Z prof. Piotrem Jaroszyńskim, kierownikiem Katedry Filozofii Kultury KUL, wykładowcą w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, rozmawia Mariusz Bober.
Jak ocenia Pan Profesor decyzję Sądu Najwyższego w sprawie kasacji Polsatu od wyroku nakładającego na niego karę za naśmiewanie się z Magdaleny Buczek?
- Jest to decyzja jak najzupełniej słuszna, zarówno gdy chodzi o stronę czysto formalną, jak też elementarne poczucie sprawiedliwości połączone z wymaganą od osób publicznych kulturą osobistą. Z tym orzeczeniem muszą się liczyć potentaci medialni, którym czasem wydaje się, że wszystko mogą. Może i mogą, ale nie wszystko im wolno. Choć dla nich ta kara jest i tak symboliczna, to dla opinii społecznej ma ona olbrzymie znaczenie.
Więc nie ma co liczyć na to, że decyzja ta ostudzi zapędy "postępowców" w walce z ludźmi krzewiącymi wiarę i zasady moralne? Trzeba się nastawić na dochodzenie za każdym razem praw do poszanowania religii w sądzie?
- Tak, ta walka będzie trwała, trzeba być na to przygotowanym i trzeba będzie walczyć, bo uderzenia pójdą z różnych stron (różnych mediów lub polityków), a skarga może trafić na sędziego, który będzie po ich stronie. My mówimy bezosobowo "sąd", ale przecież sąd to sędziowie. Liczmy jednak na to, że jest wielu sędziów odważnych, którzy nie ulegną presji liberalnych i postkomunistycznych środowisk.
Czy wyrok pomoże w uświadomieniu mediom liberalnym, gdzie przebiega granica między wolnością słowa a obowiązkiem poszanowania przekonań religijnych?
- One to doskonale wiedzą i dlatego próbują drażnić ludzi wierzących. W tym wypadku chodzi o to, żeby tej granicy tak łatwo nie przekraczały, a przynajmniej żeby właściciele zdawali sobie sprawę z tego, że jej przekroczenie będzie kosztować - i w sensie finansowym, i w sensie medialnym, bo naruszając prawo, niszczą swój społeczny wizerunek. Ale jest to również ostrzeżenie, a może nauczka dla niektórych medialnych gwiazd, które czasem zapominają, że nie spadły z kosmosu, ale są ludźmi, którzy muszą szanować innych ludzi, w tym ich prawo do wiary.
Właśnie o tym zapomniała Kazimiera Szczuka, która parodiowała Magdalenę Buczek, i przedstawiciele Polsatu, tłumacząc się, że nie wiedzieli, iż Madzia jest osobą niepełnosprawną. Wynikałoby z tego, że z religijności osób zdrowych - zdaniem skazanych - można było się naśmiewać...
- Sądzę, że ta logika usprawiedliwiania się to jedna wielka kompromitacja i wobec dzielnej Madzi, i w stosunku do osób wierzących. Jeśli nie umieją przyznać się i szczerze przeprosić, to niech lepiej milczą.
Co orzeczenie SN oznacza dla osób wierzących w Polsce?
- To wielki precedens, który przywraca zaufanie do instytucji sądu, a przynajmniej daje nadzieję, że są tam jeszcze osoby, które potrafią pełnić swoją misję, niezależnie od takich czy innych nacisków, środowisk lub ideologii. Pokazuje, że są osoby, którym leży na sercu odwoływanie się do sprawiedliwości, której nie ma bez poszanowania godności drugiego człowieka i jego praw. Wśród tych praw jednym z najbardziej podstawowych, w sensie osobistym, jak i cywilizacyjnym, jest prawo do wiary w Boga i wyrażania tej wiary w sposób jawny, społecznie czytelny. Orzeczenie SN to prawo potwierdziło.
Czy wyrok może zmienić postrzeganie religijności przez młodzież? Swoim zachowaniem w programie Polsatu biorący w nim udział dziennikarze próbowali bowiem przemycić także przekaz, że bycie młodym i "realizującym się" człowiekiem oznacza odrzucenie zasad religijnych...
- Młodzież, choć chce uchodzić za krytyczną i myślowo samodzielną, to jednak jest bardzo podatna na modę i lansowane wzory, zwłaszcza za pośrednictwem mediów. Te medialne wzory, a więc aktorzy, piosenkarze, dziennikarze czy politycy, są do swoich ról bardzo starannie przygotowywani, tak aby młodemu człowiekowi zamieszać w głowie i wmówić mu, że jest super wtedy, gdy kpi z religii. Młody człowiek myśli, iż to on sam tak myśli, a to przecież myślą za niego. Trzeba więc młodych ludzi sprowokować do autentycznego myślenia, czyli do dyskusji. Jeśli zaś nie podoba im się religia, to niech powiedzą - dlaczego i czy długo nad tym myśleli. Wtedy najczęściej zaczynają się "plątać w zeznaniach" i nic dorzecznego nie mówią. Z młodzieżą trzeba dyskutować, bo ta warstwa moralnego brudu nakładana przez media jest tak naprawdę bardzo płytka, nieco głębiej jest ciągle człowiek, który szuka Boga.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik, 20 stycznia 2010