Napięcie zmagań o Polskę trwa bez ustanku. Tak było w czasie zaborów, tak było w okresie międzywojennym, za PRL-u, tak jest i dziś. Jest to napięcie potężne, które jednostki wrażliwsze doprowadza do stanu, w którym pojawiają się pytania ostateczne, łącznie z tym, co nosi miano teodycei. Teodycea to dziedzina po części filozofii, po części teologii, a chodzi w niej o to, jakie wytłumaczenie, a właściwie usprawiedliwienie znaleźć dla zła? Pamiętamy dobrze, jak w Dziadach Mickiewicza Konrad posuwa się wręcz do bluźnierstwa, gdy nie mogąc zrozumieć, dlaczego dobry Bóg spuszcza na nas tyle cierpień i nieszczęść, rzuca Mu wyzwanie, i jest o krok od tego, by zrównać Go z carem.
Albo przywołajmy ostatni fragment testamentu Ignacego Jana Paderewskiego. Testament ten napisany został 30 września 1930 r. w Nowym Jorku, gdy Polska była w połowie niepodległego bytu. Musiały być straszne napięcia, skoro ten mistrz fortepianu, ale i patriota, bezgranicznie zakochany w Polsce, po wstępnych ustaleniach, jak ma być rozdysponowany jego majątek, kończy: „Wszystkich, którym niechcący i niesłusznie sprawiłem przykrość lub ich też obraziłem mimowolnie – pokornie przepraszam, przyjaciołom serdecznie wdzięczny, do wrogów nie mam żalu”. Zdanie to jest przepiękne, odsłania szlachetną duszę, która nie znosi żadnego brudu moralnego, nawet jeśli to miałby być tylko pyłek. Ale czytajmy dalej: „Nie mogę tylko przebaczyć tym pysznym i nikczemnym, co myśląc jedynie o korzyściach osobistych i wywyższeniu własnym, prowadzili i prowadzą Ojczyznę do zguby a naród do upodlenia.” To zdanie jest już inne, ono grzmi całą mocą, spada jak piorun, albo jak kaskada donośnych dźwięków, gdy po ukojeniu partii spokojnej i wolnej, rozpoczyna się forte, co Mistrz na koncertach przeprowadzał z wielką precyzją i doskonałością. Tak i to zdanie odsłania swój sens i swoją moc, gdy przeczytamy je na głos. Musieli w Polsce międzywojennej mieć wielkie wpływy ci ludzie, których Paderewski nazywa nie tylko pysznymi, ale również nikczemnymi. A przypomnijmy, że Grecy uważali ludzką pychę za największą potwarz rzuconą bogom. I za pychę człowiek ponosił największą karę. Pycha uzurpując sobie nieomal boską moc i przywileje pociąga za sobą wywyższanie się ponad innych ludzi, których ma się wręcz za nic. I stąd bierze się nikczemność, gdy inni są dla kogoś nikim.
Paderewski widział tych ludzi, stykał się z nimi, słuchał ich wypowiedzi, patrzył jak oni pogardzają polskim narodem, jak są w swym postępowaniu pyszni, butni czy wręcz nikczemni. I na to nie mógł się zgodzić, nawet pisząc w obliczu śmierci swe ostatnie słowa. Nie mógł ani przepraszać, ani przebaczać zdrajcom lub wrogom swojej ojczyzny i swojego narodu. Jako polityk, gdy był premierem, doświadczał na sobie, jak zwracają się przeciwko niemu nawet ci, którzy wydawało się są „naturalnymi sprzymierzeńcami” (List do W. Korfantego, 28.09.1937). Tak jakby obszar władzy był czymś skażony, jakby wyzwalał z ludzi zło, które zwraca się przeciwko narodowi. Ale Paderewski nie wierząc politykom, wierzył w naród. Podkreślał to nieustannie: „...jedynym zespołem, w którym czuję się naprawdę dobrze, w którym bez zastrzeżeń czy skrępowania objąć mogę całokształt zagadnień i dla Polski pracować – jest Naród” (ibid.).
