent Warszawy, a wkrótce ma wypowiedzieć się w sprawie lustracji.
Jaka jest ogólnie idea powoływania kolejnej instytucji, która ma tak silną pozycję, jest przecież samodzielnym organem konstytucyjnym państwa? Bierze się to ze specyfiki obowiązującego w Polsce (ale nie tylko) modelu demokracji. Struktura prawa jest ułożona wedle modelu zwanego w filozofii nowożytnej modelem matematycznym. Warto tu wyjaśnić, że w czasach nowożytnych, w związku z tzw. rewolucją naukową zachłyśnięto się do tego stopnia naukami matematycznymi, że naukowe było tylko to, co dawało się przełożyć na język matematyki, a przynajmniej posiadało strukturę dowodów matematycznych. Słynny filozof, Baruch Spinoza, opracował nawet etykę more geometrico, czyli na sposób geometryczny. Do tego potrzebne były aksjomaty, czyli pierwsze przesłanki, a z nich dedukowano wnioski. Wartość jakiejś tezy czy jakiegoś poglądu mierzyła się ich zgodnością z aksjomatami. I właśnie ten model zaaplikowano do ustroju politycznego. Zbiór takich aksjomatów-norm to konstytucja. Z nią powiązane miały być wszystkie stanowione przez Parlament prawa.
Jednak prawo to nie geometria, a przepisy to nie liczby, które łatwo wpuścić, nieomal mechanicznie w system obliczeniowy. Na prawo składają się słowa i zdania, które trzeba rozumieć. Jeżeli czytamy w Konstytucji, że człowiek ma prawo do życia, to ktoś może zapytać, kto to jest człowiek, co to jest życie? Jeden powie, że od poczęcia, drugi że dopiero po urodzeniu. I tak sprawy oczywiste mogą stać się zagmatwane, a sprawy zagmatwane – zgodne z prawem. Od kogo to zależy? Oczywiście, od sędziów, bo to oni zajmują się interpretacją przepisów prawnych.
I tu widzimy, jakie pojawia się zagrożenie. W zależności od tego, kto jest sędzią, jaką posiada kulturę ogólną, jakie, kiedy i gdzie zdobyte wykształcenie, tak może interpretować przepisy prawne. A pamiętajmy, że u nas wielu sędziów formowanych było przez komunistyczne wydziały prawa, miało komunistycznych nauczycieli, przesiąkło lewicową ideologią. Nie chodzi tutaj o polowanie na czarownice, lecz o to, by zachować dystans do wielu instytucji, które mogą mieć pięknie i wzniośle brzmiące nazwy.
Ale i przykłady z zewnątrz nie są budujące. Podobną rolę, co nasz Trybunał, odgrywa w Stanach Zjednoczonych Sąd Najwyższy. Sędziów wskazuje prezydent (u nas zgłasza grupa posłów lub Prezydium Sejmu), a zatwierdza Senat (u nas Sejm), tyle że członkowie naszego Trybunału wybierani są na 9 lat, a w Stanach dożywotnio.
Co stało się w Stanach Zjednoczonych? Gdy Franklin D. Roosevelt został prezydentem wpadł na pomysł, żeby do Sądu Najwyższego skierować jak najwięcej ludzi lewicy. W efekcie od lat 60. zaczęła wzrastać siła Sądu Najwyższego w takim stopniu, że to ten Sąd ukierunkowywał stanowione prawo, blokując postanowienia prawicy, a puszczając szeroko wszystkie prawa, które zgodne były z ideologią lewicową, socjalistyczną bądź nawet komunistyczną. Na początku lat 70. Sąd Najwyższy nie zaoponował przeciwko projektowi legalizacji aborcji, a z biegiem lat jeszcze bardziej to prawo rozszerzał, oczywiście przedkładając konstytucyjne prawo do wolności nad prawo do życia.
Obecnie obserwuje się w Stanach Zjednoczonych tendencję naginania konstytucyjnej zasady rozdziału kościoła od państwa w taki sposób, żeby wyeliminować kościół z wpływu na życie państwa i życie społeczne, by zbudować, na wzór francuski, państwo świeckie.
Trzeba jasno powiedzieć, orzekanie zgodności stanowionego prawa z Konstytucją nie jest zabiegiem czysto formalnym, nie jest to też zabieg czysto prawny. W grę wchodzi tu daleko posunięta interpretacja, na którą składa się polityka, ideologia, filozofia, teologia, kultura, a nawet przynależność cywilizacyjna. O tym muszą pamiętać przede wszystkim sami sędziowie, aby posiadana władza nie wyrobiła w nich przekonania, że są jakimiś nadludzkimi kapłanami demokracji. Są tylko ludźmi, o określonych uwarunkowaniach, które składają się na ich formację. Społeczeństwo natomiast powinno więcej wiedzieć o członkach Trybunału, którzy choć nie są wybierani w wyborach powszechnych, to jednak decydują o losach całego społeczeństwa.
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Kapłani demokracji, czyli co to jest Trybunał Konstytucyjny
- #1
- Krzysztof G.
Felieton Pana Profesora znam. Jest on dostępny do posłuchania w radiowych archiwach pod tym adresem:
http://stara.radiomaryja.pl/dzwieki/2007/05/2007.05.08.f.mp3
Pozdrawiam
Felieton Pana Profesora znam. Jest on dostępny do posłuchania w radiowych archiwach pod tym adresem:
http://stara.radiomaryja.pl/dzwieki/2007/05/2007.05.08.f.mp3
Pozdrawiam