Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie lustracji nie uciął komentarzy i to nie tylko w środowisku dziennikarskim, ale także wśród najwyższych rangą polityków oraz zawodowych sędziów. Nie jest bowiem łatwo zastosować zasadę łacińską „Roma locuta, causa finita” („Rzym wydał wyrok, sprawa zakończona”) tam, gdzie mamy do czynienia ze swoistym pojmowaniem prawa, które dogina się do potrzeb pewnych środowisk a nawet poszczególnych osób. Dlatego natychmiast przychodzą na myśl słowa rzymskiego poety, Juvenala, który zapytał: Quis custodiet ipsos custodes? Kto będzie pilnował strażników? A my zapytamy: kto skontroluje kontrolerów? kto zweryfikuje profesorów? kto osądzi sędziów?
Na problem ten natknął się już Platon, który w jednym ze swoich dzieł roztacza wizję idealnego państwa, takiego w którym panować będzie sprawiedliwość, a ludzie będą szczęśliwi. Jedni mają pracować, czy to na roli, czy w rzemiośle. Inni mają trzymać nad nimi straż. Jeszcze inni, najmądrzejsi, ale wywodzący się ze strażników, mają rządzić. Ale tu pojawiła się wątpliwość. Co zrobić, żeby strażnicy dobrze wywiązywali się ze swego zadania, czyli kto upilnuje strażników? Platon odpowiada: oni sami będą się pilnować, tylko trzeba ich oszukać, wmawiając im, że są ulepieni z lepszej gliny, że w nich jest domieszka albo srebra albo złota, a w rolnikach i rzemieślnikach tylko domieszka brązu. Wtedy, zdaniem Platona, rzetelniej będą się troszczyć o sprawy państwowe (Państwo, 414-415).
W wypadku naszego kraju niektórzy sędziowie Trybunału uwierzyli, że są mądrzejsi i sprawiedliwsi od wszystkich; mądrzejsi, bo mogliśmy słuchać, niestety pokrętnych wywodów przewodniczącego, sprawiedliwsi, bo dla nich godność winowajcy więcej znaczy niż godność ofiar.
Naruszono zasadę równości wobec prawa i jawności życia publicznego, troszcząc się w sposób szczególny o nietykalność PRL-u i jego współpracowników. Problem w tym, że Platon od razu zaznaczył, że te domieszki różnych metali, to bajka, a tu jak widać tym bajkom u nas niektórzy nadal dają wiarę. Ale wiarę w co? W to że z tytułu sprawowanych funkcji ich głos ma sam w sobie status nieomylności, choć dzieje się to z krzywdą dla społeczeństwa.
Platon ostrzegał: „Najgorsze to ze wszystkiego i największa hańba dla pasterzy, jeżeli takie mają psy i tak je prowadzą – to przecież pomocnicy przy trzodach – że skutkiem bezkarności i swawoli albo z głodu, albo pod wpływem jakiegoś innego złego nawyku same psy zaczynają owcom dogryzać i robią się nie jak psy, ale jak wilki” (ibid., 416 A). O to chodzi, żeby strażnicy nie zamienili się w wilki, które gnębią własne społeczeństwo.
A tymczasem dzieje się często tak, że strażnicy chronią się nawzajem, są w komitywie, tworzą kliki, gangi, mafie. Przecież jednym z podstawowych argumentów za lustracją było to, że społeczeństwo nasze dostało w spadku po systemie totalitarnym szeroko rozbudowany układ wzajemnych uzależnień, obejmujący przynajmniej setki tysięcy kolaborantów, podatnych na dalszą współpracę, tyle że w układzie quasi-mafijnym. A na dodatek widzimy, że pod okiem komunistów wyrastały pseudo-elity, sztucznie lansowane, również za granicą, które dla wielu z nas ciągle są autorytetami, i to nawet moralnymi, czyli wzorami do naśladowania. Ładne wzory! Zresztą, ich genialność jako twórców, gdyby tak dokładniej się temu przyjrzeć, co pisali czy reżyserowali, wcale tak bezdyskusyjna nie jest, a gdyby jeszcze wnikliwiej popatrzeć, to okazałoby się, że są to piewcy lewicy i komunizmu. Iluż sztandarowych pisarzy okazało się kolaborantami nie tylko PRL-u, ale i NKWD!
Tym bardziej trzeba to zbadać, żeby oddać sprawiedliwość tym, którzy się nie złamali, a na których pisano donosy, i którzy nie byli nadwornymi pieszczochami systemu. Jeżeli nie wiemy, kto jest kim i kim był w życiu publicznym, to niemożliwe jest uzdrowienie życia społecznego i zbudowania trwałych struktur naszego państwa. Jeśli społeczeństwo straci zaufanie do polityków, a politycy będę kręcić tylko własne interesy, to w takich warunkach państwo nie będzie mogło normalnie funkcjonować.
Musimy więc skontrolować kontrolerów naszego życia publicznego. Ale kto ich zweryfikuje? Prawda. Musimy poznać prawdę o przeszłości. To wymaga wysokich kwalifikacji zawodowych, żeby oczyszczenie przyniosło pożytek, a nie szkodę.
Jak na razie lustracja stanowi pożywkę dla dziennikarzy, którzy w bardzo wielu wypadkach albo szukają sensacji, albo może nawet pracują na zlecenie, gdzie nie chodzi o prawdę, lecz o doraźne rozgrywki. Dlaczego tak mało słyszany jest głos zawodowych historyków, którzy wiedzą, co to znaczy krytyczna analiza źródeł. Przecież studiowanie historii opiera się przede wszystkim na umiejętności rozumienia i oceny źródeł, ich wiarygodności, ich znaczenia, a tego nie zrobi ktokolwiek, byle laik. Jak tak dalej pójdzie, to wszystkie kierunki studiów sprowadzimy do dziennikarstwa, nie będzie potrzebna ani psychologia, ani socjologia, ani historia, ani teologia, ani filozofia. Wystarczy tylko dziennikarstwo.
Ale to jakieś nieporozumienie. Póki co, musimy bacznie się przyglądać, kto nas pilnuje i o nas autentycznie się troszczy, a kto próbuje nas zagryźć. Wtedy musimy protestować. W każdym razie na nudę narzekać nie można, nie można się też zniechęcać, ciągle bowiem dopalają się zgliszcza po haniebnym PRL-u.
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 22 maja 2007