Warto popatrzeć na media z pewnego dystansu, w pewnej przestrzeni, w jakiej one działają, by zobaczyć, jakie jest, a właściwie jakie powinno być miejsce mediów w społeczeństwie polskim. Bo chodzi przecież o media w Polsce.
Kiedy mówimy o społeczeństwie polskim, to musimy wyodrębnić kilka aspektów. Pierwszy to ten, że społeczeństwo polskie, które dzisiaj żyje na tej ziemi, to są pokolenia, które należą do pewnego ciągu historycznego, który właśnie jako historyczny nosi miano Narodu, bo naród to jest społeczeństwo, które zachowuje swoją tożsamość przez długi ciąg pokoleń. A więc my jesteśmy Narodem Polskim. Jesteśmy nie tylko społeczeństwem, obywatelami danego państwa, ludzkimi zasobami, ale jesteśmy Narodem.
Druga sprawa to ta, że nasz Naród w swojej historii miał zawsze aspiracje polityczne, bronił niepodległości jak własnego życia, a nawet poświęcał za nią życie. Naród ten zawsze chciał mieć państwo niepodległe, suwerenne. Na tyle dojrzał, na tyle był bogaty, żeby o sobie móc decydować.
Bo co oznacza suwerenność? Suwerenność (słowo to jest pochodzenia francuskiego) oznacza kogoś, kto nad sobą nie ma już nikogo, oznacza więc kogoś, kto sam o sobie decyduje. To jest suweren. I taki był ideał rozumienia wolności w Polsce; państwa wolnego, to znaczy państwa, które o sobie decyduje. To był nasz ideał, dlatego że my lepiej od innych wiemy, jak mamy żyć, jak mamy sobie organizować nasze życie społeczne, państwowe, gospodarcze, to jest nasza ambicja. Jeżeli to traciliśmy, to właśnie wskutek obcej agresji, która chciała z nas uczynić niewolników. A my i tak zawsze chcieliśmy, i mamy do tego pełne prawo, by rządzić się po swojemu.
Następnie społeczeństwo polskie to jest Kościół katolicki, a więc cała sfera wiary i to zorganizowanej, która od początku, kiedy powstało państwo polskie i Naród Polski, jest obecna w sposób nierozłączny. Naród Polski to jest również wiara Chrystusowa.
A wreszcie Naród Polski to rodzina, polska rodzina, normalna, która jest tym najbliższym środowiskiem, w którym kształtuje się pojęcie narodowości, miłość do Ojczyzny, pragnienie niepodległości i wiara. To są te cztery aspekty, które musimy widzieć i rozumieć, kiedy mówimy o społeczeństwie polskim jako społeczeństwie.
Media: budują czy niszczą?
Współczesne media mają zdolność przenikania do tych czterech struktur dzięki rozwojowi techniki. Przenikają do narodu, do państwa, do Kościoła i do rodziny czy to przez telewizor, który stoi w pokoju, czy przez radio, którego słuchamy, mając słuchawki na uszach, czy przez gazetę, która leży na stole. W związku z tym powstaje pytanie, jak media odnoszą się do tych fundamentów społeczeństwa polskiego? Bo przez nie społeczeństwo może zachować swoją tożsamość i swoją suwerenność albo może ją stracić. Dlatego pytanie jest następujące: "Czy media te fundamenty umacniają, czy też je osłabiają, a nawet rozsadzają, i to od wewnątrz?". To jest pytanie zasadnicze, czy media działają jak ożywczy sok lub krew, czy jest to kwas pruski, który rozsadza, rozkrusza zarówno beton, jak i stal. Jaką rolę pełnią?
Kiedy popatrzymy na wizję mediów po roku 1989, to ta data jest dla nas przede wszystkim momentem, w którym zwróciliśmy się nie ku demokracji jako takiej, lecz ku temu, by odzyskać ciągłość historyczną. Pierwszy odruch był odruchem cywilizacyjnym - odzyskać ciągłość historyczną naszego Narodu, czyli ciągłość z I i II Rzecząpospolitą, gdyż PRL był po prostu tworem nielegalnym. Chodziło o fundamenty, a nie o procedury wyborcze. Bo najpierw jesteśmy Narodem, gdyż państwo zarówno jeśli chodzi o niepodległość, jak i rodzaj ustroju jest zmienne, ale Naród zachowuje ciągłość. I właśnie chodziło o to, żeby odzyskać tę ciągłość duchową Narodu.
