Gdy Józef Conrad miał siedemnaście lat, marzenie, aby wyjechać w świat i zostać marynarzem, nabrało realnego kształtu. Nadszedł dzień wyjazdu. Był rok 1874. I wówczas przyszły kapitan Brytyjskiej Marynarki Handlowej, a później wielki pisarz angielski, usłyszał od jednego ze swych opiekunów, Stefana Buszczyńskiego, następujące słowa: „Pamiętaj, gdziekolwiek będziesz płynął, zawsze płyniesz do Polski".
Te słowa cisną się na usta, gdy patrzymy na naszych rodaków za granicą, którzy z różnych powodów zdecydowali się na wyjazd i nie wrócili do Ojczyzny. Mieszkają gdzieś w Niemczech lub we Francji, w Kanadzie lub w Stanach Zjednoczonych, ale płyną, ciągle płyną do Polski, we śnie lub na jawie, myślą i sercem.
Dawniej motywy pozostania na obczyźnie były najczęściej polityczne lub ekonomiczne: za granicą jest wolność, za granicą żyje się wygodniej i lepiej. Dziś te motywy nie odgrywają już decydującej roli. Można zresztą jeździć tam i z powrotem, jak kto chce. Emigranci planują, kiedy w Polsce osiedlą się na stałe. Ale jeszcze nie teraz - mówią. Jednemu brakuje kilku lat do emerytury, inny musi pospłacać kredyty, jeszcze inny czeka, aż dzieci skończą szkołę. Jeszcze nie teraz, ale już wkrótce.
Czy ten brak Polski to tylko tęsknota za krajem lat dziecinnych, który zawsze pozostanie niewinny i czysty? Czy to tęsknota za rodziną i domowym pejzażem? Czy może brak gwaru polskich rozmów? Trudno powiedzieć, to jest jakoś obecne, ale to nie jest wszystko.
Wyobraźmy sobie stary las, drzewa, których korzenie zanurzone są w ściółce i życiodajnej glebie. Taki las nie rośnie ani na skale, ani na lotnych piaskach. Potrzeba wielu wieków, aby ginące pokolenia użyźniły glebę na tyle, by mogła udźwignąć i wykarmić olbrzymie drzewa, coraz dorodniejsze i coraz piękniejsze. Wchodząc do starego lasu, czujemy jakiś niezwykły majestat przyrody, który widać nie tylko po wyniosłych drzewach, ale który bije również z ziemi, dumnej ze swej dorodności.
I właśnie Polska - Ojczyzna wszystkich Polaków - dzięki ofiarności, pracy i sile twórczej tylu pokoleń ma w sobie ukryte moce, które pozwalają człowiekowi wzrastać. Ziemia polska i dzieje Polski to nie pustkowie, to nie młodniak, ale potężna dąbrowa, której korzenie zanurzone są w tysiącletnim dziedzictwie. Kto w takiej kulturze wzrasta, czerpać może soki zarówno z dziedzictwa ojczystego, jak i z kultury chrześcijańskiej, rzymskiej i greckiej. Polska nie jest ziemią jałową, ziemią obcą. Polska nosi w sobie majestat ziemi zdolnej do dźwigania potężnych duchów. Dlatego ta ziemia jest tak bliska wszystkim Polakom, na całym świecie.
Od zwykłego gestu, brzmienia głosu, błysku w oczach, uśmiechu na twarzy, poprzez rodzinność, gościnność i serdeczność, aż do udziału we wspólnych modlitwach i myśl mądrą - w tym wszystkim jesteśmy Polakami, gdziekolwiek się znajdziemy, na jakimkolwiek kontynencie. I jesteśmy sobie bliscy, nie dzielą nas granice państw, góry i morza. Łączy nas wspólne dziedzictwo ducha, które nie zna granic, i... język. Ten język tak bogaty, piękny, dźwięczny.
Dla emigranta dźwięk ojczystego języka w pełnym brzmieniu i melodii jest jak łyk świeżego powietrza, jak przemycie oczu po dniu intensywnej pracy, jak wsłuchanie się w szum górskiego wiatru po drażniącym, miejskim zgiełku.
Józef Conrad, ten wielki pisarz angielski, na kilka dni przed śmiercią oddychał tylko polskim słowem, mówił już tylko po polsku - ku przerażeniu wszystkich domowników, którzy nie mogli zrozumieć, co mówi. I tak spełniło się proroctwo, które usłyszał na dworcu w Krakowie. Życie zatoczyło koło. Konrad Korzeniowski dopłynął do Polski. Połączyła go z nami wielka wspólnota polskiego ducha. Ta wspólnota łączy wszystkich Polaków na całym świecie. W tym odnaleźć musimy naszą jedność i siłę.
Piotr Jaroszyński
"Jasnogórska droga do Europy"