Zastanawiając się nad rolą nauki w kulturze chrześcijańskiej musimy najpierw wziąć pod uwagę samego człowieka. Jeśli bowiem nauka jest dziełem człowieka, to rodzi się pytanie: czy i jakiej nauki potrzebuje człowiek?
Chrześcijańska koncepcja człowieka ma swój wymiar teologiczny i filozoficzny. Z punktu widzenia teologicznego człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Słowo „obraz" nosi po grecku miano PROSOPON, a po łacinie - PERSONA. Człowiek nie jest ani zwierzęciem, ani maszyną, ale personą, człowiek jest OSOBĄ. Posiadamy wprawdzie ciało — a szereg funkcji, jakie spełniamy, to funkcje, które znajdujemy w świecie przyrody, zwłaszcza na poziomie fizjologicznym i zmysłowym: człowiek oddycha i pies oddycha, człowiek patrzy i pies patrzy - ale człowiek oddycha i patrzy jak człowiek, a nie jak pies.
Jest coś, co sprawia, że człowiek nawet w niższych czynnościach wyrasta ponad świat przyrody. A są przecież czynności wyższe, w ogóle nie spotykane w świecie zwierzęcym. Powstaje wobec tego pytanie: co jest takiego w człowieku, że mówimy nie tylko o jego podobieństwie do Boga, ale również o tym, że jest on stworzony „na obraz Boga" (ad imaginem Dei)?
Św. Tomasz z Akwinu precyzyjnie odpowiada: — „... człowiek został stworzony na obraz Boga nie wedle ciała, lecz wedle tego, dzięki czemu góruje nad zwierzętami. Dlatego w Księdze Rodzaju napisane jest: Uczyńmy człowieka na obraz i na podobieństwo nasze; a niech panuje nad rybami morskimi, etc. Góruje zaś człowiek nad wszystkimi zwierzętami ze względu na rozum i intelekt; dlatego właśnie: ze względu na intelekt i rozum, które są niematerialne, człowiek został stworzony na obraz Boga".
Jeżeli więc mówimy o wyjątkowej pozycji człowieka wśród stworzeń, jeśli mówimy, że jest osobą, to nie ze względu na ciało i zmysły, ale z uwagi na umysł. To jest ten szczególny atrybut człowieka-osoby. Powstaje jednak wątpliwość: w jakim stanie jest nasz umysł? Czy przychodząc na świat wszystko wiemy i rozumiemy, bo posiadamy wiedzę wrodzoną, czy też droga do rozumienia jest długa i żmudna?
Św. Tomasz wyjaśnia: „... primus homo sic institutus est a Deo, ut haberet omnium scientiam, in ąuibus homo natus est instrui -... pierwszy człowiek, przed grzechem pierworodnym tak został ustanowiony przez Boga, że posiadał wszelką wiedzę, jakąż natury może posiąść. Ale wskutek grzechu pierworodnego człowiek tę wiedzę stracił".
Nie oznacza to, że człowiek utracił człowieczeństwo. Nie, nadal jesteśmy ludźmi-osobami. Ale w naszym poznaniu powstały szkody spowodowane przez grzech pierworodny, przychodzimy na świat i nic nie rozumiemy. Te szkody trzeba naprawić. I to jest właśnie zadanie kultury, której jedną z podstawowych dziedzin jest nauka. Zadaniem nauki jest „naprawa" i uformowanie intelektu w taki sposób, aby był sprawnym narzędziem poznania i rozumienia. Przedsięwzięcie to ma wymiar ludzki, bo rozumiejąc, stajemy się coraz bardziej ludźmi i coraz bardziej jesteśmy „na obraz Boży". Bycie na obraz Boży to zadanie człowieka w wymiarze ludzkim i nadprzyrodzonym.
Chrześcijański obraz człowieka to obraz człowieka rozumnego, zdolnego do odczytywania rzeczywistości. Tu powstaje kolejne pytanie: jaką drogą podążać ma ludzki rozum, żeby poznawać i rozumieć?
Chrześcijaństwo pojawiło się w kręgu wysoko rozwiniętej kultury grecko-rzymskiej. Było to zastane dziedzictwo, w którego ramach od kilku już wieków uprawiano naukę. Celem nauki było poznanie prawdy dla samej prawdy. Taki ideał przyświecał zwłaszcza Grekom i dlatego mieli w tej materii wielkie osiągnięcia. Są twórcami wielu nauk, jak filozofia, fizyka, biologia czy matematyka. Czy ten dorobek chrześcijanin powinien zlekceważyć i odrzucić? Były takie zakusy. Niektórzy, jak Tacjan czy Tertulian, mówili: po co nam wiedza Greków i pogan, skoro mamy Pismo św.?
