Normalnie przytomny człowiek, podejmując różne decyzje, ma na oku jakiś cel; dla jego osiągnięcia dobiera też odpowiednie środki. Taki jest przecież racjonalny, a więc ludzki sposób działania. Nie należy wątpić w to, że decyzjom podejmowanym w skali państwa, a tym bardziej decyzjom międzynarodowym, przyświecają jakieś cele. Ale wiemy przecież, że cele te nie zawsze są wyraźnie sformułowane, gdyż miesza się je ze środkami lub się je ukrywa, jak to miało miejsce choćby w słynnym traktacie Ribbentrop-Mołotow, na mocy którego dwa mocarstwa podzieliły się Polską. Dziś, wzbogaceni często tragicznymi doświadczeniami naszych przodków, pytamy z dużą ostrożnością: Jakie cele przyświecają wejściu Polski do Unii Europejskiej? Aby na to pytanie odpowiedzieć, musimy znać cele Unii.
Część I zaakceptowanego przez rząd dokumentu Narodowa Strategia Integracji nosi tytuł: „Ogólne cele polityczne". Tu więc należy szukać odpowiedzi na nasze pytanie. Otóż celem Unii Europejskiej jest pokój i dobrobyt. „Integracja - czytamy - zapewniła narodom zachodniej Europy pokój i dobrobyt" (1,1. 4). Podobne cele przyświecać muszą w takim razie przystąpieniu Polski do UE. Czytamy: „Strategia wynika z polskiej racji stanu. Polska chce zająć takie miejsce w Europie i na świecie, które zapewni dobrobyt i bezpieczeństwo obywatelom. Dla realizacji tego celu członkostwo Polski w UE jest nie tylko wskazane i korzystne, ale wręcz niezbędne" (I, 1. 6). Kiedy wnikliwiej porównamy oba teksty, zauważymy, że cele są podobne, ale nie identyczne. W obu tekstach mowa jest o dobrobycie, ale tylko w pierwszym mówi się o pokoju, natomiast w drugim - dotyczącym Polski - o bezpieczeństwie. Warto się tu zatrzymać. Czy rzeczywiście pokój, dobrobyt i bezpieczeństwo to cele, czy tylko hasła propagandowe, znane nam aż za dobrze?
Niewątpliwie kluczowym hasłem jest słowo „pokój". Ponieważ słowo to bywa na różne sposoby nadużywane, warto więc przypomnieć, na czym prawdziwy pokój polega, gdyż wówczas dokładniej będzie można zobaczyć, jakie mogą być formy niepokoju. Św. Tomasz w Sumie teologicznej podaje prawdziwą i oczywistą definicję: „Pokój na tym polega, że wszystko jest na swoim miejscu; jest to uspokojenie, szczególnie woli, wynikające z porządku" (Pax est tranquilitas ordinis, maxime in uoluntate: pax ergo in hoc est, quod omnes sua loca teneant). Zatem aby zaistniał autentyczny pokój, potrzebny jest porządek, a porządek jest wtedy, gdy wszystko zajmuje właściwe miejsce; jeśli natomiast rzeczy nie są na swoich miejscach, rodzi się nieporządek, którego objawem będzie niepokój.
Widzimy zatem, że w kategoriach politycznych brak pokoju wcale nie oznacza wojny czy zagrożenia bezpieczeństwa. Brak pokoju jest brakiem porządku w podstawowych dziedzinach życia społecznego - w ustroju, prawie, władzy, własności czy suwerenności. Jeśli w tych dziedzinach nie jest zachowany porządek, państwo i społeczność, choć nie są w stanie wojny, są w stanie poważnego nawet niepokoju. A czym jest brak porządku? Jest niesprawiedliwością, ponieważ sprawiedliwość jest tym, co reguluje całość życia społecznego.
Polska, choć nie przeżywa wojny, jest zagrożona poważnym niepokojem. Bo czyż po wejściu do UE na swoim miejscu będzie Bóg i Kościół? Czy na swoim miejscu będzie Ojczyzna i naród? Czy na swoim miejscu będzie polska rodzina? Czy na swoim miejscu będzie Polak? Bogu się bluźni (media i sztuka), Kościół spycha się na margines życia społecznego, o Ojczyźnie się zapomina, naród jest ośmieszany, rodzinę się osłabia, Polakowi zaś odbierane są najbardziej podstawowe prawa, w tym pierwsze, jakim jest prawo do życia. Czyż na takim bezprawiu można budować pokój?
Aby zauważyć, jak nisko cywilizacyjnie ma upaść Europa, wystarczy sięgnąć do części III poświęconej dostosowywaniu prawa. Dla projektantów UE najważniejszym prawem człowieka jest prawo do handlowania („Państwo polskie i jego obywatele potrzebują nowoczesnego systemu prawa, który musi gwarantować realizację takich wartości jak wolność gospodarcza, uczciwa konkurencja..." (III, 3. 1.). Nie ma więc wojny, ale czy to jest pokój na miarę człowieka Zachodu wywodzącego się ze starych kultur Grecji, Rzymu, chrześcijaństwa? Chyba raczej jest to powrót do cywilizacji fenickiej.
Na Unię Europejską koniecznie trzeba patrzeć w kategoriach cywilizacyjnych. Cele, o których mowa, są albo pseudocelami, albo mają wartość wyraźnie hasłową. Pseudocelem jest dobrobyt, ponieważ obejmując różnego rodzaju dobra materialne, jest tylko środkiem, nie zaś celem; pseudocelem jest bezpieczeństwo, ponieważ jest ono środkiem, który umożliwia realizację celów. Celem takim mógłby być pokój, ale ten głębszy, wynikający z uporządkowania cywilizacyjnego, które nadaje sens życia jednostkom i narodom. Ale ten porządek UE chce zburzyć.
Pozostaje mieć nadzieję, że silniejsze od nas państwa wcześniej zorientują się, iż UE oparta na traktacie z Maastricht jest nonsensem cywilizacyjnym, że prawdziwa Europa - o czym nieustannie przypomina Jan Paweł II - musi być Europą Ojczyzn. To ma być Europa dla ludzi, dla rodzin i dla narodów, a nie dla finansjery, spekulantów i biurokracji.
Piotr Jaroszyński
"Patrzmy na rzeczywistość"