26 listopada 1855 r., w wieku 57 lat, zmarł Adam Mickiewicz. Daleko od rodzinnego Nowogródka, w którym spędził lata dziecięce, daleko od Wilna, w którym studiował na Uniwersytecie, założonym przez króla Stefana Batorego, daleko od szwajcarskiej Lozanny, w której był profesorem literatury łacińskiej, daleko od Paryża, w którym mieszkał na emigracji i w którym na cztery lata objął katedrę języka i literatury słowiańskiej w Collège de France, daleko od Warszawy, której nigdy nie widział. Mickiewicz zmarł w Turcji w Konstantynopolu. Tam spotkała go śmierć, gdy włączył się w tworzenie Legionu Polskiego, który miał walczyć z Rosją i przynieść Polsce niepodległość. Wśród wielkich był największym polskim poetą.
W tradycji zachodniej poezja pełniła szczególną rolę kulturową. Trudno wyobrazić sobie kulturę grecką, kulturę europejską, a nawet światową bez Homera. Platon wprost stwierdzał: «ten poeta Helladę wykształcił i wychował i jeżeli chodzi o ustrój i o kulturę we wszystkich sprawach ludzkich...» (Rep. X, 606 E). Zaś Adam Mickiewicz nie wahał się stwierdzić, że «żaden z poetów nie doszedł jeszcze do Homera w znajomości wielkich tajemnic człowieczeństwa» (Literatura słowiańska, III rok, wykład XVI). W ten wielki ciąg poetów: od Homera, poprzez Wergiliusza, Dantego i Kochanowskiego, wkracza w pełni blasku również sam Adam Mickiewicz, i to w czasach, kiedy Polski nie było na mapie, kiedy rozstrzygały się losy naszego narodu, czy będzie i jaki będzie. Ludy, które nie mają swoich poetów, nie są jeszcze narodami, narody, które zapominają swoich poetów, narodami być przestają.
W naszej tradycji poezja scala w sobie wszystkie wątki kultury, niesie oświatę, ukazuje wielkie wzory postępowania, przedstawia słodycz ogniska domowego, uczy miłości do ojczyzny i czci dla Boga. A wszystko za pomocą słowa, które w sposób mistrzowski i bezbłędny oddaje kształt myśli, obrazów i uczuć, delikatny i potężny, słowa, które w cudowny sposób trafia do milionów, wstrząsa nimi, uczy myślenia, zapala do działania. Wielka jest moc poezji, która staje się sumieniem pokoleń, formuje charakter i wyrabia ducha. A taką właśnie jest poezja Mickiewicza.
Należąc do jakiegoś narodu musimy przepuszczać przez siebie określone dźwięki, słowa, frazy, musimy odczytywać ich sens, tak aby odnaleźć nasz wspólny świat, łączący pokolenia, otwarty na przyszłość. Bez własnej poezji, którą wchłaniają kolejne pokolenia, przestajemy się nawzajem rozumieć, zaczynamy żyć w coraz uboższym świecie, choć być może zawalonym coraz większym kopcem przedmiotów. Poezja prawdziwie narodowa nosi w sobie to wielkie brzemię odpowiedzialności, które wypala samego poetę. Dlatego zdarza się, że poeta nie jest w stanie udźwignąć tej odpowiedzialności w życiu osobistym, sam jest przytłoczony wielkością spraw i idei, jakie przed nim się odsłaniają. Czyhają na to ludzie mali widząc tylko to, co małe i sądząc, że poprzez «odbrązowianie» nagną wierzchołek geniusza do swojego poziomu. Na daremno.
Nikt, kto jest Polakiem, nie może nie odczuwać całej gamy nastrojów, nie widzieć oczyma wyobraźni łąk nadniemeńskich, góry nowogródzkiej, przezroczystych wód Świtezi, krwawych okopów Pragi, celi Konrada, nie może nie rozniecać skier myśli, rzucanych jak piorun lub płynących łagodnie niczym chmurki nad lasem – gdy słyszy frazy poezji Mickiewicza. Tam jest Polska, od zarania dziejów po końce czasów, jak długo będziemy Polakami.
Mickiewicz z całą świadomością, talentem i poświeceniem skoncentrował swoje życie na Polsce. Był przekonany, że Polska ma do odegrania w świecie ważną rolę, mimo że nie istnieje na mapie i że w tak okrutny i cyniczny sposób została pohańbiona. Ale miał też poczucie realizmu, jak wielkiej potrzeba pracy, aby wróciła na tory swej cywilizacyjnej misji, aby nie stała się zaprzeczeniem samej siebie. W rozmowie z Ludwikiem Zwierkowskim, na kilka miesięcy przed śmiercią, wieszcz tak ostrzegał: «Ja ci powiem również szczerze, żeśmy się doczekali najsmutniejszej w naszej smutnej historii chwili, gdzie już Polacy stracili samodzielność, nie umiejąc nie tylko nic z siebie praktycznego wydobyć, ale nawet [obudzić w sobie] tę wiarę w Opatrzność, że to jest uroczysta chwila, gdzie Polską należy nam wydzierać, a nie żebrać o nią, zdobywać ją i zapałem, gotowością do nowych ofiar obmyć ją ze zgnilizny, a nie czekać, aż nam powiedzą: «chcemy Polski». Bo jak to powiedzą, to i zrobią, – ale to będzie Polska bez inicjatywy własnej, będzie polem walczących się obcych wpływów, intryg i obcego jarzma, może ohydniejszego niż jarzmo zdobywców, bo będzie dobrowolne. Polska stanie się otchłanią przekupstwa, rozdwojeń, frymarki, i obrazem szkaradnej, śmiertelnej anarchii».
Inny był kontekst wypowiedzi Mickiewicza, ale zapytajmy samych siebie, czy to widmo Polski jako pola zwalczających się wrogich wpływów, tej ciągłej zależności od obcych i to dobrowolnej, tej otchłani przekupstwa, czy to widmo ciągle nad nami nie wisi? Jak wiele lat i pokoleń musi minąć, abyśmy umieli być wolnymi i potrafili docenić autentyczną niepodległość? A przecież z nami ciągle związana jest wielka nadzieją. Czy potrafimy to odczytać, by ją udźwignąć?
Twórczość Mickiewicza to wielki skarb narodowy. Musimy do niej wracać, by formować nasz charakter i naszego ducha, tak jak należy, po polsku.
prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Magazyn Polski, nr 10, październik 2015