Ameryka to kraj emigrantów. Dla jednych była ucieczką od prześladowań religijnych lub politycznych. Dla innych - nadzieją na lepszy byt. Jeszcze inni szukali przygód. Dla wszystkich jednak Ameryka jest wyzwaniem.
Wśród narodów, które od kilku wieków zasiedlają Amerykę, są również Polacy. Trudno dokładnie zliczyć, ale jest ich dziś w Stanach Zjednoczonych około dziesięciu milionów, a w samym Chicago około jednego miliona. To dużo.
Jadąc ulicami Chicago, co chwila widzimy polskie napisy: tu kupisz szynkę i ogórki, tam przyjmuje dentysta, gdzie indziej adwokat, do Polski wysłać możesz paczki i dolary, możesz urządzić przyjęcie weselne albo, jak czytamy, szykowny pogrzeb. Mówimy po polsku.
Śródmiejskie drapacze chmur, wśród których króluje najwyższy wieżowiec świata, ulokowane są nad brzegami potężnego jeziora Michigan. A potem ciągną się kilometrami parterowe domki. Przejazd z jednego krańca miasta na drugi trwać może wiele godzin. Amerykanie jeżdżą spokojnie, nie są nerwowi jak Europejczycy. Gdy dla nas 3 godziny, to już długa jazda, dla nich poważniejsza odległość zaczyna się od godzin 12 albo i więcej.
Na lotnisku O'Hare jest ciągły ruch. Samolot ląduje lub startuje co 30 sekund. Gdy niebo jest pogodne, to gdziekolwiek nie spojrzeć, widać lecące samoloty, których ostro migające światła natychmiast przyciągają wzrok. To nie lotnisko, to jakiś mechaniczny ul, w którym zagnieździły się metalowe pszczoły.
Znad bezkresnego, mlecznego błękitu jeziora, od czasu do czasu nadciągają potężne wiatry, które swój początek biorą gdzieś na północy, na Labradorze. Latem powietrze jest parne, wilgotne, duszne; trudno wytrzymać, klimatyzacja pracuje dzień i noc. Za to jesień, gdy nadejdzie indiańskie lato, jest piękna, powietrze jest przyjemne, a oko cieszą tryskające paletą barw drzewa.
W niedziele kościoły polskie są przepełnione. Trójcowo, Jackowo, 5 Braci Męczenników i wiele innych. Po ciężkiej pracy, nawet na dwa etaty, jak również nocą, Polacy zbierają się na Mszy św. Widać po twarzach i dłoniach, że ten „chleb amerykański" nie jest lekki, że jest zdobyty olbrzymim wysiłkiem i wyrzeczeniem. Można zarobić, ale trzeba pracować.
Ameryka jest wyzwaniem. Trzeba być silnym i wytrwałym. Niektórzy załamują się i przepadają, inni wychodzą na prostą, mają i umieją dzielić się z innymi, zwłaszcza z rodzinami w Polsce. To piękne.
Są grupy, które umieją pielęgnować swoje zwyczaje i tradycję. Daje im to jakiś głębszy oddech, umacnia wspólnotę i - co tu ukrywać - głuszy czasem bezdenną nostalgię. Są i tacy, którzy ciągle szukać muszą przyjaciół, zrażając się do całego świata. Są też tacy, którzy po prostu się amerykanizują, tracąc język i cechy narodowe. Może później, ich dzieci albo wnuki, przypomną sobie, że dziadek to był Staszewski albo Szaryński, choć trudno im będzie nawet poprawnie wymówić swoje rodowe nazwisko. My father was Staszewski..., My grandmother was Szaryński... I 'm one quarter polish.
Wielu Polaków nie wstydzi się swego pochodzenia. Przylepiają sobie na samochodach polską flagę albo nasze godło. Nikt z tego tytułu nie robi im wymówek ani nie wymyśla od nacjonalistów. Czują się Polakami, choć mieszkają za Oceanem. Mają prawo okazywać, kim są. Uczą się i widzą, że trzeba być razem.
Pan Michał Cieśla, nestor poetów podhalańskich, który urodził się w Ameryce i tam spędził większą część swego życia tak pisał:
»[:] choć daleko w świecie nasa noga stanie
trzymojmy się razem w zgodzie i jedności
w przywiązaniu nasym Podhola miłości;
utrzymujmy Wiarę, Polską gwarę, mowę,
bądźmy twardzi jako turnie granitowe,
niech Kultura narodowa w sercach nie zagaśnie
zaśpiewano w nutach i Ludowe baśnie;
niech ten sum wiatru znad turni Tatrzańskich
zasumi za morzem tu w sercach góralskich,
jak te wodogrzmoty z Tater spływające
niech się krzewi u górali śpiew, muzyka, tońce,
te przepiękne stroje i gwara Ludowa
to jest dla góroli duma narodowa;
o której to Orkan downo nakozował,
żeby każdy górol w sercu to zachowoł."
(„Wskazania Orkana", ze zbioru Ku wspomnieniu)
Musimy być wszyscy, nie tylko górale, twardzi jak turnie z granitu, musimy nosić w sercach Polskę, jej mowę, wiarę i zwyczaje, musimy być razem. Wtedy zwyciężymy.
Piotr Jaroszyński
"Kim jesteśmy"