Socjalistyczny Trybunał Praw Człowieka
W tej sytuacji zrozumiałe jest oburzenie, bo przecież i Polska, i Europa przeżywały już niejedną walkę z krzyżami. Trzeba się oburzać, bo jest powód. Ale dlaczego się dziwić? Zdziwienie jest tu jak najbardziej nie na miejscu. Dziwić się raczej można, dlaczego tak późno. W czym problem? Otóż wyrok został wydany przez bardzo poważną instytucję, której pełna nazwa brzmi: Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Zastąpił on w roku 1998 Europejską Komisję Praw Człowieka i Trybunał Praw Człowieka, których zadaniem była kontrola przestrzegania praw człowieka.
Samo brzmienie tych nazw jest bardzo wzniosłe, nieomal rzuca na kolana, mamy tu bowiem i Europę, i Trybunał, i prawa człowieka. Rzecz jednak w tym, że taka instytucja nie działa samoczynnie, ale poprzez konkretnych ludzi, którzy się w niej znaleźli. Dlatego zanim będziemy się dziwić wyrokom ferowanym przez Trybunał, musimy najpierw sprawdzić skład osobowy tego gremium. Pytanie całkiem dorzeczne, kiedy zważymy, kogo honoruje Pokojową Nagrodą Nobla Norweski Komitet Noblowski. Wiemy, że ten Komitet poszedł zdecydowanie na lewo. Kto w takim razie znajduje się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka?
Są tam sędziowie wybrani przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy spośród państw europejskich, które podpisały Europejską Konwencję Praw Człowieka. Sędziów jest w sumie aż 47, wybierani są na kadencję 6-letnią z możliwością reelekcji. To tyle suchych informacji. Teraz przejdźmy do szczegółów. Ponieważ nie sposób omówić sylwetki wszystkich sędziów Trybunału, przywołajmy więc dwa przykłady, a internauci sprawdzą resztę.
Wiadomo, że w takiej instytucji jak Europejski Trybunał Praw Człowieka najważniejsza jest funkcja przewodniczącego. Od 19 stycznia 2007 r. Trybunałowi przewodniczy Francuz Jean-Paul Costa. Czytając jego biogram zamieszczony na oficjalnych stronach internetowych ETPCz, jesteśmy wręcz przytłoczeni danymi o wykształceniu i działalności politycznej przewodniczącego. Costa uzyskał dyplom Instytutu Studiów Politycznych w Paryżu (1961), potem zrobił magisterium z prawa na wydziale prawa - też w Paryżu (1962), następnie otrzymał dyplom studiów pomagisterskich w zakresie prawa publicznego (1964). W latach 1964-1966 studiował w Państwowej Szkole Administracji. Podane też są różne miejsca pracy i zdobyte doświadczenie, z których warto zatrzymać się przy jednym, ale chyba kluczowym.
Otóż pan przewodniczący Trybunału był w latach 1981-1984 dyrektorem gabinetu, czyli politycznym sekretarzem francuskiego ministra edukacji Alaina Savary'ego. Tu ślad w jednym z biogramów się urywa, dlatego przeskakujemy na inne strony. I co się okazuje? Otóż minister Alain Savary pełnił swój urząd w gabinecie... socjalistycznym! Jeżeli więc dobrał sobie kogoś nie na zwykłą sekretarkę, ale na sekretarza politycznego, to musiał to być ktoś, kto należał do tej samej linii politycznej, a więc kto przynajmniej z przekonania był socjalistą. A że studiował prawo na różnych uczelniach?
Narzuca się pytanie: "Jakie to było prawo?". Czy było to prawo w wydaniu socjalistycznym, którego źródłem jest wyłącznie państwo nieuznające żadnych praw naturalnych przysługujących człowiekowi? Tak właśnie utrzymuje ideologia socjalistyczna, nie mówiąc już o komunistycznej. Studia prawnicze nie musiały dawać realnej wykładni praw człowieka z uwagi na fakt bycia człowiekiem, lecz z uwagi na to, że się jest obywatelem. A jako obywatel człowiek jest całkowicie poddany wyrokom państwa albo instytucji międzynarodowych.
Gdy przeglądamy kolejne biogramy sędziów Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, uderza nieprawdopodobna dominacja osób z wykształceniem tylko prawniczym, do czego dochodzą czasem administracja lub ekonomia, rzadko inne dziedziny, jak choćby filozofia (pojawia się jeden raz, w przypadku sędzi Ann Power z Irlandii). Zdecydowana większość tych prawników to po prostu legaliści, którzy nie odebrali stosownego wykształcenia, dzięki któremu rozumieliby, kim jest człowiek, co to jest rodzina, co to jest naród, czy co to jest wiara. Na poziomie akademickim nikt ich tego nie uczył, a zabierają się za ferowanie wyroków w takich właśnie sprawach. Co za uderzający brak kompetencji. Przecież z przepisów prawa nie da się wydedukować, co to znaczy być człowiekiem-osobą ani kim jest osobowy Bóg. Tego trzeba się nauczyć. I to porządnie.
Wróćmy jeszcze na nasze podwórko. W Europejskim Trybunale Praw Człowieka zasiada jeden reprezentant Polski: Lech Garlicki. Gdy prześledzimy informacje o jego wykształceniu i karierze akademickiej, okaże się, że wszystkie stopnie od roku 1968 (magister) poprzez doktorat (1973) i habilitację (1978) zdobył w zakresie nauk prawnych, by w roku 1987 uzyskać tytuł profesora. Ponieważ jednak nie podano choćby tytułów rozpraw, to można zadać pytanie: "Jakie prawo wykładano wówczas na Uniwersytecie Warszawskim?". Odpowiedź jest jedna: było to prawo wywodzące się z aksjologii marksistowskiej. Czyżby więc Lech Garlicki był prawnikiem marksistowskim? Są ku temu poważne przesłanki.
Zanalizujmy dość lakoniczną uwagę, że prof. Lech Garlicki był w latach 1987-1991 członkiem Rady Legislacyjnej przy prezesie Rady Ministrów. Ważna funkcja, z tym że trzeba pamiętać, iż w tych latach urząd premiera pełniła nie jedna osoba, ale kilka. Warto je wymienić: Zbigniew Messner, Mieczysław F. Rakowski, Czesław Kiszczak i Tadeusz Mazowiecki. W sumie więc aż trzech zdecydowanych i zasłużonych dla PRL komunistów, dla których prawo było zawsze narzędziem władzy komunistycznej.
Nie dziwi więc fakt, że Lech Garlicki był członkiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Notabene "Gazeta Polska" (nr 13, 26.03.2008 r.) podała, opierając się na materiałach IPN, jakoby Garlicki miał zostać w 1974 r. pozyskany przez Służbę Bezpieczeństwa jako kontakt operacyjny o ps. "Arkadiusz". Po roku SB miała zaprzestać z nim współpracy, podejrzewając jego dekonspirację.
Po prostu ręce opadają, kto wyrokuje w sprawach tak kluczowych dla ludzi wierzących, jak krzyż czy w ogóle w sprawach tak fundamentalnych dla każdego, jak obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Ręce opadają, ale przynajmniej wszystko staje się jasne.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 18 listopada 2009
- Nie ma wiec ratunku?
- #1
- JAGA
-
0
- Nie ma wiec ratunku?
- #1
- JAGA