Jeśli PO postawi głównie na elektorat lewicowy, to zaostrzy kampanię antyklerykalną, choć dla swoich katolickich zwolenników też coś znajdzie, bazując choćby na katolicyzmie wybiórczym, któremu nie przeszkadza brak konsekwencji w tym, co się głosi i co się robi Platforma Obywatelska dąży do całkowitej kontroli życia publicznego, przyznając sobie status absolutnego suwerena. Instytucja taka jak Kościół katolicki, który wypowiada się właśnie w sprawach publicznych, a nawet wprost politycznych, uznawana jest za niedopuszczalną konkurencję, którą należy strofować, ograniczać, a gdy trzeba, to i zwalczać.
Partia władzy, jaką jest Platforma Obywatelska, należy do Europejskiej Partii Ludowej, która również jest partią władzy, tyle że na poziomie Unii Europejskiej. Europejska Partia Ludowa (EPL) powstała w roku 1976 w ramach Międzynarodówki Chrześcijańsko-Demokratycznej. Słowo "międzynarodówka" ma znany nam wydźwięk, tyle że nawiązujący do komunizmu (międzynarodówka komunistyczna). Zwróćmy też uwagę, że EPL posiada swoją oficjalną deklarację ideologiczną, określoną mianem Manifestu wyborczego (2009). To również jest wymowne, bo przecież najbardziej znany jest Manifest komunistyczny napisany przez Karola Marksa w Brukseli. Czyżby EPL miała być pozytywną przeciwwagą komunizmu? Odpowiedzią chrześcijańską, tak jak to sugeruje nazwa tej nowej międzynarodówki? Byłoby to bardzo interesujące, ale czy prawdziwe?
Gdy zaglądamy do manifestu EPL, uderza nas, jak bardzo jest on ubogi ideowo. Kilka hasełek typu: "tworzenie nowych miejsc pracy", "kontynuowanie reform", promowanie zielonej technologii, elastyczny wymiar pracy dla rodziców. Nie ma ani jednego słowa o chrześcijaństwie, o wartościach chrześcijańskich, o dziedzictwie chrześcijańskim, nie mówiąc już o Panu Bogu. Po prostu nic, jakby chrześcijaństwo, Kościół katolicki, ludzie wierzący nie istnieli. Wynika stąd, że chrześcijańska geneza tej megapartii rozpłynęła się, a jeśli w jej skład nadal wchodzą różne partie chadeckie, czyli chrześcijańscy demokraci, to chyba tylko po to, żeby mieć udział w partii władzy.
Gra w chrześcijaństwo
Ale po co taka pusta nazwa, nawiązująca do chrześcijaństwa, za którą nic się nie kryje, która nic nie znaczy? Są dwie odpowiedzi. Pierwsza czysto koniunkturalna: nazwa ta ma zwabić elektorat chrześcijański, żeby na tę partię głosował. Masowy elektorat nie analizuje idei, jemu wystarczą nazwy, a ponieważ w Europie chrześcijanie stanowią formalnie największą grupę wyznaniową, to warto ten elektorat sobie zjednać. Druga odpowiedź ma charakter bardziej "spiskowy": chodzi o to, żeby chrześcijaństwo rozsadzić od wewnątrz, żeby przy pomocy partii zwanych chrześcijańskimi (teraz lub w przeszłości) prowadzić politykę realnie antychrześcijańską, ale w taki sposób, żeby to nie było zbyt czytelne dla większości elektoratu.
Wiele wskazuje na to, że oba motywy są obecne w EPL, a tym samym w PO, która stanowi przedłużenie tej międzynarodówki na Polskę. Platforma popierała i nadal popiera wielu katolików, ma ona też w swoich szeregach wiele osób, które deklarują przynależność do Kościoła. Tymczasem partie lewicowe wprost atakują Kościół i religię, a nawet w partiach takich jak dawna PZPR przynależność do Kościoła była wprost zakazana. EPL i PO takiego zakazu nie wprowadziły, a jednak potrafią prowadzić ostrą kampanię antykościelną. Dzieje się to na dwóch frontach. Pierwszy to front polityczny, EPL i PO dążą do całkowitej kontroli życia publicznego, przyznając sobie status absolutnego suwerena. Oznacza to, że dopuszczalne są lokalne organizacje, również religijne, ale organizacja taka jak Kościół katolicki, który wypowiada się właśnie w sprawach publicznych, a nawet wprost politycznych, uznawana jest za niedopuszczalną konkurencję, którą należy strofować, ograniczać, a gdy trzeba, to i zwalczać. Drugi to front ideologiczny, EPL i PO posiadają swoją wykładnię chrześcijaństwa, która jest niezależna od instytucjonalnego nauczania Kościoła. Wykładnia ta okalecza chrześcijaństwo w zasadniczych punktach. Ma to być chrześcijaństwo bez Chrystusa ukrzyżowanego i bez chrześcijańskiej moralności, stąd nieustanna i konsekwentna walka z krzyżem w miejscach publicznych, stąd legalizacja niemoralnych praw i demoralizacja społeczeństwa.