Po co mamy szukać prawdy, skoro Najwyższa Prawda, sam Bóg, nam się objawił? Po co nam rozum, skoro mamy wiarę? Sytuacja była dramatyczna, ale dziedzictwo Greków nie zostało odrzucone. Ci natomiast, którzy zachęcali do potępienia rozumu i nauki, zmarli poza Kościołem.
Na czym polega problem? Nauka, której zadaniem jest odkrywanie prawdy, jest dziełem ludzkiego rozumu. Ale sam rozum nie jest dziełem człowieka. Rozum ludzki pochodzi od Boga; został stworzony przez Boga, i to niezależnie od tego, czy jest to rozum człowieka wierzącego, poganina czy ateisty. Potępiając rozum potępilibyśmy dzieło Boże. Potępilibyśmy to, co najbardziej jest w człowieku „na obraz Boży". Rozumu jako takiego nie wolno potępiać, bo to równałoby się z potępieniem naszego człowieczeństwa. Zwraca na to uwagę św. Augustyn: „Niech daleką będzie od nas myśl, że Bóg gani w nas to, dzięki czemu uczynił nas wyższymi od innych stworzeń. Niech dalekie będzie od nas przypuszczenie, że musimy wierzyć w ten sposób, aby wykluczyć konieczność uznania czy potrzeby rozumu; nie moglibyśmy przecież nawet wierzyć, gdybyśmy nie posiadali rozumnych dusz". Poprzez rozum Bóg nas wywyższył, wiara spełnia się za pomocą rozumu, bez rozumu nie będzie wiary. Nie można wierzyć, nie mając rozumu. Kto potępia rozum, ten odrzuca wiarę. Kult wiary za cenę bezrozumności jest nieporozumieniem.
Stając wobec faktu Objawienia można jednak zapytać, czy potrzebna jest nauka, czy człowiekowi nie wystarczy samo Objawienie? Zwróćmy uwagę na te dwa problemy. Objawienie obejmuje przede wszystkim sprawy dotyczące religii i moralności w wymiarze nad-przyrodzonym. Jest szereg dziedzin nie objętych Objawieniem, w których sam ludzki rozum wystarczy, aby wyrobić sobie właściwy sąd. Nie potrzebujemy Objawienia, aby uznać prawdę zdania: 2+3=5. Nie potrzebujemy Objawienia, aby zobaczyć słońce, księżyc i drzewa.
Potrzebujemy oczu i rozumu, które pochodzą od Boga. I właśnie nauka jest usprawnieniem, wychowaniem, uszlachetnieniem rozumu, aby umiał poznawać prawdę tam, gdzie może ją poznać. Nauka jest kulturą, czyli uprawą rozumu (słowo „kultura" pochodzi od łac. colo, colere - uprawiam), przysposobieniem go do poznawania prawdy. Dlatego człowiek potrzebuje nauki, aby prawidłowo rozwinąć w sobie dar rozumu.
Rozumu potrzebujemy nie tylko dla poznania świata, ale również dla poznania samego Objawienia. Treści wiary trzeba rozpoznać i prawidłowo zrozumieć. Bóg przemawia do człowieka za pomocą proroków, którzy posługują się językiem ludzkim.
Treść tego języka dotyczy spraw Bożych, ale przez odniesienie do spraw ludzkich, zawartych w ludzkim świecie. Jak w nauce mylne poznanie prowadzi do błędu, tak mylne odczytanie treści Objawienia prowadzi do herezji. Uszlachetnione poznanie, którego celem jest prawidłowe odczytanie treści wiary ma charakter naukowy i nosi miano teologii. Tym różni się teologia od mitologii, że w odczytanie treści nadprzyrodzonych zaangażowany jest wykształcony przez naukę rozum.
A zatem potrzebujemy nauki po to, aby poznać prawdę o świecie, jak i po to, by poznać przekazaną nam w sposób nadprzyrodzony prawdę o Bogu.
Nauka jest poznaniem racjonalnym, metodycznym, uzasadnionym i intersubiektywnie komunikowalnym. Chodzi o to, aby w poznaniu było jak najmniej pomyłek i błędów. Przyczynia się do tego dobrze wyselekcjonowany aspekt, opracowana metoda i wspólny wysiłek społeczny. Nauka jest bowiem efektem pracy osobistej, ale w porozumieniu i kontakcie z ludźmi.
Właśnie ta współpraca pozwala odkrywać prawdę, jak i rozpoznawać błędy.