Co tymczasem działo się w mediach? W mediach zablokowano dyskusję na temat problemu ciągłości, natomiast skupiano uwagę na tym, że teraz mamy wreszcie demokrację, możemy wybierać. Jak wiemy, pierwsze wybory były półdemokratyczne, były zmanipulowane, łącznie z ograniczonym dostępem do mediów.
Media: stracone lata?
A przecież wówczas, gdy następował przełom polityczny, rola mediów była kluczowa, bo przy ich pomocy można było bardzo szybko odzyskać świadomość narodową, podejmując tematy do tej pory w dyskusjach publicznych nieobecne lub ukazywane w sposób zakłamany. Zmiana programu edukacji musiała być z natury rzeczy obliczona na lata, natomiast w mediach można było to zrobić szybko, w sposób interesujący i zróżnicowany (rzeczowe dyskusje, filmy dokumentalne, wywiady ze świadkami historii etc.). W roku 1989 żyli ludzie, którzy urodzili się nawet w czasie zaborów, ich pamięć obejmowała kilka jakże doniosłych okresów naszych dziejów, więc można ich było ponagrywać, rozmawiając z nimi, pytając o różne szczegóły, pokazując symboliczne pamiątki. To były żyjące skarby, Polacy nie tylko z Polski, ale i z emigracji, dla których Polska to była naprawdę rzecz święta. I co? Nie zrobiono prawie nic. A gdy nawet przygotowano jakiś ciekawy materiał, to albo leżał kilka lat na półkach, albo puszczano go po północy.
Można odnieść wrażenie, że ten proces odbudowywania świadomości narodowej do tej pory właściwie się nie rozpoczął. On objął tylko starsze pokolenia, które znały to z autopsji, ale jeśli chodzi o młode pokolenia różnych działaczy, niestety też i "Solidarności", to skala oddziaływania była mizerna. Wiedza większości z nas na temat Polski, emocjonalnie bardzo patriotycznie nastawionych, ograniczała się do komunistycznej wersji historii zawartej w podręcznikach pisanych przez marksistów albo w robionych przez marksistów lub na ich zlecenie filmach, które kompletnie deformowały polską historię, tę bliższą i tę dalszą. Filmy kostiumowe, czyli historyczne, ukazywały skrzywiony obraz króla, szlachty i arystokracji, filmy wojenne i powojenne - jakież to było kłamstwo na temat AK, jak choćby "Popiół i diament" Andrzejewskiego zekranizowany przez Wajdę.
A przecież te filmy ciągle lecą w telewizji, na przykład "Czterej pancerni i pies". To wszystko zaczęło wracać do telewizji, w związku z czym świadomość młodych pokoleń Polaków, które nie mogły ani dotykać Polski przedwojennej, ani też nie miały odpowiedniej wiedzy i kultury, aby zrozumieć, na czym polega fenomen polskości, właściwie jest bezbronna. Można im w dalszym ciągu wmówić, że ktoś, kto szkalował w sposób kłamliwy nasze dzieje, to wielki artysta, a ktoś, kto pisał wiersze na cześć Lenina, to wielki poeta.
Osłabienie godności narodowej
Jedyny objaw jakby tęsknoty za Polską ma miejsce wtedy, kiedy Polacy czują, że są krzywdzeni, ale też dobrze muszą dostać w skórę, żeby zaczęli się jakoś odzywać i upominać o swoje prawa. Zanika poczucie własnej dumy i godności. Media nie tylko nie pomogły w odzyskaniu dumy i świadomości narodowej, ale wręcz nas uśpiły. Stan ten symbolizuje propaganda kryzysu, gdy jedyną troską człowieka jest myśl o tym, jak przeżyć. A więc egzystuje prawie jak zwierzątko, gdyż naród musi walczyć o cele, a nie tylko o przeżycie. Feliks Koneczny ostrzegał: "W momencie, kiedy społeczeństwo nie zmierza wspólnie do jakiegoś celu, przestaje być narodem". To już nie jest naród, to był naród, bo to są ludzie zindywidualizowani, którzy myślą tylko o tym, jak przeżyć. Ale oni są celowo w to właśnie wpychani. Kryzys ekonomiczny jest po to, żeby człowiek stracił z widoku własnego życia i życia wspólnoty dalsze cele, żeby tylko myślał o tym, jak przetrwać, i już jest spacyfikowany.
A więc widzimy, że jest problem 20 lat straconych, zabrakło czegoś, co mogły zrobić właśnie media: pomóc odbudować świadomość narodową poprzez programy historyczne, poprzez pogramy publicystyczne. Tego w ogóle nie było albo w minimalnym stopniu. Kiedy dzisiaj patrzymy na programy telewizyjne, to widzimy, że jest to celowe spłycenie życia społecznego. Są tylko telenowele albo teleturnieje, albo prognozy pogody. Poziom życia wspólnotowego - bo tylko media mogą dotrzeć do tylu milionów - został obniżony do poziomu wegetacji.
Brak poważnych dyskusji
Sprawa suwerenności Polski w kontekście integracji z Unią Europejską od razu była traktowana w kategorii walk partyjnych i ideologicznych, natomiast nie było normalnej dyskusji za i przeciw, tak żeby rzeczywiście zobaczyć, jakie są perspektywy dla Polski w różnych wariantach. Tego nie było. Co więcej, brakowi tej dyskusji sprzyjała ciągła rotacja, bo socjalizm polega na tym, że jest rewolucja permanentna, w kulturze i również w polityce. Czyli ciągle wymienia się partie, wymienia się polityków tak, że jeśli któryś coś kapuje, to się go zmienia. Jak zaczyna kapować, to znaczy, że trzeba go zmienić, i taka jest metoda. Dlatego politycy, którzy rzeczywiście czują się odpowiedzialni i rozumieją, o co chodzi, muszą udawać "Chińczyków", by ich za wcześnie nie wymieniono.
Media: degradacja kultury
Za wczesnej komuny telewizja nie była masowym medium, bo po prostu nie było tylu telewizorów, więc miała ona charakter bardziej elitarny i stąd "Teatr telewizji" czy programy publicystyczne. Im bardziej jednak telewizja stawała się masowa, tym bardziej obniżała loty. Aż wreszcie dziś doszła do dna przez eliminację wszystkiego, co mogłoby pobudzić masy do myślenia. Dlatego nie ma publicystyki, swobodnej wymiany opinii, a jest coś w rodzaju przesłuchań. Dziennikarz przesłuchuje polityków, a oni odpowiadają tak, jakby mieli nagraną kasetę.
Idea, jaka przyświeca układaczom ramówek, jest taka, żeby w ludziach nie obudziły się szare komórki, żeby nie zaczęły pracować. Wystarczą wiadomości, a potem ten łomot, żwir muzyczny, piosenki w obcych językach, żeby nic nie można było zrozumieć, a jeśli po polsku, to taka nowomowa, bez ładu i składu. Żyjemy w świecie słowa, które dzięki mediom coraz mniej przypomina język polski.
Media: ciągła walka z Kościołem
A jak media pokazują Kościół katolicki? Zamiast ukazywać rolę Kościoła katolickiego w walce o godność i tożsamość naszego Narodu i naszej cywilizacji, a więc i to, że Kościół stał zawsze przy Narodzie w najtrudniejszych chwilach, a więc wtedy, kiedy były zabory czy wojny, przyjęto taktykę albo minimalizowania czy wręcz przemilczania roli Kościoła, albo pokazywania go od jak najgorszych stron, żeby zagubić proporcje. Bo na tym polega manipulacja w mediach, że się zmienia proporcje: to, co jest wielkie, pokazuje się jako małe, a to, co jest małe, pokazuje się jako wielkie. Metoda bardzo prosta, a najłatwiej coś przemilczeć, czyli w ogóle nie pokazać, nie pokazać tysięcy kapłanów, których nękano za to, że stali przy Narodzie.
Zdumiewające jest, jak unika się pokazywania wspaniałości polskiej kultury, również tytułem przypomnienia tego, co zostało z całą premedytacją zniszczone lub celowo doprowadzone do ruiny: pałaców, dworów, dworków. Kościoły przetrwały dzięki zapobiegliwości prostych ludzi. Chociaż po wojnie komuniści rozebrali wiele świątyń, które można było, mimo uszkodzeń, odbudować i odrestaurować. Zwracał na to uwagę w jednej ze swoich homilii Prymas Wyszyński. Przeważyła ideologia: po co tyle kościołów, skoro mamy budować bezbożny ateizm? A były to wspaniałe dzieła sztuki.
W mediach dalej prowadzona jest walka z Kościołem, oczywiście nie tylko w polskich mediach, ma to miejsce na całym świecie. Szuka się na niego, mówiąc kolokwialnym językiem polityki, różnych haków. W Ameryce księża oskarżani są o pedofilię, w Polsce też tego próbowano, ale ponieważ miało to zbyt słaby rezonans społeczny, to chętniej sięga się po zarzut o współpracę z SB, bez różnicowania, czy ktoś tylko rozmawiał (choćby z racji urzędowych), czy faktycznie donosił. Kampania jest prowadzona w taki sposób, by postawa jednego lub kilku kapłanów rzutowała na cały Kościół. Odwrotnie niż w przypadku komunistów, gdy jeden dobry pezetpeerowiec ma wybielić medialnie tysiące aparatczyków.
Uwaga na telenowele
Gdy chodzi o rodzinę, to zwrócić należy uwagę na tragiczne spustoszenie, jakie sieją telenowele. Stają się one częścią rytmu życia rodzinnego, upodabniają doń, by nieomal niepostrzeżenie przemycić różne formy demoralizacji, a niedługo dojdą z pewnością i dewiacje. Telenowela wypełnia brak gwaru w domu. Bo to jest normalne, że człowiek ma potrzebę, aby w domu był gwar, są dzieci, rodzice, dziadkowie, ktoś przyjechał, ktoś odjeżdża, coś się dzieje. Temu wszystkiemu towarzyszył, i to od wieków, gwar. Ale dziś rodziny są coraz mniej dzietne, mniej liczne, zamiera życie sąsiedzkie i towarzyskie. Robi się cicho, pusto i samotnie. Więc żeby jakoś tę pustkę zagłuszyć, włącza się telewizor i niech chodzi. Gdy wreszcie wybije "święta" godzina telenoweli, to rozpoczyna się celebracja, czyli dokładne śledzenie: kto, kiedy, z kim. Ukazywane są najczęściej rodziny patologiczne, rozbite, zagubione, a następny etap to będzie dokładne wypełnianie norm unijnych, czyli wprowadzanie różnych orientacji seksualnych. Powoli oswaja się miłośników telenoweli z tym, że ten już ma trzecią żonę, tamta czwartego męża, a wkrótce będą już tylko jednopłciowe związki.
Nauka przeciwko człowiekowi
Poprzez media następuje nie tyle umacnianie społeczeństwa w jego bogatej tożsamości cywilizacyjnej, co właśnie jego demontaż, a ostatecznie demontaż człowieka. Dokonuje się to przy pomocy specjalistów, naukowców. Cała sfera produkcji medialnej i odbioru mediów jest bardzo wnikliwie badana przez fachowców, wystarczy wziąć jakiekolwiek opracowanie na temat mediów, by zobaczyć, jak precyzyjnie są analizowane nasze reakcje, świadome, a w jeszcze większym stopniu podświadome, czyli te, z których my sami nie zdajemy sobie sprawy, a one są i w sposób ukryty nas formują (L.W. Doob, Public Opinion and Propaganda, Hamden, Con. 1966). Cały obszar mediów, a więc przygotowanie programu, emisja i odbiór - wszystko jest pod kontrolą naukowców. Ich oczywiście interesuje nie Jan Kowalski, tylko reprezentatywna próbka, która pozwala na dokonanie uogólnień (prawa statystyczne). W naszych reakcjach jesteśmy przedstawicielami pewnego typu zachowań.
Producenci programów stosują najczęściej schemat zaczerpnięty z psychoanalizy Zygmunta Freuda. Struktura człowieka jest podzielona na trzy elementy: mamy tu nie tylko nasze ego, czyli świadomą jaźń, ale również podświadomość (id) opanowaną przez popęd seksualny (eros) i instynkt śmierci (thanatos). Występuje też tzw. superego, czyli nadświadomość, w której zawarte są normy moralne, wzorce kulturowe, zasady pochodzące od społeczeństwa. Media minimalizują oddziaływanie na ego, czyli unikają pobudzania naszej refleksji i rozumienia, za którymi szedłby przemyślany wybór, lecz biją jak w bęben w id, starając się o to, by na zmianę albo rozbuchać w nas sferę seksualną, albo nas śmiertelnie straszyć. Jak nie jedno, to drugie, i jak najmniej spokojnej refleksji. Ale ponieważ w tradycji zachodniej przychodziły człowiekowi z pomocą w panowaniu nad sobą normy moralne i usprawnienia zwane cnotami, więc by je osłabić czy wręcz wyeliminować, propaguje się hasło odrzucenia tradycyjnych norm moralnych, bo one tłumią wolność jednostki i hamują postęp.
"Bądź wolny, bądź sobą, kochaj, a nie walcz", pod takimi hasłami dokonała się rewolucja w 1968 roku we Francji i w Stanach Zjednoczonych, której liderem był znany przedstawiciel szkoły marksistowskiej, szkoły frankfurckiej, nowej lewicy, Herbert Marcuse, profesor jednego z uniwersytetów amerykańskich. Od tego czasu środowiska studentów i profesorów wielu uczelni zachodnich poddały się tej lewicowej ideologii, łącznie, niestety, z uniwersytetami katolickimi. Jeden z moich znajomych profesorów, który był na konferencji w WSKiM w listopadzie ub.r. mówił mi, że pracuje na uniwersytecie katolickim św. Tomasza z Akwinu w Ameryce. On jest jedynym katolikiem na wydziale filozofii, a na całym uniwersytecie pracuje tylko jeden ksiądz, który wkrótce odchodzi na emeryturę. A uczelnia nazywa się katolicka i ma wspaniałego patrona. Trzeba uważać.
Atak mediów komercyjnych
Jaki jest kontekst działania mediów w Polsce? Z jednej strony mamy media prywatne, których korzenie sięgają czasów gierkowskich, bo ludzie, którzy je utworzyli, zdobywali doświadczenie dzięki odpowiednim funkcjom kierowniczym właśnie w tamtych czasach, następnie mamy media publiczne, które nie wiadomo, co właściwie reprezentują, czy to jest głos społeczeństwa, czy wynik rozgrywek politycznych, jawnych i niejawnych. Występujemy w ich obronie w obawie przed czymś gorszym, ale tak naprawdę to nie jest nic ciekawego. Trąbi się tyle o programach misyjnych, a trzeba dobrze przestudiować tygodniową ramówkę, żeby coś misyjnego tam znaleźć. Media prywatne przypuściły szturm do polskich domów, a telewizja publiczna, czyli społeczna, oddaje pole i prawdopodobnie odda w całości, razem z bezcennymi archiwami. Wkrótce media prywatne do końca rozdzielą łupy między siebie.
Media dla zysku
Jaką zasadą kierują się potentaci współczesnych mediów? Pamiętajmy, że w grę wchodzą tu miliony, dziesiątki milionów odbiorców, czyli klientów. Zasada sformułowana została już w XVIII wieku, a pisze o niej Max Weber ("Etyka protestancka a duch kapitalizmu", Lublin 1994, s. 34). Brzmi ona mniej więcej tak: z krowy doi się mleko, z bydła robi się łój, a z ludzi wyciska się pieniądze. Do ostatniej kropli, do ostatniego tchu. Dla tak traktowanych mediów centralnym punktem jest reklama. Jak mówią Amerykanie, każda wiadomość jest złą wiadomością, dlatego że jest wiadomością, to, co jest dobre, to tylko reklama. Dlatego wiadomości, newsy, informacje dotyczą głównie tego, co złe, bo wytchnienie przyjdzie wraz z oglądaniem reklam, tam jest cisza, spokój, raj. A gdy chcesz ten stan przedłużyć, bo reklama trwa krótko, to kup nasz produkt, dezodorant, mydełko i koniecznie nowy proszek do prania. Sekundy zamienią się w błogą wieczność.
Media dla ideologii
Ale czy to jest tylko biznes? Nie, bo biznes jest narzędziem ideologii, on na nią zarabia. Ideologia wyznacza pewien obraz człowieka i społeczeństwa, które mamy budować. Jest to społeczeństwo wyłącznie konsumpcyjne, tam nie ma narodu (bo to wymaga odwołania się do kultury wysokiej), tam nie ma osoby (bo to wymaga zaangażowania duchowego), są tylko przeżuwacze, z których - za cenę spokoju czysto wegetatywnego - wyciska się pieniądze. Tu nie ma żadnej litości, to jest etyka ekskluzywna obejmująca tylko pewne kręgi ludzi, reszta, czyli społeczeństwo, to przedmiot, materiał, masa.
Te kręgi są moralnie wychłodzone, na zimno ustawiają media i na zimno kierują państwem. Gdy dziennikarze lub politycy należący do tych kręgów rozmawiają między sobą, to aż ciarki przechodzą, jak oni Naród Polski mają za nic, a wszystko, co dla nas cenne, jest albo przemilczane, albo ukazywane w postaci karykaturalnej, albo sprowadzane do formy wynaturzonej: patriotyzm to dla nich nacjonalizm, wierność to fundamentalizm, a lęk o utratę polskiej własności to ksenofobia. Nie ma żadnego współczucia dla naszego Narodu, żadnej solidarności społecznej, nie ma nic, tylko jak wycisnąć jak najwięcej, jak zagrabić jak najwięcej. Oni tylko w tej kwestii się dogadują. Gdy są różne warianty, wtedy się kłócą, przetasowują i idą dalej.
Dlaczego koniec mediów publicznych?
To wszystko, o czym mówimy, pozwala nam sobie uświadomić, że media publiczne, nie mówiąc o prywatnych, nie odegrały, w okresie od 1989 r. po dziś dzień takiej roli, jaką powinny odegrać z uwagi właśnie na upadek komunizmu, ideologii obowiązującej oficjalnej w państwie, które było satelitą Związku Sowieckiego. Media tej roli nie odegrały, a ponieważ środowiska mediów były tak strasznie nasączone, jeśli chodzi o dziennikarzy, administrację, przez służby specjalne, to efekt jest taki, że one dokonują transformacji po to, żeby zachować własne środowisko, rodziny a nawet rody przy władzy medialnej.
Obecnie, dochodząc do wniosku, że mają arytmetyczną większość w parlamencie, postanowili zakończyć zabawę w media publiczne, one już im nie są potrzebne, a nawet mogą być groźne, gdy ktoś inny dojdzie do władzy. Wystarczy im, jeśli mają udziały w mediach prywatnych. Oni są powiązani z mediami prywatnymi, które wyrosły z ich środowisk, na ich zamówienie. Po co im media publiczne, które mogą być nieobliczalne w innym układzie politycznym czy personalnym. Po co sobie psuć nerwy, skoro można wszystko zadusić? Reklamy przejdą do mediów prywatnych, bo nie będą miały wyboru.
Nowy podstęp przeciwników Radia Maryja
Pozostaje im ostatni problem: jak zakneblować wolny głos Radia Maryja. Walczą od wielu lat, próbują na różne sposoby, wciągają w to środowiska międzynarodowe. Aż wreszcie wymyślili: jako wierni uczniowie Marksa wiedzą, że "byt określa świadomość", w takim razie trzeba w Radio uderzyć finansowo, tak żeby nie udźwignęło obciążeń. Oczywiście, wszystko zgodnie z prawem, przy założeniu, że to oni wymyślają i stanowią to prawo. Trzeba wobec tego wyeliminować status nadawcy społecznego, żeby każdy nadawca był traktowany jako komercyjny, a więc wnosił odpowiednio wysokie opłaty. Tak samo za komuny próbowano zniszczyć KUL, traktując ten uniwersytet jak zakład produkcyjny, który musi płacić podatki. Te podatki wchodziły na hipotekę i w końcu przerosły wartość całego KUL, czyli w każdej chwili, zgodnie z prawem, mogli KUL zamknąć i przejąć na własny użytek. Ojciec profesor Krąpiec opowiadał, że widział gotowe plany Lublina bez KUL.