Uderzanie w Kościół
Popatrzmy na konkretne przykłady z naszego podwórka. Zacznijmy od obecnego prezydenta, a byłego członka PO, Bronisława Komorowskiego. To on zadecydował o zakazie obecności i usunięciu krzyża smoleńskiego z Krakowskiego Przedmieścia, czyli z miejsca publicznego, uzasadniając, że miejsce krzyża jest w kościele, czyli w przestrzeni lokalnej i zamkniętej. To on zemścił się na ks. płk. Sławomirze Żarskim za patriotyczne kazanie, blokując możliwość jego nominacji na ordynariusza polowego Wojska Polskiego, tak jakby prawo do patriotyzmu w sferze publicznej było nie bezcenną cnotą, ale towarem reglamentowanym przez władze polityczne. A premier? Niejednokrotnie podkreślał, i to w sposób ostentacyjny, swój antykatolicyzm, mówiąc, że "nie będzie klękał przed księdzem". Środowiska jednoznacznie identyfikujące się z Kościołem określał mianem "czarnych", stawiając je w równym rzędzie z komunistami ("czerwonymi"), Rodzinę Radia Maryja pogardliwie określił mianem "moherowych beretów". Promuje też antykatolicką moralność w takich sprawach jak zapłodnienie in vitro czy legalizacja związków homoseksualnych, nie mówiąc już o legalizacji narkotyków. W sukurs idzie mu minister zdrowia, która dodatkowo uznaje standardy podwójnej moralności - chrześcijańska ma obowiązywać w domu i w gronie najbliższych, a niechrześcijańska, czy po prostu antychrześcijańska, w pracy ("nasze przekonania zostawiamy w przedpokoju urzędu" - sprawa dotyczyła aborcji). Albo minister spraw zagranicznych, który poucza księdza, jakie ma prawa obywatelskie, by następnie złożyć na niego swego rodzaju donos do Watykanu.
Przykłady można mnożyć, przynosi je każdy dzień, a im bliżej wyborów, tym będzie ich coraz więcej. Jeśli PO postawi głównie na elektorat lewicowy, to zaostrzy kampanię antyklerykalną, choć dla swoich katolickich zwolenników też coś znajdzie, bazując choćby na sympatiach personalnych, doraźnych korzyściach czy katolicyzmie wybiórczym, któremu nie przeszkadza brak konsekwencji i koherencji w tym, co się głosi i co się robi. Jednak to wszystko są zagrywki i rozgrywki, obliczone na zdezorientowanego lub po prostu leniwego wyborcę. Bo w rzeczywistości naciera na nas jakaś międzynarodówka, która w ramach przyjętej strategii raz Kościół kokietuje, innym razem szkaluje, raz nęci, innym razem mu grozi. Wyraźnie jednak widać, że tak naprawdę jest to międzynarodówka socjalistyczna, ponieważ faktem politycznym jest jej prawodawstwo, które tak jak socjalizm przypisuje sobie prawo do decydowania o życiu człowieka (aborcja, eutanazja, in vitro), o modelu małżeństwa (związki homoseksualne) i rodziny (odbieranie praw rodzicielskich prawowitym rodzicom, a nadawanie ich homoseksualistom), o modelu społeczeństwa (cywilno-obywatelskie, a nie narodowo-kulturowe). Ale przecież taka ideologia utrwalona przez stanowione prawo jest ze wszech miar antychrześcijańska. A to ona jest prawdziwym obliczem EPL i PO, i taką Europę, taką Polskę, bez prawdziwych wartości, partie te budują. Niestety, również rękami chrześcijan.
Chrześcijaństwo zobowiązuje
Warto więc popatrzeć na to, co dzieje się w naszym kraju z nieco szerszej perspektywy, wtedy widać lepiej i wyraźniej. Wówczas przypadkowe wyskoki wyższych urzędników państwowych wcale nie będą takie przypadkowe, lecz wpiszą się w szerszy scenariusz, który warto znać, by przyłożyć doń swoją rękę lub w pełni świadomie jej nie przykładać, pamiętając, że chrześcijaństwo zobowiązuje nie tylko w życiu prywatnym, ale i w życiu publicznym. Nie ma tu ani dwójmyślenia, ani dwójsumienia, a polityka, jeśli ma być chrześcijańska, nie zwalnia ani z wiary, ani z moralności.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 1 lipca 2011