Rozpoznanie roli nauki w kulturze, już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, pozwoliło na to, aby chrześcijanie weszli w krąg kultury zachodniej, czerpiąc z jej dziedzictwa. Z kolei samo chrześcijaństwo wobec upadku świata grecko-rzymskiego mogło wkrótce stać się spadkobiercą tej wielkiej kultury. U jej fundamentów leżało poszanowanie nauki, do której droga biegnie od najmłodszych lat poprzez szkołę. Obok nauki edukacja zajęła w chrześcijaństwie poczesne miejsce.
Najpierw klasztory, potem szkoły przyparafialne, a następnie szkoły katedralne otworzyły drogę do coraz szerszego przekazywania i pielęgnowania różnych nauk. Jest przykładem jakże perfidnej propagandy, która do dziś pleśnieje w umysłach wielu ludzi, obwinianie chrześcijaństwa za to, że średniowiecze było ciemne. Było „ciemne" w pewnych okresach i w pewnych miejscach, tam, gdzie nie dotarło jeszcze światło chrześcijaństwa, gdzie panowało jeszcze pogaństwo nie objęte ani wcześniejszym wpływem Rzymu, ani wiary Chrystusowej. Gdzie zaś pojawił się klasztor albo kościół, tam powstawała szkoła, aby oświecać umysły ludów nie znających szkoły, tam przepisywano starożytne księgi, aby przekazać je potomności. Aż wreszcie w XI wieku powstają pierwsze uniwersytety.
To w wiekach średnich, za sprawą chrześcijaństwa, powstaje taka instytucjonalna forma kształcenia i prowadzenia badań, bez której trudno sobie wyobrazić dzisiejszy, nie tylko zachodni, ale cały świat. Uniwersytety to wiekopomne cywilizacyjne dzieło chrześcijaństwa.
Chrześcijaństwo skupiło w sobie model kształcenia zapoczątkowany przez grecką Akademię i Lykeion, przez Islam i Bizancjum, ale dla Europy i później dla świata szkołą wyższą z należnym jej miejscem w społeczeństwie stał się średniowieczny uniwersytet. To była najbardziej znacząca odpowiedź chrześcijaństwa na pytanie o miejsce nauki w samym chrześcijaństwie i w całej kulturze.
12 maja roku 1364 Kazimierz Wielki - za zgodą papieża Urbana V — wystawia dyplom założenia Uniwersytetu w Krakowie. 26 lipca 1400 roku król Władysław Jagiełło wydaje dokument dotyczący zreformowanego Uniwersytetu, w którym król powtarza za swoim poprzednikiem, Kazimierzem Wielkim: „Niech więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach biegłe. Niechaj otworzy się orzeźwiające źródło nauk, z którego pełności niech czerpią wszyscy, naukami napoić się pragnący". Tekst ten to jest znak kultury, chrześcijańskiej i zarazem polskiej. Kult nieuctwa nie należy zatem do naszej tradycji. Skąd zatem mimo wszystko bierze się nieufność do rozumu i do nauki? Powodów jest wiele: rozum może przecież pobłądzić, może wbić się w pychę, może także wystąpić przeciwko samemu sobie, a nawet przeciwko Bogu.
Obserwując dzieje nauki na przestrzeni ostatnich wieków widzimy, jak nauka stawała się, zwłaszcza od czasów reformacji, narzędziem najpierw walki religijnej, a później walki przeciwko religii. Po raz pierwszy użyto nauki przeciwko religii w okresie oświecenia.
Przejściowo była to walka ideologiczna, ale wkrótce przerodziła się w krwawy czyn za sprawą rewolucji francuskiej, której głównym celem było zniszczenie chrześcijaństwa. Posypały się głowy ścinane przy pomocy naukowo skonstruowanej gilotyny.
Jakże trafnie pisze o użyciu nauki przeciwko Bogu nasz wieszcz, Adam Mickiewicz: „Kiedy nad naukami bezbożnik pracuje, Strzeż się go: jest to zbójca, który broń kupuje". (Nauka bezbożnych)
W XX wieku, w świecie opanowanym przez komunizm rozpoczęła się walka z religią na wszystkich frontach. Lew Trocki, i dziś jeden z idoli socjalistycznej pseudointeligencji w Polsce, wyznawał z całą szczerością: „Nienawidzę Boga". W tej walce z Bogiem wielką rolę odgrywała nauka. W uchwale KC KPZR z roku 1923 sformułowano tezy dotyczące antyreligijnej propagandy. Miała być prowadzona w imię światopoglądu naukowego. Rozpowszechnianie osiągnięć naukowo-przyrodniczych w szkołach, klubach i bibliotekach miało cele nie poznawcze, ale antyreligijne. Angażowano do niej najlepszych partyjnych i komsomolskich propagandystów, inteligencję i uczonych. Trwało to przez dziesięciolecia. Nawet po śmierci Stalina do naukowego wsparcia ateizmu angażowano wszystkie wyższe uczelnie, a kurs ateizmu musiała obowiązkowo przechodzić młodzież szkół średnich.
