Lektura programu wyborczego Platformy Obywatelskiej nie do końca jest stratą czasu. Są w nim zasygnalizowane istotne deklaracje, które brzmią poważnie, a nawet groźnie. Na plan pierwszy wysuwa się edukacja. Cała konstrukcja systemu edukacji podporządkowana jest gospodarce, co wyraża sformułowanie "od przedszkola do pracy zawodowej". Oznacza to, że taki właśnie proces edukacji państwowej całkowicie zdominuje rozwój dziecka przynajmniej od 3. roku życia. Taki też charakter miała rozpoczęta przez PO reforma edukacji na poziomie przedszkolnym, szkolnym i wyższym. I ten kierunek będzie kontynuowany, a nawet - jak czytamy - ma sięgnąć po niemowlaki! ("Zerwiemy ze sztywnym podziałem na opiekę nad dziećmi w wieku 0-3 lat i następnie edukację przedszkolną. Te dwa etapy będą zintegrowane...").
Ingerencja państwa w edukację od najmłodszych lat, a nawet od pierwszych miesięcy, pierwszych dni stanowi cechę systemów socjalistycznych, które dążą do tego, by jak najszybciej "wyrwać" dziecko rodzinie i poddać je "edukacji", która jest oparta na ideologicznej indoktrynacji i przysposobieniu czysto zawodowym. Powszechne przedszkole od 3. roku życia to "osiągnięcie" hiszpańskich socjalistów za rządów José L.R. Zapatero. Tam również wprowadzono do szkół wychowanie obywatelskie, które jest niczym innym jak indoktrynacją ideologiczną, gdzie za fasadą haseł o demokracji i prawach obywatelskich kryje się ideologia antychrześcijańska i antyrodzinna. Podobny przedmiot ma zamiar wprowadzić Platforma Obywatelska, i to już w podstawówce ("wprowadzimy do szkół podstawowych program edukacji obywatelskiej").
Sześciolatek na rynku pracy
Mimo że minister Katarzyna Hall wstrzymała na razie reformę na skutek protestów setek tysięcy rodziców, przyznając, że szkoły nie są odpowiednio przygotowane na przyjęcie sześciolatków, to nie wiadomo, czy pomysł ten nie wróci po wyborach. Tym bardziej że w programie wyborczym PO podtrzymywana jest pozytywna opinia o wysyłaniu sześciolatków do szkół, bo "taki model edukacyjny wykorzystuje potencjał dzieci do nauki w najbardziej chłonnym okresie ich życia umysłowego, co dzięki wiedzy da im lepszy start w dorosłe życie w konkurencyjnej gospodarce".
Nieprawda, sześciolatek jest dzieckiem, którego potencjał intelektualny nie jest nastawiony na zdobycie przyszłego zawodu w konkurencyjnej gospodarce. Sześciolatek przede wszystkim nastawiony jest na to, żeby nauczyć się mówić, czytać i pisać w ojczystym, czyli rodzinnym języku. Czytać jak najlepiej i pisać jak najlepiej, co jest niemożliwe bez bogatego programu humanistycznego. Sześciolatek to nie jest potencjalny robotnik, który szuka pracy w Niemczech, ale człowiek, który stara się lepiej rozumieć otoczenie i samego siebie i który musi być w tej fazie rozwoju otoczony miłością najbliższych, zwłaszcza rodziców, gdyż trwałej miłości rodzicielskiej nic nie zastąpi.
Platforma Obywatelska w swoim programie brutalnie pomija znaczenie rodziny, by od najmłodszych lat produkować robotników, których jedynym sensem życia ma być znalezienie pracy. Taka wizja jest tworzona na zamówienie globalnych firm i korporacji, które chcą mieć możliwość przebierania w pracownikach jak dawniej na targach niewolników. W tym wypadku chodzi już nie o pracowników fizycznych, ale wykwalifikowanych, tyle że o ograniczonych horyzontach intelektualnych.
Okrojony kanon
PO szczyci się wprowadzeniem obowiązkowej nauki języka obcego już od pierwszej klasy szkoły podstawowej, a drugiego - na poziomie szkoły średniej. Szkoda, że dzieje się to kosztem obniżenia poziomu nauki języka ojczystego, którego rola sprowadza się do prostej komunikacji codziennej, stawiania krzyżyków w testach, zaś arcydzieła literatury polskiej, zawierające wzory polszczyzny najwyższych lotów, są celowo i z premedytacją eliminowane, by ich miejsce zajęły teksty gazetowe, i to najczęściej lewicowe.
W świetle najnowszych statystyk ponad 60 procent Polaków nie przeczytało w ciągu roku ani jednej książki, więc poważnym wyzwaniem dla szkoły staje się walka z wtórnym analfabetyzmem. Program Platformy ten analfabetyzm pogłębia, gdyż nastawiony jest na produkcję pracowników na globalnym rynku pracy. Taki pracownik może trochę znać polski, trochę angielski, trochę niemiecki, byle rozumiał polecenia przełożonego i potrafił się podpisać. Bo po co więcej?
Kuriozalna jest deklaracja o wprowadzeniu filozofii do liceów (bo to jest "europejski standard"). Platforma, rządząc przez cztery lata, mogła taki przedmiot wprowadzić, a jednak nie wprowadziła. Jeżeli filozofia klasycznie pojęta jest klejnotem kultury, to istnieje podejrzenie, że obecna deklaracja ma miejsce z racji czysto ideologicznych, a za słowem "filozofia" kryje się albo marksizm, albo wręcz postmodernizm, czyli skrajnie lewacka odmiana marksizmu. W tym kontekście filozofia może być kontynuacją wychowania obywatelskiego, czyli narzędziem indoktrynacji i podważania tradycyjnych zasad i wartości. Dlatego trzeba zapytać: filozofia, ale jaka?
O tym, jak bardzo za rządów PO szkoła stała się zamknięta na ponadobowiązkową aktywność uczniów, świadczy deklaracja, że "wszelkiego rodzaju dodatkowa działalność, np. kółka zainteresowań, sporty, harcerstwo, powinny być dostępne w obrębie szkoły". Tu nie chodzi tylko o to, że coś powinno być dostępne. Tu chodzi o to, czy na to jest czas! W ostatnich latach uczniowie ze względu na nadmiar lekcji i złą organizację zajęć nie mieli już czasu na rozwój swoich zainteresowań i pasji, tak ważnych w tym okresie ich rozwoju. Deklaracja o powinności nie uczyni cudów, w szkole nie ma czasu na harcerstwo i dodatkowe zajęcia sportowe, bo ministerstwo edukacji nie potrafi opracować prawidłowej logistyki zajęć, a nawet celowo nadmiarem zajęć odbiera uczniom możliwość rozwijania swoich pasji i korzystania z bogatszego życia we własnej rodzinie.
Produkcja magistrów
Na poziomie studiów wyższych PO, zapędzając się w obietnicach, ujawnia rzecz wręcz skandaliczną, ale prawdziwą aż do bólu. Wystarczy przeczytać te dwa zdania: "Częścią sukcesu Polski ostatnich lat jest skokowy wzrost liczby absolwentów wyższych uczelni. Na następnym etapie modernizacji Polski musimy skoncentrować się na podniesieniu jakości studiów uniwersyteckich i ich dostosowaniu do oczekiwań rynku pracy, tak aby więcej absolwentów mogło szybko znaleźć pracę". Cóż te słowa znaczą? Po pierwsze, w ostatnich latach oszałamiająca liczba absolwentów szkół wyższych (tzw. magistrów) mogła być tak wysoka głównie dzięki niskiemu poziomowi kształcenia i obniżeniu wymogów. Statystyki wzrosły, a realny poziom spadł, naprodukowano magistrów nie wiadomo, po co. Teraz władza będzie ten poziom podwyższać, zapominając, że za poziom kształcenia odpowiada profesor. Albo ci profesorowie są słabi, albo otrzymali takie wytyczne od władzy. Tak czy inaczej mamy tu do czynienia z jakąś gospodarką planową, która - oderwana od realiów pracy dydaktycznej i naukowej - doprowadzi cały system do intelektualnego bankructwa. A bankructwo to jest pewne przy założeniu, że student kształci się po to, żeby "szybko znaleźć pracę". Szybko to może znaleźć pracę w myjni samochodowej albo na parkingu strzeżonym, bo nauka na poziomie wyższym zawsze musi uwzględniać rozwój, który poszerza horyzonty intelektualne. Dopiero bowiem w takiej przestrzeni wiedzy można pewne rzeczy głębiej zrozumieć i w oparciu o taką wiedzę rozwijać różne umiejętności, w tym praktyczne, ale wymagające właśnie zaplecza poważnej wiedzy.
Cały ten wywód zawarty w programie PO na temat celu i struktury kształcenia wyższego został napisany przez autorów, których rozumienie, czym jest uniwersytet i jego misja, nie przekracza poziomu szkoły średniej zawodowej, gdy jedynym marzeniem absolwenta jest zdobycie pracy. Szkoda więc, że się nie podpisali z imienia i nazwiska.
W sumie koncepcja edukacji zawarta w Programie Wyborczym 2011 przedstawionym przez Platformę Obywatelską i firmowanym przez jej szefa Donalda Tuska, mimo swej lapidarności i właściwemu tego typu agitkom samochwalstwu, zawiera pewne informacje i deklaracje, które są czytelnym sygnałem, że mamy tu do czynienia z programem charakterystycznym dla ideologii lewicowych. System edukacji jest po to, by produkować wykwalifikowaną siłę roboczą dla globalnego rynku pracy. Nie ma tu miejsca ani na rozwój osobowy, ani na kulturę wysoką, ani na rozwój nauk humanistycznych. Znika wspólnota rodzinna i narodowa. To program groźny, bardzo groźny, ale dobrze, że ujrzał światło dzienne, bo jest wyraźnym ostrzeżeniem, zwłaszcza dla ludzi myślących, którzy potrafią przewidywać, jak fatalne skutki dla Polski i Polaków przynieść mogą dalsze rządy tej formacji politycznej.
Program wyborczy PO nosi tytuł "Następny krok. Razem". Ale jest to krok w przepaść, dlatego nie róbmy go razem.
Piotr Jaroszyński
Nasz Dziennik, 21 września 2011
Dziękuje Panie prof