List otwarty w sprawie nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej: List otwarty w sprawie nowelizacji ustawy o IPN
Ustawa o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej zgłoszona formalnie przez Platformę Obywatelską wychodzi naprzeciw środowiskom, którym z różnych powodów przywracanie pamięci o peerelowskiej przeszłości jest nie na rękę. Nowy projekt daje bowiem możliwość przejęcia kontroli nad kierunkiem prac IPN przez większość parlamentarną, w skład której wchodzą PO i PSL, ale którą w tej materii wspiera również SLD.
Kluczową sprawą jest przygotowanie gruntu pod wybory nowego prezesa IPN, które odbędą się w grudniu bieżącego roku. A ponieważ do tej pory wyboru dokonywał Sejm, ale przy pozytywnej opinii Kolegium IPN, w takim razie trzeba najpierw zmienić Kolegium. Pewien kłopot stanowi jedynie jego kadencja, która według obowiązujących dotychczas przepisów potrwa jeszcze cztery lata.
Nowy podmiot, nowa polityka
Trzeba zatem powołać nowy podmiot, któremu nada się inną nazwę. Będzie to Rada IPN.
I gdyby stało się tak, że prezes IPN chciałby nagle realizować własną politykę, widząc, w co został uwikłany i komu ma być posłuszny, a więc że faktycznie jest tylko marionetką, wówczas Sejm zwykłą większością głosów, czyli w oparciu o głosy PO i PSL, mógłby go odwołać.
Członkami rady i prezesami IPN mają być naukowcy. To ma gwarantować ich kompetencje i uczciwość. Jednakże to właśnie naukowcy całkiem niedawno pokazali, jak bardzo jest im nie na rękę dekomunizacja i lustracja, i to w zasadzie oni w największym stopniu przyczynili się do zablokowania lustracji na uczelniach. Dlatego proces demokratycznego wyboru członków Rady IPN nie może nie być prowadzony pod dyktando tych jakże licznych środowisk prokomunistycznych, które miały czas na to, żeby obdarować się habilitacjami i profesurami.
Środowisko PO i PSL koniecznie chce dalej rządzić Polską, a wobec piętrzących się trudności próbuje zabezpieczyć swoje interesy i opanować niektóre przyczółki władzy, wśród których strategiczną rolę odgrywa właśnie IPN.
Co zawierają archiwa instytutu?
Ale agenci i funkcjonariusze to zaledwie kropla w morzu tego, co zawiera archiwum. Każdy, kto je bada, wie, że jest to przede wszystkim skarbnica wiedzy o mechanizmach działania systemu totalitarnego w Polsce. Archiwum to zasadniczo dokumentacja pracy wielu urzędów państwa, które z różnych powodów znalazły się w polu zainteresowania służb specjalnych. Analizując te materiały, uświadamiamy sobie, czym jest nie tylko państwo komunistyczne, ale przede wszystkim państwo totalitarne. I tu znajduje się klucz ujawniający powody obecnej walki o IPN.
Państwo totalitarne bowiem to niekoniecznie państwo komunistyczne, to może być również państwo liberalne, nie mówiąc już o państwie demokratycznym, gdyż do pojęcia demokracji odwołują się niemal wszyscy, którzy wcale nie zamierzają rezygnować z państwa totalitarnego. Sam PRL był państwem demokracji socjalistycznej, Związek Sowiecki również. Oficerowie MSW kończyli studia wyższe, i to nie tylko na uczelniach partyjno-milicyjnych, zamawiali fachowe ekspertyzy. Również u profesorów innych uczelni zamawiano ekspertyzy dotyczące zarówno sytuacji w kraju, jak i w innych państwach. Zlecając zadania wywiadowcze, wiedzieli, co jest dla sprawy szczególnie cenne, kiedy analizowali sytuację w jakimś sektorze, opierali się na prawdziwych, a nie na sfałszowanych informacjach. Dlatego właśnie materiały te są tak istotne również i dziś, gdyż stanowią bardzo ważne źródło informacji.
Komu zależy na kontroli IPN?
