Jest rzeczą zrozumiałą, że niedostatek, choroba czy brak powodzenia są przyczynami, dla których ludzie czują się nieszczęśliwi. Trudno się cieszyć, gdy na wiele rzeczy nas nie stać, gdy doskwiera ból, gdy nic nam się nie udaje. Wprawdzie niektórzy filozofowie, zwłaszcza stoicy, uważali, że człowiek w każdych warunkach może wyrobić sobie taki stan ducha, że „nic go nie ruszy" (apatheia), niemniej jednak w normalnych warunkach nieszczęście człowieka przygniata, a wręcz ogłusza. Ale obok normalnie uznanych powodów nieszczęścia, jest jeden, na który warto zwrócić uwagę, a który w sposób niezwykle zmyślny dodaje nam nieszczęść. Tym powodem jest ZAZDROŚĆ.
O ile zwykłe nieszczęście wynika z braku czegoś, co chcemy mieć - czy to z natury, czy dlatego, że nam się należy (z natury chcemy żyć, chcemy być zdrowi, chcemy mieć dzieci, mamy prawo do własnego domu) - to nieszczęście z powodu zazdrości obejmuje nasze odnoszenie się do innych ludzi. Zazdrosny to ten, kto czegoś pragnie przede wszystkim dlatego, że inni to mają. Chciałbym mieć najnowszy model Mercedesa, jacht pełnomorski, samolot odrzutowy, cztery wille z basenami, dziesięć apartamentów i miliard dolarów na koncie. Dlaczego? Bo sąsiad ma taki samochód, bo sąsiadka ma taki jacht, bo w telewizji pokazali życie „wyższych sfer", w których aż kipi od złota. Jeżeli inni mają, to ja też chcę! A to jest właśnie zazdrość. Ona tym różni się od zwykłych pragnień, że ja chcę cudzym chceniem, że chcę, bo inny chce, chcę mieć, bo inny już ma. W ten sposób ustawiam się w fałszywej relacji do świata i do innych ludzi, zatracając własny rozum i własną wolę. Zazdrość staje się przejawem głupoty.
Dobry jest świetny samochód, dobry jest statek i luksusowe domy rozrzucone w najatrakcyjniejszych miejscach świata. Problem polega jednak na tym, czy ja rzeczywiście chcę je mieć? Czy one są dobre dla mnie? Czy posiadanie ich ma sens? Posiadanie bardzo drogiego samochodu łączy się z szeregiem dodatkowych kosztów (garaż, ubezpieczenie, zabezpieczenie etc), które mogą przekroczyć nawet sumę przeciętnych całorocznych zarobków. Jeżeli mało zarabiam, to jak sobie wyobrażam utrzymanie takiego samochodu, który w każdej chwili paść może łupem złodziei? Ktoś powie: „gdybym miał taki samochód, to bym go sprzedał". Z tego jednak wynika, że wcale nie chce samochodu, ale chce pieniędzy. Zazdrość prowadzi wówczas do chciwości.
Porównując to, co mam, z tym, co inni mają, mogę dojść do przekonania, że to co posiadam, jest niewiele warte. Przestaję cenić siebie, lekceważę swoją rodzinę, dom. W efekcie przestaję dbać o swoje środowisko, które wówczas autentycznie zaczyna pleśnieć. Z zazdrości rodzi się małoduszność.
A wreszcie zazdroszcząc zaczynam pragnąć rzeczy, które nie tylko są mi niepotrzebne, są nie na moją miarę, ale leżą poza moją naturą i są wręcz poza moim zasięgiem. W ten właśnie sposób wróbel zazdrości rybie ogona, a baletnica barytonowi męskiego głosu. Zazdrość zamienia się w zawiść.
Chciwość, małoduszność, zawiść - to tylko niektóre z przywar i wad mających swoje źródło w zazdrości. Przydają one człowiekowi nieszczęść w większym stopniu niż prawdziwe i własne nieszczęścia. Są formą samoudręczania, a gdy cudze sukcesy są dla nas nieosiągalne, to jakby w zemście zaczynamy podkopywać szczęście innych. Człowiek zazdrosny szkodzi nie tylko sobie, ale również otoczeniu. Idąc za fałszywą (bo nie własną) wizją szczęścia, stara się niszczyć szczęście innych. Trudno wówczas mówić o życzliwości, przyjaźni i narodowym solidaryzmie. Wszystko przeżarte jest zazdrością, która ustawia jednych przeciwko drugim, gorzej niż nienawiść.
Jan Długosz pisał przed pięcioma wiekami, że jesteśmy narodem wyjątkowo zazdrosnym. Uwagę tę należy odbierać nie jako pogardliwą krytykę, ale jako życzliwą uwagę. Mamy takie predyspozycje. Długosz zastanawiał się, czy to może kwestia klimatu.
Zdając sobie sprawę, jak niszcząca jest zazdrość, warto popatrzeć na siebie, czy czasem nie jesteśmy zazdrośni? Czy nie dążymy do rzeczy dla nas bezsensownych? Czy nie chcemy cudzym chceniem? Czy nie cieszą nas nieszczęścia innych? To wszystko jest zazdrość, która lubi się przepoczwarzać w mnóstwo innych wad, zatruwających nasze życie. Cierpimy z urojenia, a nieszczęście urojone staje się silniejsze od nieszczęścia realnego. Ale nieszczęście urojone jest całkowicie zbędne!
Człowiek musi wiedzieć, czego naprawdę chce ze względu na sensowność swoich pragnień. Musi wiedzieć na co go stać, do czego dążyć nie warto, a o czym w ogóle nie myśleć, aby się niepotrzebnie nie rozdrażniać. Zmierzając ku odpowiednim dla nas celom, mimo wpisanego w życie tragizmu, budujemy własne szczęście. Wówczas też umiemy się cieszyć ze szczęścia innych, od których bez wątpienia przyjdzie nieoczekiwana pomoc, gdy sami znajdziemy się w trudnej sytuacji. Jak życzliwość otwiera drogę przyjaźni, tak zazdrość - zawiści. Jedno tworzy, drugie - niszczy. Uważajmy więc na zazdrość, sobie zaś okazujmy jak najwięcej życzliwości. Tym bardziej, że czasy są trudne.
Piotr Jaroszyński
"Nie tracić nadziei!"