Słowo „kanon” pochodzi z greki, a jego znaczenie od prostego pręta poprzez pręt mierniczy stało się w końcu normą i prawidłem w sztuce. Gdy więc dziś mowa jest o kanonie literatury dla szkoły podstawowej w zakresie kształcenia literackiego, to niewątpliwie chodzi o jakieś miarodajne dzieła, które mają wyjątkowe znaczenie w procesie wychowania i formowania młodych ludzi. Ale kanon to nie tylko dzieła o istotnym znaczeniu dla kultury. To również dzieła, które swym zasięgiem obejmują niejako z urzędu (za sprawą Ministerstwa Edukacji Narodowej) wszystkich młodych ludzi z uwagi na obowiązek szkolny. Oznacza to, że kanon ma olbrzymią siłę oddziaływania zarówno co do treści, jak i co do zakresu. I dlatego też o kanon toczyć się mogą spory, a nawet walka, zwłaszcza w dobie wojen kulturowych, kiedy dominacja polityczna opiera się nie tylko na sile fizycznej, ale nade wszystko na sile psychiczno-duchowej. A ta ostatnia kształtuje się właśnie pod wpływem procesu edukacji, w tym kanonu.
Nic więc dziwnego, że zmiany w układzie politycznym nie dotyczą tylko spraw ściśle politycznych, ale również obejmują swym zasięgiem zmiany w systemie, treściach, metodach i celach edukacji. Tak dzieje się i obecnie, gdy po rządach układu lewicowo-liberalnego władzę przejęły środowiska centroprawicowe, z mocno deklarowaną linią patriotyczną i chrześcijańską. Jest to okazja, by system edukacji uzdrowić po latach dominacji środowisk lewicowych, wyraźnie nastawionych antypatriotycznie i antyreligijnie.
Bez Homera, bez klucza
Na stronach MEN pojawił się projekt nowej podstawy programowej dla języka polskiego (https://men.gov.pl/projekt-podstawa-programowa). Wszedł on w fazę konsultacji społecznych i dlatego, przed ostatecznym zatwierdzeniem, warto włączyć się do dyskusji. A warto głównie dlatego, że gdy machina już ruszy, to skutki obejmą kolejne roczniki uczniów, a może i pokolenia.
Podstawa programowa składa się z dwóch elementów. Pierwszy to omówienie celów kształcenia i treści nauczania. Drugi to właśnie kanon, czyli zestaw lektur, z jakimi uczeń ma się zapoznać i jakie mają być na lekcjach omawiane. Kanon dzieli się na literaturę obowiązkową i uzupełniającą. Zarówno gdy chodzi o pierwszy, jak i o drugi element, odnaleźć można wiele cennych uwag, zaleceń i pozycji. To cieszy, jak choćby uwaga, że „język polski jest kluczowym przedmiotem nauczania” i że „dbałość o wzbogacenie zasobu słownictwa uczniów należy do obowiązków nauczycieli wszystkich przedmiotów”. Cieszy również obecność dzieł takich autorów, jak Jan Kochanowski, Adam Mickiewicz, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski i wielu innych, naprawdę pomnikowych, bez których polski kanon literacki nie będzie kanonem, co w jakiejś mierze ma ciągle miejsce obecnie, gdy obowiązuje jeszcze poprzedni kanon. Ale właśnie… jeżeli rozpoczynamy dyskusję nad nowym kanonem, to musimy też podzielić się pewnymi uwagami.