I coś z tego zostało, choć pojęcie narodu trudno jest rozłożyć na czynniki pierwsze, by złożyć je na powrót. Naród to przecież poszczególni ludzie, ale im bliżej nich jesteśmy, tym większe może być rozczarowanie. Naród to nie jest suma zachowania konkretnych osób, zwłaszcza gdy na co dzień spotyka nas nieuprzejmość, brak taktu, a nawet zwykłe i jakże niemożliwe do zniesienia chamstwo. A mimo to czujemy, że my tak naprawdę jesteśmy, a przynajmniej chcielibyśmy być inni, że to nie jest nasze prawdziwe oblicze, że dokonuje się jakieś celowe przeformowanie oraz warunkowanie środowiska naszego życia, nauki i pracy, które sprawia, że zachowujemy się gorzej niż lepiej. Może też wyczuwamy, że za tym wszystkim stoją ludzie pyszni, podli i nikczemni, którzy tak organizują życie społeczne, aby ludzie byli gorsi, a nie lepsi.
A jeśli tak, to jak im wybaczyć? Przecież oni nie szukają wybaczenia, odwrotnie, oni szukają coraz to nowych sposobów wręcz unicestwiania narodu, fizycznego i moralnego. I tu jest jakaś tajemnica zła. Tak do końca, nie wiemy, dlaczego oni to robią, nie wiemy, kto za tym stoi, a kto jest tylko narzędziem. Weźmy jeden tylko przykład. Przecież nie da się słuchać i patrzeć na to, co oni zrobili ze Stocznią Gdańską. Sponiewierali symbol i sponiewierali ludzi, na oczach Polski, Europy i świata. Symbol, który miał być znakiem rozpoznawczym nowych czasów i nowych nadziei, stał się znakiem upadku, gdzie robotnik musi się czołgać, aby zachować pracę, a byle karierowicz, który zahaczył o Solidarność palcem pokazuje, dokąd robotnik ma się doczołgać. Na to nie można już spokojnie patrzeć!
Czy to można przebaczyć? Czy można się dziwić, że Paderewski, nie mógł przebaczyć takim ludziom? Więcej nawet, i tu jest klucz, bo ostatnie zdanie Testamentu brzmiało: „Sam Bóg im tego nie przebaczy”.
Nie wiadomo dlaczego, ale właśnie to ostatnie zdanie zostało opuszczone w antologii zatytułowanej Paderewski. Myśli o Polsce i Polonii, Editions Dembinski, red. Marian Marek Drozdowski, Andrzej Piber, Paryż 1992. Nie mógł to być przypadek, bo takie zdania są zbyt widoczne. Wydano antologię w Paryżu, więc poza cenzurą, zresztą był to rok 1992. Takich pytań nie da się ukryć: jaką miarą mierzyć sprawiedliwość? w imię czego nas niszczą? czy i kto im przebaczy? czy miłosierdzie nie liczy się ze sprawiedliwością?
Trudne są nasze dzieje, a jeszcze trudniej odczytać drogę, jaką mamy podążać. Więc przynajmniej starajmy się, żeby zachować postawę ludzką, wyprostowaną i godną, na zewnątrz, a jeszcze bardziej w naszych duszach.
Piotr Jaroszyński
Nasza Polska, 14.07.2009
Z tego wyciągam wniosek, że przebaczyć można krzywdy wyrządzone sobie samemu, lecz nie można wybaczyć krzywd wyrządzonych własnej zbiorowości (Narodowi).
Powyższy cytat z tekstu jest nie do końca prawdziwy.
Przecież tak do końca wszyscy, którzy czytają wiedzą, że ONI to ci w Polsce (i poza Nią), którzy reprezentują syjonistów. Tym zaś zależy, aby także z Naszego Państwa uczynić miejsce, w którym wybrany naród będzie mógł bez przeszkód realizować swoje cele.
Jakie cele? Między innymi te, które z polskich gojów zrobią dwuotworowe istoty zdolne do spełniania potrzeb i zachcianek włodarzy naszych ziem.
Jeżeli to nie jest aż nadto oczywiste, to zadający tak retorycznie sformułowane pytanie autor tekstu albo sam ma problemy z wyciąganiem wniosków albo lekceważy swoich czytelników.
Jeżeli mamy do czynienia z drugą ewentualnością to nasuwa się pytanie do autora: dlaczego to robi?