W czasie zaprowadzania w Polsce komunizmu strategiczną rolę odgrywała własność. Wysiłek komunistów skupił się na tym, aby siłą lub podstępem, prawnie lub bezprawnie, pozbawić Polaków własności. To był priorytet ideologiczny, od którego zresztą pochodzi sama nazwa komunizmu – „communis”, wspólny, w domyśle własność wspólna, a nie prywatna. Ten pogląd Marksa jakoby głównym źródłem nieszczęść ludzkości była własność prywatna, stanowił wyraz jego historiozofii, z jednej strony naciąganej, z drugiej zaś heretyckiej. Naciąganej, bo historia nie zna pierwotnej epoki komunistycznej, w której wszystko byłoby wspólne; heretyckiej, bo jest to negacja chrześcijańskiej koncepcji grzechu pierworodnego.
Warto tu przypomnieć, że obrona własności prywatnej przez katolicyzm nie ma charakteru absolutnego. Rzeczy, które obejmuje pojęcie własności, to są różnego rodzaju środki, jak ziemia czy fabryka, które mają człowiekowi służyć dla wyższych celów.
Tomasz z Akwinu zwrócił uwagę, że owszem, gdyby człowiek był idealny (czyli taki, jakim był Adam przed grzechem), to własność mogłaby pozostawać wspólna, ale po grzechu trzeba na człowieka uważać, również w wymiarze życia społecznego, dlatego własność zasadniczo powinna być prywatna, aby każdy mógł osobiście zabezpieczać swoje prawa, czyli by każdy mógł dążyć do swoich celów, uniezależniając się od tych, którzy – mając do dyspozycji wszystkie środki – mogliby przewrotnie innymi manipulować. Prawo do własności prywatnej uznał Tomasz za dopełnienie prawa naturalnego. Z tego tytułu zamach na to prawo w wydaniu komunistycznym uznać należy za zamach na prawa człowieka. I tak też się działo w krajach, w których komunizm był zaprowadzany: zabierając ludziom ich własność, ograniczano lub wręcz pozbawiano ich najbardziej fundamentalnych praw.
Ale była też wersja protestancka prawa własności, która prawo to umieszczała w szeregu podstawowych praw prawa naturalnego (obok prawa do życia i prawa do wolności). To z niej właśnie zrodził się tak krytykowany przez komunizm kapitalizm. Ów kapitalizm opierał się na dwóch przesłankach teologicznych: wedle pierwszej – człowiek jest z natury zły, bo grzech całkowicie popsuł ludzką naturę; wedle drugiej – życie ludzkie jest z góry zaplanowane przez Boga (predestynacja), stąd kto ma być bogaty, będzie bogaty, a kto ma być biedny, będzie biedny. Wizja ta była porażająca i okrutna, tylko że to ona właśnie (a nie wersja katolicka) zdominowała cywilizację zachodnią. I z nią do walki przystąpił komunizm, znajdując posłuch wśród tych, którzy czuli się pokrzywdzeni i nieszczęśliwi. Tymczasem komunizm miał swoje cele, nie chodziło o naprawienie krzywd, lecz o dechrystianizację Zachodu w ramach ciągnącej się od wieków walki, jaka zresztą została zapowiedziana w Nowym Testamencie. Dzieła Marksa stały się nową Biblią czy raczej anty-Biblią stanowiącą integralny program zbudowania cywilizacji całkowicie pozbawionej religii. Dla ateistów Marks był, jest i będzie główną wyrocznią w sprawach zasadniczych dla cywilizacji.
Dziś własność prywatna nie jest na cenzurowanym, dziś na cenzurowanym jest miejsce pracy. Nie ma przymusowej kolektywizacji, ale pojawiło się nowe zjawisko, jest to przymusowe zawieszanie prawa do pracy na coraz większą skalę. Jest to neomarksizm, który szuka skuteczniejszej drogi do uzależnienia człowieka, skuteczniejszej niż odebranie własności. Okazało się bowiem, że odebranie własności nie musi dokonywać się pod przymusem i w sposób aż tak hałaśliwy, jak to miało miejsce w krajach komunistycznych. Można to zrobić za pomocą systemu kredytowego (hipoteka i lichwa), doprowadzając od czasu do czasu do kryzysu (likwidacja klasy średniej). Ale gdy człowiek ma pracę, to jeszcze w jej ramach zabezpiecza swoją niezależność. Trzeba więc go wywabić z miejsca pracy, tak jak mamiono rolników, że w kołchozach będzie im lepiej. Dziś polski pracownik słyszy, że opuszczając dotychczasowe miejsce pracy, bezpłatnie przekwalifikuje się na lepszy zawód, dostanie wysoką odprawę, za granicą są świetne oferty, będzie miał wcześniejszą emeryturę i sobie odpocznie, etc. Mamy tu do czynienia z systemowo wręcz przemyślanym pakietem argumentów, a wszystko po to, żeby polski pracownik zwolnił i opuścił swe dotychczasowe miejsce pracy. Dlaczego? Bo zatrudnienie daje mu bezpieczeństwo nie tylko socjalne, ale wręcz egzystencjalne, a co więcej: pracownicy tworzą aktywną i zorganizowaną wspólnotę. Tego zaś obecna władza najbardziej się obawia, władza złożona z marksistów, eksmarksistów i postmarksitów. Oni chcą nami nadal rządzić, to oni dziś odbierają nam miejsca pracy, jak dawniej odbierali naszym rodzicom i dziadkom własność prywatną.
Dlatego dziś obrona miejsc pracy powinna być priorytetem, bo to nie tylko sprawa prywatna, ale wręcz ogólnonarodowa i cywilizacyjna.
Piotr Jaroszyński
NASZA POLSKA NR 33/2009