Jest zastanawiające, jak wiele ocen sytuacji, w której znajduje się nasz naród, jest powierzchownych, wręcz niefrasobliwych... Na czym polega błąd? Na tym, że nie bierze się pod uwagę strony ideologicznej oraz technik, jakimi posługują się dzisiejsze elity polityczne rządzące krajem. W wąskich kręgach stanowiących kuźnię intelektualną tego środowiska (międzynarodowego) przygotowane są strategie, o których codzienne gazety nie piszą, ale które są realnym zagrożeniem dla nas wszystkich.
Chodzi tu o szermowanie greckim pojęciem metanoia. Metanoia to zmiana usposobienia; w Piśmie Świętym oznacza nawrócenie się do Boga, natomiast dziś używa się tego pojęcia na określenie zmiany świadomości. Otóż najwyższej klasy specjaliści oddani całkowicie tej idei mają wizję społeczeństwa o nowej świadomości, u której podstaw leży właśnie odwrócenie się od Boga.
Zamiast jak dawniej tworzyć odrażające obozy koncentracyjne z dymiącymi piecami czy zsyłać ludzi do krainy wiecznych śniegów, wystarczy doprowadzić do metanoi, dzięki której te same cele osiągnie się legalnie, z demokratyczną aprobatą. A więc liczbę ludności można ograniczyć dzięki zalegalizowanej aborcji i eutanazji, bez drutów, bez pieców. Ten sam skutek, ale jakże cywilizowany...
Metanoia polega na zastąpieniu prawdy przez kłamstwo, dobra przez zło i na akceptowaniu sprzeczności jako reguły poprawnego myślenia. Nowy człowiek zło będzie uznawał za dobro, kłamstwo za prawdę i zawsze będzie mówił: „Tak, ale nie".
Metoda zaprowadzania metanoi biegnie poprzez edukację i mass media: wystarczy, jeśli przez osiem, dwanaście lub siedemnaście lat przez co najmniej pięć godzin dziennie szkoła zajmie się metanoią a przez pozostały czas, pozostałe lata dopełnią to zadanie media. Taki człowiek, nawet gdy raz w tygodniu znajdzie się przez jedną godzinę w kościele, to i tak będzie już nieodwracalnie zmieniony.
Zgoda na wyeliminowanie z życia publicznego kultury chrześcijańskiej, którą w języku metanoi nazywa się klerykalizmem, doprowadzi do prawdziwej dechrystianizacji. Po żywym Kościele zostaną budynki, a kapłani przejmą funkcje urzędników, którzy z całym dostojeństwem będą odnotowywać narodziny, śluby i zgony, być może nie bez ceremonii.
Ponieważ wynarodowienie Polaków już się prawie dokonało (gdyż tylko nieliczni zdają sobie sprawę, co to znaczy być Polakiem), więc teraz rozpoczęła się walka o żywy Kościół, aby uczynić go martwym. Ten żywy Kościół, który my stanowimy, my, ludzie wierzący, oddający Bogu w głębi duszy swoje wielkie i małe sprawy, ma umrzeć za przyczyną metanoi.
Nie zamierzam nikogo straszyć, ale są pewne rzeczy, o których człowiek korzystający tylko z gazet czy z telewizji po prostu się nie dowie. A po operacji metanoi już nigdy nie będzie o nich wiedział.
Główny proces ma się dokonać nie w łagrach czy więzieniach, lecz w polskich duszach, i to tak, że nawet się nie spostrzeżemy.
Ten proces już się rozpoczął. Przecież żaden rozsądny człowiek nie powie: „Jestem katolikiem, ale nie wierzę w Boga", a dziś takie sformułowania można usłyszeć. I to jest efekt metanoi. Zagrożenie więc, o którym mówię, nie może zostać zlekceważone czy zbagatelizowane. Przede wszystkim powinniśmy zwracać uwagę na to, kogo słuchamy i co oglądamy. Metanoia bowiem dokonuje się za pośrednictwem spreparowanego słowa i obrazu. Niewielkie dawki trucizny organizm odrzuci, ale większe i wsączane systematycznie - zatrują całego człowieka.
To nam grozi, tu już nie ma żartów.
Ktoś zapyta: Co robić? W wymiarze prywatnym ratunek znajdziemy w modlitwie, odpowiedniej lekturze, które niosąc prawdę i dobro, tworzą jakby warstwę ochronną dla naszych serc i umysłów. Natomiast w wymiarze społecznym musimy wpływać na program nauczania, który nie został - niestety - odfałszowany a teraz ma sprawić, aby polskość i chrześcijaństwo kojarzyło się z tym, co najgorsze, i do czego nikt cywilizowany nie będzie chciał się przyznać. Dlatego tak groźny jest na dalszą metę brak jakiegokolwiek wpływu na edukację, którą opanowała mniejszość, i która poddaje nasze dzieci metanoi.
To nie są zagrożenia wymyślone, bo to już się w dużej mierze dokonało. A kto wie, czy za pięć lat metanoia nie obejmie wszystkich?
Nie lekceważmy tego zagrożenia, ono jest bliżej niż przypuszczamy. Uratować nas może tylko żywy Kościół; uratować może nasze człowieczeństwo.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."