Choć każdy człowiek posiada szereg różnorodnych zdolności, dzięki którym opanować może - przynajmniej w podstawowym wymiarze - sztukę czytania, pisania czy śpiewania, to jednak zdolności wyjątkowych, zwanych talentem, nie spotyka się zbyt często. Zazwyczaj zdając sobie sprawę, że opanowywanie różnych umiejętności jest żmudne, a więc wymaga czasu i wiąże się z pewnym trudem, zazdrosnym okiem patrzymy na ludzi utalentowanych, którzy łatwo i szybko się uczą, a także potrafią być twórczy.
Okazuje się jednak, że i talent biec może wyboistą drogą i nad niejedną przepaścią. To prawda, talent ułatwia opanowanie jakiejś umiejętności. Kto ma dobry słuch i pamięć muzyczną, potrafi nauczyć się gry na instrumencie, ale tylko w ograniczonym zakresie. Albowiem bez żmudnej pracy, i to pod okiem mistrza, człowiek utalentowany przestanie się rozwijać, biegłość obejmować będzie tylko niezbyt skomplikowane utwory. Znaczniejsze osiągnięcia wymagają lat pracy, a im większy talent, tym człowiek musi stawiać sobie wyższe wymagania.
Na ludzi utalentowanych czyha wiele niebezpieczeństw. Z jednej strony ulec mogą własnej próżności. Tak bardzo zachwycą się swoim talentem, że zapomną o pracy nad jego rozwijaniem; nie minie wiele czasu, gdy talent po prostu się wypali i zostaną po nim tylko wspomnienia.
Z innej strony pojawić się może pokusa przehandlowania talentu. Przykładem są utalentowane dzieci, które zatrudnia się w tzw. show biznesie. Eksploatowane nad miarę, bez odpowiedniej nauki, bez dalekosiężnie patrzącego mistrza, za sławę i wysokie zarobki, oddają cały talent, który szybko ulega nie tylko wyczerpaniu, ale nade wszystko zwyrodnieniu. Śpiew staje się najpierw manierą, a później tylko krzykiem. Głos wielu śpiewających dzieci w różnych zespołach rozrywkowych, nawet tych chrześcijańskich, ulega często trwałemu zepsuciu, tak że nie tylko nie ma mowy o dalszym rozwoju talentu, ale wręcz pojawia się chroniczna choroba strun głosowych, która uniemożliwia normalne mówienie. Aż dziw bierze, jak wielu rodziców i nauczycieli handluje zdezorientowanymi dziećmi, które, Bogu ducha winne, mają talent.
Innym zagrożeniem jest sprzeniewierzenie talentu, czyli oddanie go na służbę jakiejś kłamliwej ideologii. Dla wielu twórców, choćby w okresie panowania ideologii komunistycznej, był to prawdziwy dramat. Iluż to poetów, ilu reżyserów, ilu kompozytorów uwiarygodniało swym talentem kłamstwo i zło. Te wiersze na cześć Lenina, Stalina i Bieruta, na cześć zbrodniczego Urzędu Bezpieczeństwa - to hańbienie naszej przeszłości i świętego imienia Polski, te niewybredne ataki na religię i Kościół - to wszystko było jakże często dziełem ludzi utalentowanych.1 Piękną rzeczą jest talent, ale wymaga pielęgnacji, pracy i troski, wymaga roztropności, wymaga poświęcenia i bohaterstwa. W innym wypadku zmarnieje, obróci się przeciwko Prawdzie, Dobru i Pięknu, obróci się przeciwko samemu sobie.
Jeden z największych polskich kompozytorów XX wieku - Witold Lutosławski w wystąpieniu na przerwanym przez stan wojenny kongresie kultury polskiej jakże trafnie ukazał związek twórczości z sumieniem artysty i prawdą, jaką ma do przekazania. Zwrócił uwagę, że nie zawsze artysta jest wierny samemu sobie i to z różnych przyczyn, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Witold Lutosławski mówił: „Zdarza się przecież, że ma on (artysta) słaby charakter, że jest żądny sukcesu, sławy czy pieniędzy i dla osiągnięcia tych celów gotów jest czynić najrozmaitsze kompromisy na rzecz pewnych typów publiczności czy menażerów, rezygnując z wyrażenia w sztuce swej wewnętrznej prawdy. Czyniąc tak, może sobie nawet nie zdawać sprawy, że oferuje swym odbiorcom fałszywą monetę. Jest to jednak postawa głęboko niemoralna. W moim pojęciu bowiem talent nie jest wyłączną i prywatną własnością tego, który został nim obdarzony. Jest z pewnością darem, przywilejem, ale przywilej ten jest połączony z rozlicznymi obowiązkami."2 A więc człowiek utalentowany musi czuć się odpowiedzialny za posiadany dar w wymiarze społecznym. Posiada skarb, złotą monetę, i nie wolno mu jej sfałszować, bo to prowadzi do sprzeniewierzenia.
„Ale prawda, o której mowa - kontynuował Lutosławski - może być zagrożona nie tylko przez brak takich kwalifikacji, lecz również przez czynniki zewnętrzne w postaci presji wywieranych na artystę przez innych ludzi lub całe instytucje. Przykładem tego, co mam teraz na myśli, mogą być losy polskiej sztuki w okresie poprzedzającym rok 1956." Rzeczywiście, choć w całym okresie komunistycznym sztuka znajdowała się pod instytucjonalnym nadzorem władzy, to do roku 1956 nadzór ten był całkowity.
Przeczytanie na głos wiersza spłodzonego przez wielu ówczesnych poetów, również tych, których później nie wiedzieć czemu uwieńczono najwyższymi laurami jak choćby Nagroda Nobla, budzi niesmak, a wręcz jakąś duchową odrazę. Słabsi psychicznie twórcy uwiarygodniali imperium zła, okłamywali społeczeństwo, zaprzedawali i sprzeniewierzali swój talent.
Nie chodzi o to, aby ich dziś osądzać, bo to jest zbyt łatwe i tanie, ale trzeba o tym pamiętać. Bo drobny wierszyk, na który dziś patrzymy z niedowierzaniem lub z litością, potrafił w swoim czasie poruszyć wielkie sprężyny społeczne; dziś bez znaczenia, skazany na zapomnienie, dawniej zły i wiarołomny okłamywał miliony.
Piękną rzeczą jest talent, ale talent to nie wszystko. Trzeba zań dziękować Bogu, pracować nad jego rozwojem, być wiernym sobie i szczerze służyć ludziom.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"
Przypisy:
1 Zob. B. Urbankowski, Czerwona msza czyli uśmiech szatana, Warszawa 1998, t. 1-2.
2 Kongres Kultury Polskiej. 11-13 grudnia 1981, Warszawa 2000, s. 61 n.