Jak nauka w szkole wypełnia nasze lata dziecięce, młodzieńcze, tak praca - nasze życie dorosłe. I jak nie jest bez znaczenia, jak, kto i po co nas uczy, tak równie ważne jest, gdzie, jak i po co pracujemy. W poprzednim okresie naszej historii dużo było pracy pozorowanej, byle jakiej i słabo płatnej. Zrodził się więc mit Zachodu jako miejsca wydajnej i dobrze płatnej pracy, posiadanie zaś jakiegoś wyrobu zachodniego było szczególnym powodem do dumy, bo to i ładnie zapakowane, i napisy w obcym języku. Dziś wiele stereotypów już upadło, Zachód ujawnił i swoje słabe strony, i to, że niejedna jego cecha jest dla Polski poważnym zagrożeniem. Jednym z nich jest nowy stosunek do pracy.
Dostrzegamy z jednej strony tendencję do pracoholizmu, z drugiej zaś - do jakiejś niezwykłej eksploatacji ludzkich sił. Pracoholizm jest dobrowolnym przepracowywaniem się, jest pracą ponad miarę z naruszeniem praw do życia społecznego, rodzinnego i prywatnego. Pracoholik wychodzi do pracy rano, do domu wraca późnym wieczorem, a po powrocie rozkłada papiery lub urządzenia i nadal pracuje, również w soboty i w święta. Niestety, tak pojęta praca, choć z pewnością powiększa budżet domowy, odbija się fatalnie na życiu rodzinnym, które z biegiem czasu po prostu zanika.
W normalnych warunkach dom jest miejscem, gdzie członkowie rodziny wzrastają poprzez prawdziwy kontakt, na który składa się i wzajemna miłość, i oddychanie polską kulturą. Pracoholik natomiast dom traktuje jak hotel albo poczekalnię, a członków rodziny - jak obsługę hotelową, której od czasu do czasu wystarczy rzucić napiwek. Tylko że wcześniej czy później przyjdzie moment, w którym członkowie rodziny spostrzegą, że są sobie obcy, że właściwie niewiele ich łączy, że szansa na ekonomiczną samodzielność poszczególnych osób stała się przyczyną rozpadu rodziny.
Starożytny mędrzec Arystoteles przytomnie kiedyś zauważył, że „brak wymiany myśli niejedną zabił już przyjaźń". Dziś można dodać: i niejedną rodzinę. Rodzina musi się ze sobą kontaktować, wśród członków musi być nieustanna wymiana myśli, nastrojów, pragnień, oczekiwań, także pretensji, żalów, niespełnionych nadziei. Musimy cały czas siebie poznawać, aby się nawzajem leczyć lub budować, aby drobne nieporozumienia wyjaśniać na samym początku, a do wielkich mieć odpowiednie podejście.
Rodzina jest nie tylko związkiem krwi, ona musi być oparta na przyjaźni, więcej - musi być nadmiarem przyjaźni, a tu natura nie wystarcza, potrzebna jest również kultura. Jeżeli ktoś potrafi czule pielęgnować kwiatki na działce albo chomiki w komórce, jeśli umie cierpliwie dłubać przy samochodzie, to powinien też mieć świadomość, ile troski, czułości i rozumnego podejścia potrzebuje drugi człowiek. Jeśli tego nie dostrzeżemy, jeśli to nie stanie się istotą naszego przebywania ze sobą jako członków rodziny, to wcześniej czy później związki krwi przestaną być siłą żywotną. Będziemy nosili wspólne nazwisko, będziemy przebywali w tych samych ścianach, będziemy figurowali obok siebie na jednym zdjęciu, ale dusze nasze będą daleko od siebie, nie będzie między nami miłości i kontaktu.
Pracoholizm powiększa się, im bardziej słabną - właśnie wskutek błędnie pojętej pracy - więzy rodzinne. Członkowie rodziny nie tylko stają się sobie obcy, ale także - ponieważ muszą się o siebie ocierać, gdyż mieszkają pod jednym dachem, korzystają z tej samej kuchni czy łazienki - coraz bardziej denerwują ich wzajemne kontakty; zaczynają więc siebie unikać, a nawet wzajemnie się niszczyć.
Nie tylko pracoholizm prowadzi stopniowo do kryzysu rodziny; również nadmierna przymusowa eksploatacja pracowników sprawia, że gdy wracają oni do domu, nie mają już sił na nic, ani dla rodziny, ani dla samych siebie. Wyeksploatowany pracownik traci to, co Ojciec Święty w encyklice Laborem exercens nazywa przestrzenią wewnętrzną: „Ludzka praca nie tylko domaga się odpoczynku «co siódmy dzień», ale co więcej: nie może polegać na samej tylko eksploatacji ludzkich sił w zewnętrznym działaniu - musi pozostawiać przestrzeń wewnętrzną, w której człowiek, stając się coraz bardziej tym, kim z woli Boga stawać się powinien, przygotowuje się do owego «odpoczynku», jaki Pan gotuje swoim sługom i przyjaciołom". A więc człowiek nie może być pozbawiany swej przestrzeni wewnętrznej, czyli życia duchowego, które jest właściwe dla naszego człowieczeństwa nakierowanego na ostateczne zjednoczenie z Bogiem. Niszczenie tej przestrzeni poprzez źle pojętą pracę nie tylko jest swoistym odczłowieczaniem, ale również prowadzi do odcinania człowieka od Boga, czyli życie nasze czyni ostatecznie bezsensownym.
Dziś w Polsce potrzebujemy zdrowego spojrzenia na pracę, aby nie tylko pozwalała ona wszystkim zdobywać środki na utrzymanie, ale by również pomagała budować człowieczeństwo, by przyczyniała się do rozkwitu rodzinności, by otwierała drogę do osiągnięcia ostatecznego celu naszego życia. Tylko tak pojęta praca jest pracą autentycznie ludzką, a nie kolejną formą zniewolenia.
Piotr Jaroszyński
"Jasnogórska droga do Europy"