Tzw. dowody naukowe miały obalić wiarę i zamienić całe społeczeństwo w gorliwych ateistów. Nic więc dziwnego, że dziś wfele terenów po byłym Związku Sowieckim to nie tylko zrujnowane świątynie, ale nade wszystko wypalona z wiary ziemia, ateizm gorszy od pogaństwa. Zastanówmy się zatem: czy rzeczywiście nauka obala wiarę? Co robić, żeby wiarę przywrócić? Czy należy od nauki się odciąć? Aby na te pytania odpowiedzieć, nie można być nieukiem, trzeba rozumieć, co to jest nauka. I już dla chrześcijanina wyłania się zasadniczy obowiązek, aby nie uciekać od nauki, lecz przeciwnie — poznawać ją i wykorzystywać w celu szerzenia prawdy, dobra i piękna, a także (jeżeli zajdzie taka potrzeba) obrony własnej wiary.
Okazuje się, że tzw. naukowy światopogląd to było intelektualne fałszerstwo, a nauka do której się odwoływano, to nie była nauka, lecz ideologia, która posługiwała się fragmentami nauki nie dla prawdy, lecz dla propagandy. Tzw. nauka komunistyczna była zwykłą blagą, przy pomocy której tumaniono miliony ludzi. Znaleźli się nawet „profesorowie", którzy ją propagowali. A jak czują się dziś? Jak patrzą na swoje dzieła, podpisane ich imieniem? W jaki sposób naprawią intelektualne krzywdy wyrządzone bezbronnej młodzieży? Chodzi o profesorów nie tylko w Związku Sowieckim, również o tych w naszym kraju. Odeszli od oficjalnego komunizmu, ale czy zaprzestali posługiwania się nauką dla bezbożnych celów?
Te pytania, to nie są pytania retoryczne, to są pytania wręcz dramatyczne, gdy ateistycznych profesorów przyjmują dziś z wszelkimi honorami i splendorami uczelnie katolickie.
Nie każdy człowiek i nie każdy chrześcijanin musi być naukowcem, ale jest ludzkim naturalnym pragnieniem znać prawdę. Drogę do poznania toruje nauka, jeśli jej celem jest autentycznie prawda. Na tej drodze pojawią się pomyłki, ale wierność prawdzie i wspólny wysiłek pozwalają na dostrzeżenie i poprawienie błędu. To ten sam rozum, który rozumie świat, zaczyna rozumieć, że są tajemnice wiary, których sam przy pomocy własnych sił nie jest w stanie zrozumieć. Rozum w sposób naturalny i racjonalny pragnie prawdziwej wiary, która przybliży go do ostatecznej i pełnej Prawdy.
W encyklice Fides et ratio Jan Paweł II pisze: „... Tomasz z Akwinu uznaje, że natura - właściwy przedmiot badań filozofii - może przyczynić się do zrozumienia Bożego Objawienia. Wiara zatem nie lęka się rozumu, ale szuka jego pomocy i pokłada w nim ufność. Jak łaska opiera się na naturze i pozwala jej osiągnąć pełnię, tak wiara opiera się na rozumie i go doskonali. Rozum oświecony przez wiarę zostaje uwolniony od ułomności i ograniczeń, których źródłem jest nieposłuszeństwo grzechu, i zyskuje potrzebną moc, by wznieść się ku poznaniu tajemnicy Boga w Trójcy Jedynego" (43).
Potrzebujemy wykształconego przez naukę rozumu, aby być bardziej ludźmi, aby poznając prawdę, odróżniać ją od fałszu i od pseudo-nauki. Potrzebujemy wiary, która udoskonalając rozum, pozwala nam zbliżać się do tajemnicy Boga. Rozum i wiara dopełniają się, zaś nauka, która szuka prawdy, nie może być zagrożeniem dla wiary. Natomiast wiara bez rozumu traci ludzkie oblicze.
Dlatego będąc ludźmi wiary, nie bójmy się być ludźmi rozumnymi, by poznać prawdę i by jej bronić.
Piotr Jaroszyński
"Ocalić polskość"