W cywilizacji łacińskiej prawo do własności prywatnej traktowane było jako rozumne dopełnienie prawa naturalnego (Tomasz z Akwinu, S.Th., II—II, 66, 2 ad 1). Bo choć człowiek nie rodzi się jako z natury uprawniony do posiadania tego oto kawałka lasu, to jednak rodząc się z prawem do życia, do przekazywania życia i do osobowego rozwoju w prawdzie, uprawnienia te może skutecznie egzekwować zasadniczo tylko wtedy, gdy posiada swoją (rodzinną) własność. Jeśli natomiast własności takiej nie ma, nie tylko trudno przychodzi mu uprawnienia swoje realizować, ale co więcej, stać się może łatwym przedmiotem manipulacji, bo za cenę zdobycia brakujących środków zgodzić się może na rzeczy haniebne.
Nic więc dziwnego, że zarówno w czasie zaborów, jak - i to na największą skalę - po ostatniej wojnie wysłannicy lub poplecznicy obcych mocarstw starali się wyzuć polski naród z własności prywatnej, przez co naród tracił materialne podstawy swej suwerenności. Słowo „nacjonalizacja" było w tym przypadku oszustwem semantycznym, ponieważ naród (natió) nie tyle odzyskiwał majątek z rąk obcych, ile - przeciwnie - tracił go na rzecz państwa reprezentującego obce interesy. Od tego momentu problemem przez cale dziesięciolecia stało się zdobycie środków dla egzekwowania praw ludzkich, a więc kłopoty z żywnością (prawo do zachowania życia), z mieszkaniami (prawo do przekazywania życia w rodzinie) oraz z poznaniem w szkole prawdy, a nie kłamstwa (prawo do osobowego rozwoju w prawdzie). Naród ulegał coraz większej degradacji moralnej i intelektualnej, bo na dłuższą metę trudno jest zachować heroizm, a takiego wymagała ówczesna sytuacja.
Jeżeli więc dziś słyszymy kolejne słowo - reprywatyzacja, to zdając sobie sprawę, jaką rolę odgrywa własność prywatna w zachowaniu suwerenności osobistej i narodowej, musimy być niezwykle czujni. Człowiekiem łatwiej jest dziś sterować przy pomocy środków do życia, niż tzw. ideologii, tym bardziej jeśli owe środki stały się celem współczesnej cywilizacji. Reprywatyzacja stać się może kolejnym gwałtem dokonanym na polskim narodzie, gdy to, co zagrabione, nie zostanie zwrócone, ale przejdzie legalnie w ręce tych, którzy wcześniej odbierali własność na rzecz państwa. Słowo „reprywatyzacja" jest więc również pewnym oszustwem semantycznym i ma wprowadzić w błąd, czyli intelektualną narkozę, tak by naród zbudził się, ale po fakcie. Jeśli bowiem złodziej ukradnie samochód dla swej szajki, to jest to nacjonalizacja, a gdy szajka go sprzeda innemu złodziejowi czy osobie postronnej, to będzie reprywatyzacja. Zaiste, dziwne pojęć pomieszanie.
Bez sprawiedliwego zwrotu zagrabionego mienia (a więc na ile to możliwe i o ile prawowity właściciel pragnie), suwerenność narodu i jednostki będzie zagrożona, ponieważ zło nie naprawione zawsze może dać o sobie znak, uderzając wcale nie w dawnych właścicieli, ale właśnie w nowych. Dlatego też kwestia zwrotu własności jako podstawowy wymóg sprawiedliwości nie jest sprawą ograniczoną tylko do tych, którzy dawniej coś posiadali. Jest to kwestia w skali ogólnonarodowej niezależnie od tego, czy państwo stoi na straży praw człowieka, które skutecznie mogą być realizowane w oparciu o własność prywatną, czy też państwo, naruszając status własności prywatnej, rości sobie pretensje do ingerowania w te prawa. Wydaje się, że do głosu dochodzi, i to nie tylko u nas, ta ostatnia tendencja, gdy mianowicie przez osłabienie statusu własności prywatnej (zubożenie społeczeństwa, wysokie podatki) eksponuje się wśród praw człowieka tylko prawo do własności, które w tradycji cywilizacji zachodniej było częścią prawa do rozwoju osobowego, zapomina się natomiast o prawie do życia (stąd legalizacja aborcji), o prawie do przekazywania życia w rodzinie (legalizacja związków homoseksualnych).
Tymczasem prawo do wolności jest prawem do dobra, a nie od dobra. A jako prawo do dobra zrealizować się może wtedy, gdy są ku temu odpowiednie środki (własność prywatna), natomiast prawo od dobra prowadzi do nihilizmu. Naruszając status własności prywatnej, bardzo łatwo jest głosić spośród praw człowieka tylko prawo do wolności, ponieważ bez odpowiednich środków nic z niego w sensie pozytywnym nie wyniknie, a oderwane od innych praw ludzkich, brzmi na tyle abstrakcyjnie, że nie wiadomo, czy to ma być wolność do dobra, czy też od dobra. Brak własności prywatnej staje się zachętą do bycia wolnym od dobra, zaś pozorna własność jako efekt złodziejstwa niszczy sens życia społecznego i, jak powie Tomasz z Akwinu, społeczność sama dla siebie staje się ciężarem.
Zatem sposób, w jaki zostanie u nas rozwiązana kwestia własności, będzie najlepszym wskaźnikiem, czy państwo polskie jest dla człowieka-osoby i jego naturalnych uprawnień, czy też człowiek jest tylko przedmiotem w rękach tych, którzy akurat doszli do władzy. Wolność jest dość skutecznym hasłem propagandowym, ale nieskutecznym dla konkretnego człowieka, jeśli brak mu środków, szczególnie zaś - własnych środków.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."