W tym momencie trzeba wyjaśnić kolejne nieporozumienie, jakie zostało utrwalone w naszej świadomości. Totalitaryzm komunistyczny to nie tylko panowanie nad wrogami systemu, to również panowanie nad "swoimi". To ideał totalitaryzmu, który dążył do panowania nad ciałem i duszą każdego, łącznie z członkami własnej partii, nawet należącymi do ścisłego grona rządzących, jak choćby z Komitetu Centralnego. Warto o tym przypomnieć dziś, gdy reaktywuje się panteon intelektualistów rodem z głębokiego PRL. Należy do nich wielu marksistowskich profesorów, takich, jak choćby: Adam Schaff, Zygmunt Bauman czy Leszek Kołakowski. Byli oni członkami PZPR, a nawet, jak Schaff, członkami KC. Mimo to, gdy przeszli oni na pozycje rewizjonistyczne, choć w dalszym ciągu należeli do partii, znaleźli się na celowniku służb specjalnych, które rozpoczęły więcej niż rutynową ich inwigilację. Polegała ona na prelustracji korespondencji, otoczeniu siecią agentów w pracy i w życiu towarzyskim, a nawet zakładaniu podsłuchów w mieszkaniach prywatnych.
Materiały te się zachowały i stanowią dziś kopalnię wiedzy na temat realiów panujących w partii, w nauce, w środowiskach inteligencji, a nawet w relacjach międzynarodowych. Bo jak to się działo, że z jednej strony spuszczono żelazną kurtynę, która zatrzymała możliwość swobodnego przekraczania granicy, zwłaszcza między krajami obu bloków, komunistycznego i zachodniego, a z drugiej - członkowie partii i zadeklarowani marksiści, jak wyżej wymienieni profesorowie, mogli wyjeżdżać na stypendia amerykańskie Forda lub Fullbrighta, nawiązywać liczne kontakty, piastować wysokie urzędy w instytucjach zachodnich (Schaff był dyrektorem instytutu w Wiedniu), publikować i brać udział w konferencjach za granicą? Widocznie kurtyna była żelazna, ale nie dla wszystkich. A dlaczego nie dla wszystkich? O tym właśnie można się dowiedzieć, czytając tysiące stron materiałów operacyjnych, które znajdują się w archiwach IPN. Przede wszystkim przeczytamy w nich, że system totalitarny już wtedy budowany był ponad żelazną kurtyną. Czyżby taki stan trwał nadal?
System totalitarny wciąż jest budowany
Zastanawiająca jest rola, jaką w tym scenariuszu odgrywają historycy. Przecież to oni właśnie powinni zabierać głos jako fachowcy, którzy znając metodologię badań historycznych, gdzie kluczową sprawą jest umiejętność odróżnienia źródeł bezpośrednich od pośrednich, faktów od interpretacji, by pokazać, jaką wartość naukową posiadają te archiwa i dlaczego próby upolitycznienia władz IPN zaowocować mogą utajnieniem tak potrzebnej wiedzy o nieodległej wszak przeszłości. Bo kto jak kto, ale właśnie historycy powinni odważnie zajmować szczere, przejrzyste i rzetelnie uzasadnione stanowisko w sprawie roli IPN w odzyskiwaniu prawdy o mechanizmach działania systemu totalitarnego w Polsce.
Spadek po roku 1989
Mimo presji należy głosować uczciwie
A co się stanie, jeśli szefowie są tylko nominalni, a za miesiąc lub za rok, gdy przegrają, zanim odejdą w niepamięć, zacznie się wylewać na nich pomyje? IPN upolityczniony, czyli oddany w ręce postkomunistycznych naukowców, będzie realizował prokomunistyczne wytyczne inspiratorów nowej ustawy. I nikt prawnie już nic nie zrobi, bo projekt jest tak chytrze pomyślany, żeby nowy IPN przetrwał zmianę układu władzy. Dlatego pytanie do wielu posłów jest następujące: czy jeśli nie muszą, to naprawdę chcą być maską dla komunistów? Bo to głosowanie tego właśnie dotyczy, wszystko inne jest pozorem. Są momenty, gdy prawdziwy polityk musi jasno i rzeczowo odpowiedzieć sobie na takie właśnie pytanie: za czym tak naprawdę głosuję i przeciwko komu? W tym przypadku głosowanie za nowelizacją ustawy o IPN to głosowanie za reaktywacją coraz większego wpływu środowisk wywodzących się z centrów władzy PRL na życie współczesnej Polski. Czy naprawdę taki był sens odzyskania przez nas niepodległości? Kto więc nie chce być tylko maską, niech głosuje rozumnie i odważnie.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 17 marca 2010