Gdy pojęcie wojny wiążemy z bezpośrednią formą przemocy fizycznej z udziałem coraz bardziej wyrafinowanej broni, nie możemy zapominać o wojnie, która toczy się na płaszczyźnie ideologicznej. Ta druga wojna jest nie tylko walką idei, ale również walką wyobraźni i emocji. A choć ma miejsce również w czasie zwykłej wojny, to jednak najbardziej daje o sobie znać w czasie tzw. zimnej wojny.
Wielu z nas sądzi, że zimna wojna skończyła się wraz z upadkiem komunizmu w Bloku Sowieckim, i jest to do pewnego stopnia słuszne. Ale przecież jakaś walka trwa nadal, zmieniła się tylko linia frontu. To już nie jest starcie państw komunistycznych z państwami kapitalistycznymi, ale starcie ideologii socjalistycznego liberalizmu z kulturą chrześcijańską i Kościołem Katolickim, z takimi wartościami jak patriotyzm i moralność w życiu publicznym.
Tę wojnę widać przede wszystkim w mediach. Bo jak inaczej nazwać ten zmasowany atak na Kościół, jaki ma miejsce od kilku miesięcy? Jak nazwać bezkompromisowy, bo szyderczy atak na przepiękną postawę patriotyczną Polaków po tragedii smoleńskiej? Jak nazwać powrót do siania demoralizacji bez krzty szacunku do człowieka? Przecież to wszystko nie jest przypadkowe, to jest celowe! Aby się bronić, musimy znać i stosować odpowiednią metodę. Trudną, a nawet niemożliwą rzeczą jest sprawdzanie wszystkich wiadomości czy informacji. Jeśli jednak zweryfikujemy choćby ich część i stwierdzimy, że jesteśmy manipulowani lub upokarzani, to trzeba głęboko się zastanowić: czy należy coś tak zmanipulowanego czytać, słuchać, oglądać? Może jednak nie warto.
Jakie wobec tego są metody kłamstwa? Przypomnijmy więc, że partyjni lektorzy i reżymowi dziennikarze, byli szkoleni m.in. na zwięzłej, ale praktycznej książeczce niemieckiego filozofa, Artura Schopenhauera, pt. Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów. Znajdujemy tu podstawowe chwyty sofistyczne, czyli metody okłamywania, które pozornie mogą wyglądać na rzetelne i prawdziwe. Powróćmy do sytuacji, z którą mamy do czynienia w skali nieomal globalnej: wiele gazet z różnych krajów stawia zarzut pedofilii tak jakby całe zło świata płynęło właśnie z Kościoła Katolickiego. Media czynią to nieustannie, wzajemnie się cytują, prześcigają w wynajdują często wątpliwych przypadków sprzed kilkudziesięciu nawet lat. Pozostają natomiast głuche na szerzoną przez nie same demoralizację, już od przedszkola, nie mówiąc o młodzieży studenckiej, i lansowaniu różnych gwiazd muzyki pop czy seriali telewizyjnych, które coraz częściej obnoszą się ze swoimi wynaturzeniami, czy wreszcie na to, jak bardzo zjawisko to dotyka inne grupy społeczne czy zawodowe. Celem bowiem tych zarzutów nie jest trosko o dobro dzieci, lecz upokorzenie lub nawet wręcz niszczenie Kościoła.
Co na ten temat powiedziałby Schopenhauer? Jest to metoda nr 11: „Jeżeli stosujemy indukcję i przeciwnik przyznaje nam rację w poszczególnych przypadkach, z których indukcja się składa, to nie trzeba go pytać, czy zgadza się także na ogólną prawdę, która z tych przypadków wynika, lecz należy ją później wprowadzić tak, jak gdyby była już ustalona i uzgodniona; czasami przeciwnik sam uwierzy, że się na nią zgodził, i tak też będzie się wydawać słuchaczom.” A więc innymi słowy mówiąc: sprytni dziennikarze wynajdują jakieś przypadki, nawet wątpliwe. W stosunku do skali zjawiska może to być jak jeden do stu tysięcy. Potem dokonują cichaczem uogólnienia, stawiając zarzut Kościołowi jako takiemu lub duchownym w ogóle, a następnie potwierdzają to uogólnienie przez wskazywanie coraz to nowych przypadków, nielicznych i dawnych, ale w świetle uogólnienie wyglądających na prawdziwe. Masowy, przeciętny odbiorca zostaje skutecznie wprowadzony w błąd. I o to właśnie chodziło, nie o prawdę, ale o atakowanie Kościoła za pomocą tej sprytnej, wyrafinowanej metody, praktykowanej na wieczornych kursach marksizmu-leninizmu w PRL-u i w środowiskach inteligenckich Nowej Lewicy na wielu uczelniach świata.
Nasz naród dotknęła potworna tragedia smoleńska. Od strony medialnej i politycznej natychmiast po wypadku sięgnięto po cały arsenał metod omawianych przez Schopenhauera. Gdy więc dla milionów Polaków był to moment wstrząsu i przebudzenia, okazja do odkrycia jak cenną rzeczą jest patriotyzm, to dla grupek posiadających w swoim ręku media, był to pretekst, żeby mówić o budzących się upiorach nacjonalizmu i szowinizmu. Co za brak szacunku dla ludzi i tych wartości, bez których Polski już dawno nie byłoby na mapie świata. A co na to powiedziałby Schopenhauer? Metoda nr 12. Polega ona na tym, że dobieramy nazwy, które od razu w niekorzystnym świetle ustawiają naszego przeciwnika. „To, co ktoś bezstronny i nie mający ubocznych celów nazwałby „kultem” lub „publiczną nauką religii”, nazwałby zwolennik „pobożnością” lub „bogobojnością”, przeciwnik zaś „bigoterią” lub „zabobonem” [...] gorąca wiara=fanatyzm.” Podobnie jest z patriotyzmem, medialne środowiska nam nieżyczliwe lub wręcz nas nienawidzące, a wyszkolone na podręczniku Schopenhauera manipulują nazwami, żeby nas obrazić, obarczyć winą lub zmusić do milczenia. Patriotyzm to dla nich szowinizm, nacjonalizm, ksenofobia. I tak pławią się w słowach, których sami nie rozumieją.
Ponieważ kłamstwo samo się nie zdemaskuje, dlatego warto poznawać te różne chwyty, metody, techniki, bo nieprawdy będzie coraz więcej, a my musimy się uodpornić, by umiejętnie wyłuskiwać prawdę.
Piotr Jaroszyński
Nasza Polska