Wiele mówi się dziś o tzw. energii odnawialnej albo czystej. Do niej należy z pewnością geotermia, która jednak nie spotyka się ze zbytnią łaskawością rządzących. A jest to rzeczywiście czysta energia i odnawialna, bo gorące wody po spełnieniu swojego zadania wracają pod ziemię. Inaczej rzecz wygląda w przypadku wiatraków. One też są zaliczane do źródeł energii czystej i odnawialnej, a w Polsce stawia się ich coraz więcej. Ale tu sprawa wcale nie jest taka czysta.
Wiatraki tradycyjne, a więc drewniane, niewielkie, które niektórzy z nas pamiętają, były nie tylko ekologiczne, ale również stanowiły ozdobę krajobrazu. Ich piękno zostało utrwalone na obrazach, w czym przodował kraj wiatraków - Holandia. Dawne wiatraki służyły przede wszystkim do mielenia mąki. Dziś wiatraki wracają do łask, ale w zupełnie innym charakterze. Czy powinniśmy się z tego cieszyć?
Niestety, nie do końca. Bo to nie są zwykłe wiatraki. Każdy kto przebywał w pobliżu takiego urządzenia musiał odnieść wrażenie, że to jakiś kosmiczny potwór. Ktoś powie: trudno, ale przynajmniej jest to czysta energia, tzw. energia odnawialna. Wiatrak nie ma komina, nie kopci, korzysta tylko z bezpłatnego wiatru. To prawda. Ale nie wszystko jest tu takie czyste.
Wiatrak niszczy krajobraz. Ma to szczególne znaczenie w tych rejonach, które słyną właśnie z walorów krajobrazowych, i gdzie z tej racji powstały właśnie parki krajobrazowe. Park krajobrazowy to taki mikroświat, gdzie ze względu na ukształtowanie terenu można stojąc na jednym ze wzgórz ogarnąć, niczym na obrazie, stosunkowo duży obszar, obejmujący wiele kilometrów, podziwiając lasy, zagajniki, łąki, jeziora, rzeki i strumyki. Walor krajobrazu polega też i na tym, że w polu widzenia nie ma jakiegoś dominującego elementu współczesnej cywilizacji, jak choćby fabryka. Co najwyżej widać porozrzucane gospodarstwa, które subtelnie wtapiają się w całość. Niewiele jest takich zakątków w Europie, ale w Polsce jeszcze są, i co najważniejsze, są one wizytówką unikatowego piękna naszej przyrody.
Te miejsce przyciągają turystów i wczasowiczów, którzy chcą oderwać się nie tylko od hałasu czy zwariowanego tempa życia, ale przede wszystkim od brzydoty otoczenia. Bo przecież, co tu dużo ukrywać, otoczenie, w jakim żyjemy, zwłaszcza w miastach, nie należy do zbyt urodziwych. Szarość i monotonia bloków, co w tym pięknego? A tu patrzymy na unoszące się z wolna mgły z nad oczek wodnych i jezior, słyszymy krzyk budzącego się ptaka, albo podziwiamy w milczeniu barwy i zapachy łąki, bogatej w zioła i kwiaty. I cisza.
Niestety, parki krajobrazowe są w coraz większym stopniu zagrożone właśnie przez wiatraki. Przykładem może być Suwalski Park Krajobrazowy, w którego otoczeniu planuje się zbudowanie nie kilku, ale setek wiatraków! Taki park przestanie być parkiem, ale wielką elektrownią, bo nawet jeśli wprost na terenie samego parku nie będzie ani jednego wiatraka, to przecież park otoczony jest wzgórzami, które doskonale widać. A jeśli tam staną wiatraki, to tym, co pierwsze rzuci się w oczy, będą te kosmiczne potwory. One całkowicie zdominują pejzaż, a dokładniej mówiąc ten cudowny pejzaż zniszczą. Park będzie otoczony kordonem wiatraków, a krajobraz zostanie zaaresztowany. Turyści i wczasowicze będą omijali okolice Smolnik i Wiżajn z daleka. Bo po co przyjeżdżać? Żeby oglądać wiatraki? Szkoda czasu.
Ale nie tylko chodzi o pejzaż. Okazuje się bowiem, że ta czysta energia wcale nie jest taka czysta. Wiatraki przecinając potężnymi skrzydłami powietrze, dzień i noc, bez końca, są pułapką dla ptaków, które zdarza się, że masowo giną. W Stanach Zjednoczonych obliczono, że pod gilotyną turbin ginie rocznie ponad tysiąc ptaków drapieżnych. Zaś na przestrzeni kilku kilometrów ptaki przestają gniazdować. A przecież parki krajobrazowe i ich otoczenie to również siedliska ptaków, które ze względu na podwyższony stopień ochrony przyrody chętniej w takich miejscach zakładają swoje gniazda (www.carpatica.krak.pl).
Nie jest natomiast do końca zbadany wpływ nowoczesnych wiatraków na ludzi, mieszkających w pobliżu. Jednak to co już wiadomo, może być poważnym ostrzeżeniem. Chodzi bowiem o wpływ długofalowy, ponieważ wiatraki stawia się z myślą o ich wykorzystaniu przez wiele dziesiątków lat, a umowy z rolnikami konstruuje się w taki sposób, żeby już nie mogli się wycofać. Gdy więc rolnicy przekonają się o szkodliwości wiatraków, ich złym wpływie na zdrowie, będzie już za późno, żeby się z umowy wycofać.
Chodzi tu przede wszystkim o hałas i częstotliwość emitowanych dźwięków. Wiatraki, zaopatrzone w potężne turbiny, hałasują dzień i noc, bo stawiane są w takich właśnie miejscach, gdzie rzadko bywają dni bezwietrzne. Hałas ten słychać nawet w promieniu kilku kilometrów, a co najgorsze nie jest to zwykły hałas. Emitowane są dźwięki o bardzo niskiej częstotliwości, również takie, których ucho ludzkie nie słyszy, ale które mają na organizmy, w tym i na człowieka bardzo negatywny wpływ.
Dlaczego tak mało o tym się pisze i mówi? Ponieważ lobby wiatrakowe jest silne, władze lokalne patrzą krótkowzrocznie, a rolnicy bardzo słabo zdają sobie sprawę z czyhających na ich rodziny zagrożeń. Zresztą, co tu dużo mówić, za ekspertyzę dotyczącą zagrożenia środowiska w pobliżu wiatraków płaci... właściciel wiatraków. Kto płaci, ten wymaga. Podobno więc jeden taki ekspert stwierdził, że w dolinie Czarnej Hańczy ptaki nie gniazdują, więc budowa wiatraków ptakom nie zaszkodzi.
Warto, aby w sprawie elektrowni wiatrowych Ministerstwo Ochrony Środowiska zajęło jakieś wiążące, uzasadnione i odpowiedzialne stanowisko, dzięki czemu wiatrakowe lobby nie zniszczy nam enklaw przyrodniczych i krajobrazowych. Bo będą to zmiany nieodwracalne. O tym muszą też pamiętać władze gmin i rolnicy, od których zgody zależy ostateczna decyzja, czy wolno na ich terenie postawić czy nie. Bo właściciele tych urządzeń mieszkają często bardzo daleko, ich nie obchodzą ani walory przyrodnicze, ani ludzkie zdrowie, ani czysta energia, lecz wyłącznie czysty zysk.
Uważajmy więc na wiatraki, póki jeszcze czas, bo prawdziwa inwazja tych potworów może dopiero nastąpić.
Piotr Jaroszyński