Co dobre i wielkie, dojrzewa długo. Jednak nieproporcjonalnie szybciej można to zniszczyć. Ile czasu potrzebuje artysta, by stworzyć dzieło, którego blask opromieniać będzie pokolenia (jak np. Pieta Michała Anioła czy Nocna warta Rembrandta)? A jak szybko można wziąć młotek i potłuc rzeźbę, wziąć nożyczki i pociąć obraz, rzucić ogień i spalić bibliotekę. Zniszczyć może szybko i ktokolwiek. A cóż dopiero, gdy zawiąże się niszczycielski spisek? Ile zła może narobić?
Tak stało się z polskim, pradawnym narodem, który wzrastał we własnej ciągłości dziejów i w poczuciu tożsamości własnej kultury. Przez ostatnie pół wieku został jednak poddany zaplanowanemu niszczeniu. Chodziło o to, żeby wyzuć naród z poczucia własnej tożsamości, obecnej poprzez kulturę i przywiązanie do ojczystej ziemi. Kolektywizacja niszczyła poczucie związku z ziemią, edukacja i media nie przekazywały autentycznego dorobku Polaków i w konsekwencji odbierały poczucie przynależności do kultury narodowej.
Od 1993 r., czyli od wyborów parlamentarnych poprzez prezydenckie aż do ostatniego referendum, coraz wyraźniej widzimy, że większość obywateli staje się nam obca lub obojętna. Międzynarodowy spisek przeciwko polskości realizowany przy pomocy komunistów zbiera już swoje żniwo. Wystarczyło pięćdziesiąt lat, żeby aż tyle wyszarpać z ciała tysiącletniego narodu.
W parkach widzimy nieraz stare drzewa, które wewnątrz w większej części są wybetonowane, jeszcze chwila, a staną się tylko atrapą. Podobnie my - jeszcze chwila, a staniemy się takim skansenem dla turystów. Będzie chata - a w niej chłop, będzie kościół - a w nim ksiądz, będzie patriota - w podartych spodniach, ze znaczkiem „Solidarności". I to za dewizy będą mogli oglądać obcokrajowcy. Obcokrajowcy, którzy rządzić będą tubylcami.
Ostatnie referendum uwłaszczeniowe przy tak słabych w skali państwa zaangażowanych środkach, bez manipulacji i socjotechniki, ukazało prawdę o stanie naszych dusz - przynajmniej jedna trzecia obywateli w dalszym ciągu jest narodem. A to wiele, to około dziewięciu milionów ludzi, nieprzypadkowych, aktywnych, świadomych. To jest bardzo wiele. Wśród takiej liczby obywateli można stworzyć zwarty obieg podstawowych elementów składających się na świadome współistnienie. Własne kasy zapomogowe i oszczędnościowe, przedsiębiorstwa, prasa, stacje radiowe, przedszkola, szkoły, a wreszcie - wybory parlamentarne. Jeżeli za uwłaszczeniem jest aż osiem milionów ludzi, to dalszy krok polega na tym, abyśmy umieli się szybko i aktywnie zorganizować. To naprawdę bardzo dużo. To jest wielka szansa dla nas, a w dalszej perspektywie i dla tych, którzy się odłączyli i pogubili.
Nie bądźmy naiwni, wiele z wydarzeń, które mają miejsce w Polsce, wskazuje na to, jakby ich scenariusz był układany poza Polską. Spójrzmy na sektor informacyjny: dobór wydarzeń, ich kolejność, naświetlenie nie są dokonywane z punktu widzenia polskiego, ale są raczej wyrazem ścierania się zewnętrznych wobec nas sił. Jest tak, jak na satelitarnej mapie pogody: przecież w jej centrum nie jest Polska, ujęcie jest wykonane znad... Afryki.
Podobnie sytuacja polityczno-gospodarcza kształtowana jest w nurcie nie-polskim, ale obcym, który ma wielkie chęci na naszą ziemię, nasze bogactwa naturalne, nasze zakłady pracy. Jesteśmy w trudnej sytuacji, zbyt wiele sił przeciwko nam się sprzysięgło; one nie liczą się ani z prawami człowieka, ani z prawami narodów, zawłaszczają ich środki, niszczą ich rodzimą kulturę. Ale przecież my nie możemy się poddać, jesteśmy narodem, który wciśnięty między dwie płyty tektoniczne obcych nam cywilizacji, tyle zła już zaznał. I dalej będziemy trwać. Prosimy, spojrzyj na nas, Panie!
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez"