Oczywiście, życie toczy się dalej, dzień będzie mijał za dniem. Jednak naród polski w swej dziejowej ciągłości utracił niemal całkowicie instytucjonalną tożsamość. Państwo programowo i oficjalnie odizolowało się od narodu, od jego historii, kultury, religii.
Naród polski nie jest podmiotem polityki państwa zwanego III Rzeczpospolitą, jest natomiast przedmiotem zorganizowanej manipulacji grupy osób, które ustawiły się ponad prawem i ponad narodem, zaś poczucie bezkarności i amok sukcesu rozgrzewa tylko nienasycone pragnienie władzy i bogactwa: Jeszcze, jeszcze, jeszcze więcej, obsadzić wszystko - swoimi - aż po szatniarza...
Oczywiście, gdy człowiek nie zna granic, to wcześniej czy później Pan Bóg mu o tych granicach przypomni. Dziś ludzie sukcesu zapominają o słowach starożytnego mędrca Solona, który w ten sposób zwrócił się do Krezusa, jednego z najbogatszych władców ówczesnego świata: „Przy każdej jednak sprawie należy patrzeć na koniec, jak on wypadnie, wszak wielu ludziom Bóg tylko ukazał szczęście, aby ich potem strącić w przepaść".
Tak przemawiał Solon. Tym z nas, którzy chcą kroczyć drogą prawdy, słowa te winny dodać optymizmu; nie wolno mimo wszystko tracić ducha i trzeba troszczyć się o godność i honor, bo tylko wtedy zło i kłamstwo nie będzie miało do nas dostępu. I nie zazdrośćmy sukcesu ludziom nieprawym.
Ostatnie dramatyczne wydarzenia mają swój ukryty sens. Dziś widać zadziwiające klarowanie się postaw, które do tej pory nie były przejrzyste, lecz kryły się za fasadą wielu szczytnych nawet haseł. Mówiąc słowami Zygmunta Krasińskiego z jego listu do Adama Soltana, pisanego 1 sierpnia 1836 r.: „Wylały się pomyje, co zostały na dnie w tej beczce, braha skiśniała gorzelników i piwowarów".
Chodzi teraz o to, czy owa braha zdominuje życie w Polsce, czy też postawimy jej nieugiętą tamę najpierw w naszych sumieniach, a później w naszych środowiskach. A rzecz niezwykła - środowiska właśnie w chwilach trudnych, które ostatnio przeżywaliśmy, zaczęły się wreszcie budzić, ludzie ideowo związani z cywilizacją łacińską i oddani Polsce, usłyszeli o sobie i do siebie lgną. A to wiele, bardzo wiele. Tego przez ostatnie pól wieku na taką skalę nie było, bo wielki zryw „Solidarności", jakże czysty w swych intencjach u ludzi prostych, został w dużej mierze zmanipulowany przez elity, którym obca jest myśl o suwerennej Polsce i które z wrogością odnoszą się do chrześcijaństwa.
Wydaje się, że moralne zwycięstwo, które mimo formalnej klęski naród nasz odniósł, jest tym zaczynem, który musi zaowocować, który wyda szlachetne owoce. A widać teraz dokładnie, że przez ostatnie lata wielu wpływowym ośrodkom dysponującym potężnym aparatem kształtowania opinii (jak szkoła, prasa, radio czy telewizja) wcale nie chodziło o to, by człowiek po latach zniewolenia mógł wreszcie żyć w prawdzie i dobru. Chodziło im o znieczulenie naszych sumień do końca.
Ale to się nie udało. Dlatego nie poddawajmy się, miejmy ciągle w pamięci słowa Psalmu jakże pięknie przetłumaczonego przez Jana z Czarnolasu:
Psalm 37
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."