Patrzymy dziś na Polskę po wyjeździe Fatimskiej Pani. Opowiadają, że wszędzie, gdzie się pojawiała, ludzie płakali. To dziwne, jak można - w dobie komputerów, broni atomowej i lotów kosmicznych - płakać wobec tak drobnej figury Matki Bożej? A jednak w momencie, gdy milkł śpiew na widok eskortowanego przez wozy policyjne samochodu z Matką Boską Fatimską, słychać było drżenie tysiąca serc; w chwilę później, całkiem mimowolnie, szkliły się wszystkie oczy... I wnet tysiące myśli, próśb i modlitw cisnęło się do głowy, nachodziły, nie wiadomo skąd; a potem jakby człowiek już jaśniej widział, bez tej mgły i mroku; a wreszcie poczucie jakiegoś wewnętrznego i głębokiego uspokojenia.
Pani Fatimska przyjechała do nas nie tylko po to, aby nam przypomnieć, gdzie jest nasz dom, ale również, jaka ma być nasza Ojczyzna. Bo zbyt wielu spośród nas się pogubiło, nieważne, czy z własnej winy, czy z winy cudzej. Jedni przestali myśleć o rodzinie, domu i ziemi, inni o Ojczyźnie, jeszcze inni o Bogu. Jednych uwięziły jakieś stare powikłania, z których nie mogą się uwolnić, inni dali się ponieść nowym złudzeniom, jeszcze inni tracą cierpliwość.
A tymczasem prawdziwa Polska czeka i nie da się oszukać. Gdyby było inaczej, pogodzilibyśmy się z obecnym stanem rzeczy, zbędne byłyby protesty, zbędne pielgrzymowanie. Polska na nas czeka, upomina się, prosi. Polska jest tam, gdzie szanuje się każdego człowieka, malutkiego i starszego, Polska jest tam, gdzie miłość do rodzinnego domu towarzyszy człowiekowi do końca życia. Polska jest tam, gdzie rodak jest rzeczywiście kimś bliskim, choćby los rzucił go o tysiące mil od kraju. Polska jest tam, gdzie krzyż przydrożny, gdzie świątynia otwarta.
Jeśli natomiast szykuje się zamach na drugiego człowieka, a zwłaszcza na najmłodsze pokolenie, jeśli nie szanuje się starszych, jeśli rodzinność traci smak i sens, jeśli rodak boi się rodaka, jeśli krzyż znika ze ściany - to nie jest Polska, to nie jest nasz kraj, nasza Ojczyzna, nasz dom. Musimy już dziś wybrać, bo czas niemiłosiernie ucieka. A do Polski czeka nas długa droga, dłuższa niż to się wydaje wielu politykom, którzy dość tanio kupić chcą głosy, patrząc, jaki towar dobrze się sprzedaje: Czy wartości chrześcijańskie? A może nastawienie antykomunistyczne? A może patriotyzm?
Naród nasz musi wreszcie dojrzeć do zagospodarowania się we własnym kraju. To jest zadanie, kto wie, czy nie dla kilku nawet pokoleń. Jeśli takiego zadania nie podejmiemy, to nasze życie będzie miałkie... Bo żyć, przestrzegał nasz wieszcz narodowy Zygmunt Krasiński, „by jeść i pić hańbę, by wypaść się hańbą, by stać się nareszcie karmnym wieprzem na brasze spodlenia - nie warto!" (List do Adama Sołtana, 5.08.1836). A to nam ciągle grozi.
Przestrzegała przed tym Fatimska Pani. W swym pielgrzymowaniu niestrudzenie oplatała naszą polską ziemię paciorkami różańca; i rozdawała je hojnie niczym ziarno po wsiach, miastach i miasteczkach, dzieciom, starszym i młodzieży.
I to ziarno będzie wzrastać, aż zaszumią złote łany odrodzonego narodu. I jak św. Augustyn odnalazł się wreszcie (bo to za niego modliła się św. Monika), tak i nasz naród, naród tylu łez, próśb i modlitw, nie może zginąć. I nie zginie.
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez..."