O ile szereg autorów i dzieł jest naprawdę cennych czy wręcz bezcennych, o tyle całość musi być uporządkowana, i to według jakiegoś klucza, zwłaszcza że przedmiot zwany językiem polskim obejmuje, jak czytamy w tym dokumencie, nie tylko kształcenie literackie, ale również kulturowe. Otóż w przypadku kultury zachodniej u jej podstaw nie leży ani „Gilgamesz”, ani „Pięcioksiąg Konfucjański”, lecz „Iliada” i „Odyseja” Homera. Nie da się zrozumieć kultury zachodniej, w tym również polskiej, bez odwołania do tego, kto – jak podkreślał Platon – „Helladę wykształcił i wychował i jeżeli chodzi o ustrój i o kulturę we wszystkich sprawach ludzkich” (Państwo, 606E). Nie tylko Helladę, bo później Rzym i Paryż, Wilno i Lwów, i Warszawę. A posiadamy wiele znakomitych tłumaczeń na polski, więc jest nie do pomyślenia, żeby każdy polski uczeń, przynajmniej w siódmej lub ósmej klasie, nie słyszał nic o Homerze i nie miał okazji do posłuchania i zarecytowania choćby wybranych fragmentów, które zostaną z nim na całe życie, formując jego kulturę.
Nie ma też Wergiliusza, tego poety, który obok Horacego i Owidiusza przejął dziedzictwo kultury greckiej i przygotował grunt pod powstanie cywilizacji łacińskiej. Nie ma też „Boskiej komedii” Dantego, w której średniowieczne chrześcijaństwo znalazło swój niebiański wręcz wyraz. Jak można zrozumieć i smakować literaturę i kulturę zachodnią – i klasyczną kulturę polską! – bez dotknięcia choćby fragmentów Homera, Wergiliusza, Dantego? Nie chodzi tu o studia literackie w szkole podstawowej, ale właśnie o to muśnięcie geniuszu w kilku wersach, ale pod okiem nauczyciela, który jest świadom, jak niezwykłej rzeczy dokonać może słowo wielkiego poety.
Poeci greccy i łacińscy wskazują na podstawy i ramy nie tylko literatury, ale i kultury zachodniej. Bez nich kultura zachodnia nie jest zrozumiała, jest zbiorem dzieł przypadkowych, jednych lepszych, drugich gorszych, ale nie stanowiących całości, gdzie byłaby jakaś logika i panowałby wspólny duch. A jeśli brak całości, to wszystko sprowadza się do gustu, niekoniecznie wykształconego. Bez arcydzieł greckich i rzymskich nie byłoby ani literatury francuskiej, ani włoskiej, ani niemieckiej, ani polskiej. Ta literatura musi być uwzględniona, bo dopóki istnieje kultura zachodnia, dopóty kultura klasyczna jest aktualnym i ciągle życiodajnym źródłem.
Pisarze naszej tożsamości
Literatura różnych narodów europejskich, posiadając zakorzenienie w literaturze greckiej i rzymskiej, ma też własny posmak i koloryt. Balzac to nie to samo co Goethe, a Puszkin to nie to samo co Mickiewicz. Trzeba tę różnorodność rozpoznać i uwzględnić. Bo choć na etapie kształcenia obejmującym klasy IV-VIII uczeń zapoznaje się z dziełami obcojęzycznymi w tłumaczeniu na polski, to jednak warto oddzielić literaturę obcojęzyczną od literatury polskiej. Powiedzieć można więcej: literatura polska jest tak bogata, że powinna stanowić odrębną ścieżkę kształcenia, bo to jest nasza literatura i ona winna wśród dzieł nowożytnych i współczesnych formować nas w szczególnym stopniu. Bez megalomanii, ale mało jest narodów, które mogłyby szczycić się taką liczbą pisarzy, jak właśnie Polacy. Nasza siła jest w polskiej kulturze literackiej, w której ciągle zbyt mało, niestety, uczestniczymy.
Kształtując kanon, musimy oddać sprawiedliwość wielkim autorom polskim. Dziwi więc, dlaczego w kanonie nie znalazło się miejsce dla pisarza, który zaliczony został do panteonu trójcy wieszczów. Jest nim Zygmunt Krasiński, autor nie tylko „Irydiona” i „Nie-Boskiej komedii”, ale cudownych utworów poetyckich i tysięcy jakże przenikliwych listów. To takich autorów młodzież polska ma nie znać? A Maria Rodziewiczówna – tak zasłużona dla ocalenia ducha narodowego w czasie zaborów, a w okresie międzywojennym bardziej poczytna nawet od Sienkiewicza – czy też ma być w kanonie literatury polskiej nieobecna? Nie bez powodu jej dzieła objęte były cenzurą w czasach komunistycznych, bo potrafiły przemawiać w imię wartości wielkiej kultury polskiej do szerokich mas i do ludzi młodych. Gdy urzędu cenzury już nie ma, to tym bardziej Marii Rodziewiczównie należy się miejsce w kanonie lektur Narodu niepodległego.
