Jedną z najcudowniejszych dziedzin kultury zachodniej jest teatr. Łączy bowiem w sobie różne sztuki takie jak malarstwo, rzeźba, architektura, muzyka, taniec, śpiew, poezja. Ale centralnym punktem teatru nie jest ani obraz, ani muzyka, lecz ludzkie słowo. To prawdziwe, pierwotne słowo, słowo żywe, czyli wypowiadane. Choć więc do teatru idziemy po to, żeby coś obejrzeć (greckie słowo „teatr” pochodzi od słowa oglądać), to tak naprawdę do teatru chodziło się po to, żeby słuchać. Nie tylko wysłuchać, ale właśnie słuchać. Wysłuchać można raz, ale słuchać można bez końca. Dlatego na przedstawienia, w którym brali udział mistrzowie, chodziło się wielokrotnie. Gdyby ożyła Modrzejewska, to czyż nie znaleźliby się chętni, żeby słuchać i słuchać, jak można było mówić po polsku?
Słowo ludzkie to z jednej strony człowiek, który mówi, człowiek „z krwi i kości”. Bo mowa jest przecież aktem fizycznym, to są różne dźwięki, jakie człowiek z siebie wydaje przy pomocy różnych organów. Z drugiej strony słowo to przestrzeń, w której mowa się uobecnia. Może to być łąka, las, ulica, pokój, samochód, klasa, aula i wreszcie sala teatralna. Istotną częścią wypowiadanego słowa jest właśnie ta przestrzeń, bo przecież jeśli kogoś słuchamy, to słuchamy gdzieś, w jakiejś przestrzeni, czyli na ulicy, w pokoju lub w teatrze. Uwarunkowania fizyczne słowa wypowiadanego są więc dwojakie: ten, kto mówi i gdzie mówi.
Uwagi powyższe mogą się wydawać banalne (przecież to każdy wie) albo zbyt akademickie (tłumaczenie rzeczy oczywistych). A jednak sprawa nie jest taka prosta, co więcej, sprawa jest doniosła. Jeżeli bowiem wszędzie wokół nas rozbrzmiewa ludzkie słowo, to czy uświadamiamy sobie wystarczająco jasno, jak bardzo, a czasami wręcz potwornie słowo to bywa zniekształcone? Wskutek różnych czynników, i wewnętrznych i zewnętrznych, ale mowa nasza jest deformowana nieustannie, tak często, że stało się to codziennością, do której się przyzwyczailiśmy i może dlatego, przestajemy na to zwracać uwagę. Jak do huku maszyn przyzwyczaja się robotnik, a do gorąca piekarz, tak nam nie przeszkadza poturbowane słowo. Nie przeszkadza, bo przecież tak się mówi, bo tak ludzie mówią, bo tak mówi polityk, urzędnik, dziennikarz, nauczyciel, profesor, a bywa, że i aktor.
Dlaczego mamy mówić inaczej, jeżeli inaczej nie nauczono nas mówić ani w domu, ani w szkole? Niemożliwe, żeby w szkole była nauka czytania, skoro młodzież nasza mówi fatalnie. Być może ktoś uczy składania liter w wyrazy. Być może uczy czytania wyraz po wyrazie, ale czy wyraźnie? Przecież zwykłe wyrazy są dziś wypowiadane niewyraźnie, co uderza w samą istotę wyrazu. Wyraz niewyraźny nie jest wyrazem. A co mówić o frazie i intonacji? Takie elementy mowy – najważniejsze! – przestały w naszym języku funkcjonować. A to oznacza, że nie bierze ich pod uwagę ani nauczyciel w szkole, ani profesor na uniwersytecie, ani polonista. Nie zna ich aktor, ani dziennikarz. Mowo polska, gdzie jesteś!
Bywa, że ktoś stara się ze wszystkich sił, by jednak mówić na wysokim poziomie. Stara się i stara, ale praca jego jest daremna. Cóż, ważne jest nie tylko kto i jak mówi, ale gdzie mówi. Jeżeli mówi tam, gdzie panuje hałas i harmider, to już w punkcie wyjścia znajduje się na pozycji straconej, jego słowo też będzie elementem hałasu, jak mleko dolane do kałuży staje się kałużą. Ale może panować cisza, a słowo nasze nie dotrze do odbiorcy tak jak powinno, bo sala jest antyakustyczna, sala, która ma może mieć tylko 20 metrów kwadratowych, nie mówiąc już o dużych pomieszczeniach, łącznie z nowoczesnymi kościołami, gdzie słowo odbite od ścian, hula, gdzie i jak che.
Miejscem, które w swym założeniu, przesłaniu, misji miało być całkowicie podporządkowane słowu, był w świecie zachodnim właśnie teatr. To tam można było słuchać słowa doskonałego, na które składała się najwyższa kultura mówcy i najwyższy poziom akustyki. Przemyślność konstrukcji teatru greckiego była oszałamiająca. Zbudować teatr na odkrytym powietrzu, który jest w stanie pomieścić nawet kilkanaście tysięcy widzów, to nie jest wielka sztuka, ale sprawić, żeby każdy z widzów był równocześnie słuchaczem, który doskonale i czysto słyszy wypowiadane wyrazy i frazy, to sztuka niepojęta. A to właśnie Grecy potrafili. W takim teatrze każdy obywatel, czyli wolny człowiek, który był współodpowiedzialny za jakąś cząstkę życia społecznego, mógł osobiście usłyszeć, czym jest, a właściwie jaka powinna być ludzka mowa. Wzory te przenosił później do urzędu, który sprawował, na forum, gdzie rozmawiał, do domu, w którym mieszkał.
Teatr grecki przez wieki, a nawet tysiąclecia był wzorem dla kultury zachodniej. Bo choć zmieniały się rozwiązania architektoniczne, choć ewoluowała koncepcja dramatu, choć wkraczały nowe języki, to misja i cel teatru zogniskowane były wokół doskonałej kultury słowa. W takim teatrze można było pooddychać słowem i uczyć się słowa najwyższych lotów. Można było, ale czy można teraz?
Obserwujemy powolną śmierć kultury słowa. Sztuka naśladują ulicę, ulica naśladuje telewizję, telewizja realizuje wytyczne władzy, nauczyciel uczy z wytycznych ministerstwa, wytyczne napisał ktoś, kto nigdy nie był w klasycznym teatrze, architekci projektują przestrzeń antyakustyczną, w teatrze aktor naśladuje zwykłe życie i mówi do mikrofonu. Koło się zamyka. Błędne koło. Bo nie ma kultury ludzkiej bez kultury żywego słowa, a tej bez prawdziwego teatru. Dlatego prawdziwy teatr musi powrócić.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński