W pejzaż polski wpisane są niezliczone kapliczki i krzyże: na rozstajach dróg, na górkach, przy lasach. A kiedy nadchodzi maj, kapliczki te ustrajane są dodatkowo kokardkami i kwiatami; wieczorem ludzie z pobliskich okolic zbierają się przy nich na „majowe". Wówczas modlitwa i śpiew rozbrzmiewają po pachnących, umajonych łąkach. Dzieje się to wszystko jakby na przekór rzeczywistości, która na różne sposoby chce odebrać człowiekowi Boga. Ale nie dzieje się tak wszędzie.
Niedawno w Belgii rozmawiałem z jedną panią profesor, która powiedziała, że bardzo lubi Polskę, ponieważ przypomina jej ona własny kraj z okresu dzieciństwa; po czym wyjęła album wydany w latach pięćdziesiątych, który dostała na pamiątkę Pierwszej Komunii świętej, otworzyła i aż trudno było uwierzyć, zupełnie jak w Polsce - gościńce, krzyże, kapliczki.. .„Ten świat już odszedł - powiedziała - nie ma kapliczek, nie ma krzyży". A ja natychmiast przypomniałem sobie niektóre z zachodnich kościołów, wielowiekowe miejsca kultu, zamienione w bary szybkiej obsługi, z kiełbaskami i piwem. Czy to jest postęp? A może po prostu podstęp, kolejny podstęp, by zniszczyć chrześcijaństwo?
Musi toczyć się jakaś walka z krzyżem, skoro już przed stu sześćdziesięciu laty Mickiewicz modę na tzw. francuszczyznę uznał za gorszą od najazdu Mongołów. W Panu Tadeuszu Podkomorzy tak mówi:
„Wtargnęli do nas hordą, gorszą od Nogajów,
Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,
Prawa i obyczaje..."
I, 418-420
Wiadomo, że tzw. francuszczyzna to ideologia, z której wyrastały jak grzyby po deszczu kolejne rewolucje. W swej genezie zawiera ona cechy wybitnie satanistyczne, dlatego jej głównym przeciwnikiem było i jest chrześcijaństwo. Cele swoje stara się ona osiągnąć poprzez zalegalizowane mordy, złodziejstwa, kłamstwa i zdradę. Nic więc dziwnego, że Mickiewicz nie waha się uznać owej mody za barbarzyństwo gorsze od najazdu Nogajów, czyli Mongołów.
Ciekawe jest też, co Podkomorzy mówi dalej. Otóż stwierdza on: „Miała nad umysłami wielką moc ta tłuszcza" (I, 425). A więc nieodłącznym narzędziem francuszczyzny, czyli tego, co dziś nazywamy ideologią socjalistyczno-liberalistyczną, była propaganda. Propaganda jest oczkiem w głowie owej - mówiąc słowami wieszcza - „tłuszczy". Dlatego tak wiele, skądinąd uczciwych umysłów, może zostać otumanionych. Ale jak porównywać czasy dawne ze współczesnymi, gdy dzisiaj techniki propagandowe urosły do rozmiarów, które trudno człowiekowi zrozumieć i ogarnąć? Przypatrzmy się dokładniej, kto np. formuje w dalszym ciągu nasze poglądy i oceny w różnego rodzaju mediach, kto odpowiada za edukację. A może to nie Europejczycy, ale ktoś z „tłuszczy" gorszej od „Nogajów"?
Naród polski, szanując inne narody, ma prawo być sobą. Reprezentujemy zbyt starą kulturę, aby o niej zapomnieć i z niej zrezygnować. Jeszcze bardziej niż kiedyś jest ona cenna dzisiaj, w czasach światowej ideologii bezideowości, ogólnej frustracji, gdy ludzie się nudzą, państwa każą strzelać i bombardować, a mass media robią na tym interesy. Trzeba nam zamknąć drzwi przed hałasami takiego świata, świata bez krzyża, bez kapliczki, bez kościoła, bez modlitwy...
Piotr Jaroszyński
"Naród tylu łez"