Zawsze czegoś nam brakuje, zawsze znajdujemy powód do narzekań, niezależnie od miejsca i czasu. I gdy tak słuchamy tych ludzkich narzekań, w pewnym momencie dochodzimy do wniosku, że nigdy nie będzie im końca, że nawet mogą stać się one swoistą chorobą, z której trzeba się leczyć. Przecież człowiekowi, który przychodzi na świat, nikt nie powiedział, że jego życie będzie szczęśliwe. Od początku narażony jest na szereg chorób, niedogodności, nieszczęść, ze śmiercią włącznie. Z jednej strony mogą go dotykać zewnętrzne nieszczęścia, z drugiej zaś wskutek grzechu pierworodnego sam wplątać się może dobrowolnie w zło. W takiej sytuacji dziwić się raczej należy, że człowiek w ogóle żyje i że życie jego nie jest jednym pasmem nieszczęść.
Niestety, pod wpływem nowożytnych i współczesnych utopii zafałszowano egzystencjalną perspektywę życia człowieka, wmawiając mu, że jego udziałem ma być jakieś pierwotne szczęście. A najczęściej właśnie takiego szczęścia brak, więc ludzie ciągle mają pretensje i narzekają. Jest to postawa niedojrzała i - jak by dawniej powiedziano - niemęska, raczej zniewieściała i dziecinna. Zachowujemy się często jak rozkapryszone dzieci albo nachmurzone niewiasty. Ciągle czegoś nam brak albo czegoś mamy za dużo.
Tymczasem podstawowym źródłem nieszczęść człowieka, czy to żyjącego w biedzie, czy w dostatku, jest brak sensownego celu życia, celu, który jest rzeczywiście celem, a nie ubóstwionym środkiem, i który jest przez nas umiłowany. Jeżeli taki cel mamy, wówczas wszelkie trudności czy kłopoty nie tylko że nie są powodem narzekań, ale nawet odwrotnie - stanowią wyzwanie do mężnego i roztropnego ich pokonania. Człowiek, który dąży do celu, cieszy się z trudności, bo te jeszcze bardziej go mobilizują, bo są okazją do nowego wysiłku, bo pokonane - przysparzają nowej, zdrowej radości.
Ludzie często narzekają nawet na pogodę: a to za zimno, a to za ciepło, a to za sucho, to znowu za wilgotno. Trudno dogodzić, tym bardziej że w telewizji powiedzieli, że będzie słońce, a pada, pojutrze ma padać, ale pewnie zaświeci słońce. I tak płynie życie w ustawicznych narzekaniach, i to narzekaniach bez sensu. A przypatrzmy się wyprawie alpinistów: wspinają się na wysoki szczyt, może sześć, a może nawet osiem tysięcy metrów. Jest zima, siarczysty mróz, im wyżej, tym mniej tlenu, nie ma czym oddychać, każdy ruch musi być precyzyjnie i oszczędnie wymierzony, organizm słabnie, nadchodzą silne wichury i zamiecie, a do szczytu ciągle daleko. I co? Czy siedzą w malutkich namiotach i narzekają, że ciasno, że zimno, że wysoko? Nie, bo te wszystkie trudności są przewidziane. Wiadomo, że kto chce wejść tak wysoko, liczyć się musi z nieporównywalnie trudniejszymi warunkami niż turysta, który wjeżdża windą na drapacza chmur.
A my często zachowujemy się jak turyści, którzy sądzą, że przez życie przejeżdża się wygodnym samochodem, a do celu można dojechać windą. I gdy tylko coś się zepsuje, zaraz mamy pretensje i narzekamy. Tymczasem w ludzkie życie wpisane są trudności o wiele większe niż te, których doświadczają wspinający się na najwyższy szczyt globu ziemskiego. Ale gdy właściwego celu nie bierzemy pod uwagę i nie chcemy do niego dążyć, karani jesteśmy podwójnie: i za to, czego nie mamy, i za to, co mamy. I jak organizujący wyprawę wysokogórską rozkładają obozy na różnych wysokościach, nim dojdą do celu, tak my, aby dojść do Celu Najwyższego, musimy przejść etap życia rodzinnego, życia społecznego i życia narodowego. A każdy z tych etapów naznaczony jest wieloma trudnościami, które w ogóle nie powinny dziwić, lecz zachęcać do ich pokonania. Gdy zaś uda się je pokonać, to nie tylko - jak mówił Seneka - „słodko wspomina się dawne niedole", ale również ma się satysfakcję bycia na właściwej drodze, a bliskość celu, mimo wyczerpania, dodaje nowych sił.
Prawdziwym nieszczęściem i głównym źródłem narzekań człowieka dojrzałego nie są trudności czy kłopoty, ale brak celu. Bo gdy taki cel jest, to miłość zapala do działania, roztropność poddaje środki, a męstwo wspomaga w walce z przeciwnościami. Spróbujmy więc odnaleźć prawdziwy cel naszego życia; wówczas mimo trudności nie będziemy narzekali.
Piotr Jaroszyński
"Jasnogórska droga do Europy"