Nie chodzi o to, by Czytelnika zarzucić setkami nazwisk polskich powieściopisarzy i poetów czy tysiącami ich dzieł, ale o oddanie sprawiedliwości tym, których twórczość miała istotne znaczenie i rangę, a nawet w dalszym ciągu jest zdolna formować ducha polskiego najwyższych lotów.
Wróćmy do kaligrafii
Schodząc na ziemię, gdy przyglądamy się propozycji podstawy programowej, gdzie tak wiele miejsca poświęca się doskonaleniu umiejętności formułowania wypowiedzi ustnych i pisemnych, zdumiewa, dlaczego nie pojawia się słowo „kaligrafia”. Przecież to słowo obecne jest na wszystkich świadectwach przedwojennych, a nawet z okresu zaborów. Zostało wyeliminowane w czasach PRL. Wskutek tego wyrastały kolejne pokolenia (i wyrastają do dziś!), które nie potrafią pisać, które – mówiąc kolokwialnie – bazgrolą. Dlaczego nie wprowadzić obowiązkowej kaligrafii na poziomie klas I-III, skoro kaligrafia ułatwia pisanie, czyni je pięknym i łatwym w czytaniu? Choć coraz częściej wysługujemy się klawiaturą komputera, to jednak pisanie kaligraficzne jest nie do zastąpienia i pełni szereg funkcji pozapisarskich, jak choćby to, że wzmacnia koncentrację albo inteligentnie koordynuje funkcje motoryczne dłoni.
Proponowany przez MEN kanon jest krokiem w dobrą stronę, a na pewno jest to inna strona niż ten kanon, jaki ustanowiła rządząca wcześniej koalicja. W nowej propozycji jest jednak szereg niedociągnięć, które zostały zasygnalizowane. W zależności od tego, czy będą wzięte poważnie pod uwagę czy nie, dyskusja może być kontynuowana. Warto zauważyć, że w kanonie jest furtka dla lektur, których wybór zależy od decyzji nauczyciela. Tym wyborem powinni zainteresować się rodzice. Na przykład obowiązkowe jest poznanie niektórych wierszy Stanisława Barańczaka. Jednym z takich wierszy jest „wybitne dzieło” „Bóg, Trąba i Ojczyzna”, w którym poeta kpi z Papieża; nauczyciel może ten wiersz wybrać. I co dalej? Co powie uczniom, którzy ze zdumieniem czytać będą paszkwil na świętego?
Z drugiej strony z pewnymi dziełami nie można przedobrzyć. Warto np. byłoby się zastanowić, czy w ramach kształcenia literackiego sięgać po dzieło filozoficzno-teologiczne Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”, które jest dziełem równie ważnym, co intelektualnie trudnym, wymagającym głębszego wykształcenia. A może jednak w to miejsce należałoby wprowadzić jakże piękny wiersz „Myśląc Ojczyzna”?
Główny problem z określeniem zawartości kanonu z języka polskiego polega na tym, że przedmiot ten zawiera nie tylko dzieła czysto artystyczne, ale obejmujące wiele dziedzin humanistyki, takich jak filozofia, teologia, retoryka, nie mówiąc już o językach klasycznych, jak greka czy łacina. Niestety, dehumanizacja programu kształcenia ciągle trwa, nie ma filozofii, nie ma retoryki, nie ma greki i łaciny, a język polski jako przedmiot nie jest w stanie uzupełnić tylu braków. Na razie należy wymienić dawny kanon na nowy, ale w perspektywie trzeba mieć na uwadze gruntowniejszą reformę, która humanistyce przywróci należną jej rangę w życiu nie tylko człowieka i nie tylko humanistów, ale całego Narodu.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 11 stycznia 2017