Była wiosna. Spacerowałem aleją parkową ze swoim profesorem i mistrzem, należącym jeszcze do pokolenia wykształconego i wychowanego przed wojną. Nagle profesor zatrzymał się i wskazując na pień olbrzymiej topoli, który mienił się zielonymi gałązkami, wykrzyknął: „Niech pan patrzy - excisa virescit!, ścięte, a rośnie". Po czym dodał: „Taki i nasz naród... tylekroć ścinany - odrasta".
Tylekroć ścinany... Każdy z nas też nosi na sobie piętno owych wyrębów i przecinek. Być może dlatego tak trudno jest nam odnaleźć siebie nawzajem, tak trudno się porozumieć i zjednoczyć we wspólnym działaniu. Do dobra wspólnego, które jest niczym innym jak duchowym dziedzictwem narodu, długo trzeba dojrzewać, to nie jest jazda samochodem czy układanie klocków, to nie doraźne interesy czy polityczne gierki. Dobro wspólne jakiegoś narodu leży u podłoża tożsamości wielu pokoleń, które były i będą, zaś doraźne interesy krótki mają żywot, kończą się najczęściej kłótnią i rozstaniem. Więc jak to właściwie jest z tym naszym dobrem wspólnym?
Co jest takiego, co zdolne jest nas zjednoczyć? Mamy takie dobro. Jest nim Bóg i mowa ojczysta. Powstanie na szego państwa i narodu dokonało się dzięki przyjęciu chrztu. A zatem wiara w jedynego Boga leży u podstaw naszej narodowej tożsamości. Przed chrztem były tylko plemiona, po chrzcie staliśmy się narodem. I dlatego to właśnie Bóg jest dobrem wspólnym wszystkich Polaków i to wiara w Boga pozwalała w najtrudniejszych momentach dziejowych, gdy pozbawieni byliśmy państwowości, przetrwać i wolność odzyskiwać. Uderzenie w Boga i w religię, jest uderzeniem w naród. Naród z kolei nieomal instynktownie, czasem nawet rozpaczliwie - gdy życie polityczne, społeczne, kulturalne jest antynarodowe - do Boga się rwie i błaga o ratunek. To jest modlitwa, śpiew, którego echo od tysiąca lat wybrzmiewa na sklepieniu naszych dziejów. Bez Boga nie będzie Polski; to nie dewocja, to nasze dzieje, to nasza dusza. Jeśli ktoś jest religijnie obojętny, to jest to jego sprawa osobista, wiara natomiast jest naszą sprawą nie tylko osobistą, ale także narodową.
Dlatego dziś, gdy wrogowie nasi chcą wyrzucić z Preambuły nowej Konstytucji Inwokację do Boga czy odwlekają ratyfikację Konkordatu - dają jawny dowód, że spiskują przeciw narodowi. Czynili to w czasie zaborów, czynią to też od pięćdziesięciu lat. Liczą na to, że rany, jakie nam zadali, na tyle osłabiły nasze umysły, że pozwolimy pozbawić się wiary w biały dzień, czyli w czasach demokracji, w której jest więcej manipulacji niż prawdziwej wolności. Bo prawdziwa wolność jest wolnością do dobra, wolność pozorna jest wolnością do zła. Ta druga sprowadza na każdego człowieka i na cały naród nieszczęścia i niewolę; jeśli wolno mi się otruć, to jakie dobro z tego dla mnie wyniknie? Jeśli wolno będzie nam się nawzajem mordować, godzić się na aborcję czy eutanazję, to kim będziemy? Źle nam życzą ci, którzy chcą wolności do zła.
Wielkim wspólnym dobrem jest mowa ojczysta. Henryk Sienkiewicz podczas odsłonięcia pomnika Słowackiego w Krakowie, nie wahał się nawet powiedzieć: gdy Pan Bóg rozdzielał między narody różne dary, Polakom dał język tak piękny, że tylko mowa Greków z nim równać się mogła. Helena Modrzejewska, największa polska aktorka, gdy występując za granicą, wypowiadała ze sceny kilka słów po polsku - wzbudzała aplauz widowni...
W czasie zaborów próbowano nas wynarodowić, odbierając nam naszą mowę, kazano mówić po rosyjsku lub po niemiecku, za mówienie po polsku groziło wyrzucenie ze szkoły lub nawet zesłanie na Sybir. Po ostatniej wojnie stała się rzecz inna, postanowiono... zawłaszczyć nasz język. Stopniowo szkoły, teatry, kina, mass media stawały się coraz bardziej polskojęzyczne. Polaków zaczęto wynaradawiać po polsku, wsączając do słów naszych kłamstwo, zło i brzydotę. Popatrzmy, ileż w większości mediów trajkotania i szwargotu. To nie jest język polski. Doszło do tego, że jeden ze współczesnych laureatów literackiej nagrody Nobla w utworach pisanych po polsku szydzi z Polski, z naszej tradycji i z wielkich polskich pisarzy.
A naród powtarza to czasem bezmyślnie albo milczy, bo traci mowę. Jakże więc się odrodzi? Jak upomni o swoje prawa? Bez języka? Bóg i mowa ojczysta są naszym wspólnym dobrem; uważajmy zaś, kogo słuchamy, bo nie wystarczy, że mówiący używa polskich słów.
Piotr Jaroszyński
"Rozmyślania o mojej Ojczyźnie"