Dziś wraca na naszych oczach ten sam styl myślenia, ta sama mentalność. A czy jest to w wydaniu byłego politruka, czy dawnego działacza "Solidarności", to już nie ma żadnego znaczenia, bo liczy się sposób działania, a ten jest kontynuacją komuny. Obecna liberokomuna to jest ciągłość nie II Rzeczypospolitej, ale w dużej mierze PRL. Nie nastąpiło nawiązanie do ciągłości Polski niepodległej, tylko pracowano nad tym, żeby to był PRL bis. I jest. To się rozgrywa na naszych oczach. Dlatego naszym zadaniem jest maksymalnie, jak tylko się da, wszelkimi środkami uświadamiać ludzi, jaka przemoc się dokonuje, a z drugiej strony uświadamiać również politykom, tym, którzy nie są zdeprawowani w sumieniu, do czego przykładają rękę. To trzeba im uświadamiać, bo jeśli jest już politycznie zdeprawowany, to tylko jakaś boska interwencja może mu pomóc. Jednak wielu z nich może do końca nie rozumieć, o co toczy się gra i jakie mogą być społeczne konsekwencje wprowadzanej reformy mediów.
Media a odbudowa elit
Przed prawdziwymi mediami otwarte są dwa pola pracy. Pierwsze to jest jak największe uświadamianie społeczeństwa, żeby stawało się narodem, a to realizuje się poprzez uczestniczenie w kulturze wyższej, w życiu wyższym niż tylko przemiany wegetatywne, a z drugiej strony to jest ciągła praca nad tym, żeby kreować elity własne, własną inteligencję. Można mieć dobrą wolę, być dobrym człowiekiem, wierzącym, ale pewnych rzeczy się nie zrobi, jeśli się nie ma wiedzy. Z drugiej strony, gdy ma się wiedzę, a brakuje kośćca moralnego, to można wyrządzić więcej zła, niż ktoś, kto niewiele umie. Taki mały złodziejaszek okradnie kogoś w tramwaju, wyciągnie mu te sto złotych, ale taki specjalista jak minister swoim podpisem może pozwolić na okradanie społeczeństwa na miliardy.
Dlatego tak ważne jest, żeby kreować własne elity, a kreowanie własnych elit dla Polski polega na tym, że ludziom daje się szansę rozwoju i szansę zdobycia doświadczenia w określonym środowisku, które jest życzliwe. Tu drogi na skróty nie ma. Wiedzieli i wiedzą o tym nasi wrogowie. Więc posłuchajmy: "Wizyta w Belwederze. Tutaj polski marszałek żył i pracował. Oto łoże, na którym umarł. Tutaj człowiek może się nauczyć, jakich błędów należy unikać - nie można dopuścić, aby polska inteligencja miała szanse rozwoju". Kto to powiedział? Doktor Józef Goebbels 3 listopada 1939 roku, gdy znalazł się w okupowanej przez Niemców Warszawie. To jest lekcja, którą świadomie lub intuicyjnie stosują wobec nas ci wszyscy, którzy z jakiegoś powodu nienawidzą Polaków. Oni pilnują, żeby Naród był ciemny, żeby żaden polski lider się nie rozwinął, nie zdobył społecznego uznania, nie wyrósł na męża stanu. Gdy coś takiego ma miejsce, gdy ktoś taki się pojawia, ma w sobie potencjał, opadają go i albo przenoszą na swoją stronę, albo duszą w zarodku.
Ocalić wolne media
Wiedząc o tym, musimy tak bardzo troszczyć się o młodych ludzi, żeby wszyscy, którzy mają zapał i talenty, którzy nadają się na liderów - bo bez liderów nic się nie zrobi - mogli prawidłowo się rozwijać, zdobywać wiedzę i doświadczenie, mając poczucie bezpieczeństwa, ale równocześnie charakter, czyli poczucie bezwzględnej lojalności wobec Ojczyzny. Takimi ludźmi musimy nasączać Polskę, od ławnika, poprzez radnych różnych szczebli, posłów, senatorów, europosłów. Wtedy zaczniemy inaczej oddychać, inaczej patrzeć na świat i na samych siebie. I takie musi być zadanie wolnych mediów, które swym zasięgiem obejmą miliony Polaków, mediów wolnych od ideologii i biznesu, bo prawda nie potrzebuje socjotechniki, a gospodarność nie musi być dążeniem do zysku za wszelką cenę. Takich właśnie mediów pragniemy, takich mediów będziemy bronić.
Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński
Wykład wygłoszony na konferencji naukowej "Kształt i przyszłość mediów w Polsce. Wokół projektu ustawy medialnej", która odbyła się 23 maja br. w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.